Niezwykłe trucicielki. Matki zabijały dzieci, by zdobyć mężczyzn
W XIX wieku kupno trucizny było tak proste, że arszenik sprzedawano nawet 12-latce. Na powszechności trucizn najbardziej ucierpiały dzieci, które zabijano albo dla pieniędzy, albo dla... szczęśliwych związków.
Henry Eccles poznał Betty Haslam w 1840 roku, w tym samym, w którym zmarła jego pierwsza żona. Betty również była samotna, również straciła małżonka. Wdowa miała trzy córki. Czy to przez nie znajomość Henry’ego i Betty na początku się nie układała? Po początkowych zalotach, relacje się ochłodziły i kontakt urwał się na kilka tygodni. Gdy ponownie zaczęli się spotykać, Henry dowiedział się, że wcześniej dwie córki Betty zachorowały na ospę i nie żyją. Nie wiedział jednak, że po ich śmierci Betty znęcała się nad trzecią córką, co zauważyła sąsiadka. Być może gdyby Henry był tego świadomy, ocaliłby życie Williama, swojego syna z poprzedniego związku.
W 1841 roku Henry i Betty byli już małżeństwem. Nowa praca mężczyzny wymagała wyjazdów, więc opuszczał dom w poniedziałek, a wracał dopiero w soboty. Gdy we wrześniu 1842 wyjeżdżał jego pasierbica była jeszcze zdrowa, ale w dzień powrotu zmarła. Podobnym zaskoczeniem była nagła śmierć syna Henry’ego, Williama. Sekcja zwłok 15-latka wykazała, że został otruty arszenikiem, a podejrzaną była jego macocha. Szybko połączono fakty związane ze śmiercią córek Betty i dokonano ekshumacji ciał. W szczątkach dziewczynek, które jeszcze udało się pobrać, również znaleziono arszenik.
Do zamordowania córek mogło pchnąć Betty ochłodzenie stosunków z Henrym, przez które ich wcześniej znajomość się urwała - dywaguje Linda Stratmann, autorka książki “Stulecie trucicieli”. Być może sukcesy w zabijaniu obudziły w niej morderczynie, a być może uznała, że reszta dzieci może popsuć relacje w nowym małżeństwie. Albo że ich utrzymywanie to strata pieniędzy.
Brzmi to okrutnie, ale w XIX wieku takie praktyki były na porządku dziennym. “W 1842 roku nagła, niewyjaśniona śmierć nastolatka nie była niczym nadzwyczajnym” - pisze Linda Stratmann. Autorka stwierdza, że dzieciobójstwo było najpowszechniejszym zarzutem wobec kobiet w XIX wieku. W latach 1801–1900 w Old Bailey odbyło się 199 rozpraw dzieciobójców, a w większości spraw za zabójstwo odpowiadały matki.
Dlaczego zabijano dzieci? Morderczynie bardzo często uznawały, że dzieci stoją na przeszkodzie ich nowym związkom. Samotne matki obawiały się, że mężczyźni nie będą chcieli płacić za nie swoje potomstwo. Posiadanie dzieci było więc dla kobiet zbędnym balastem.
“Problem” eliminował arszenik, jedna z najbardziej powszechnych i łatwo dostępnych trucizn. Wprawdzie aptekarze próbowali się zabezpieczać i pytali o powód, dla którego kupuje się niebezpieczny środek lub też prosili o zakupy ze “świadkiem”, to i tak bardzo łatwo było wyprowadzić ich w pole. Nawet, gdy nakryli kobietę na kłamstwie, sprzedawali truciznę, zadowalając się wytłumaczeniem, że to trutka na szczury lub kupno na prośbę zaprzyjaźnionego rolnika.
“W kraju, w którym powszechnie używa się arszeniku do opatrywania owiec, nie można wprowadzić środków ostrożności w takim samym stopniu jak gdzie indziej” - pisano w gazetach, tłumacząc, dlaczego ewentualne ograniczenia w sprzedaży mogą nie mieć racji bytu. Korzystali na tym dzieciobójcy.
Sytuację komentował jeden z satyryków, który na rysunku przedstawił malutką dziewczynkę w aptece, proszącą farmaceutę o “butelkę laudanum i półtora funta arszeniku na szczury”. Aptekarz bez problemu spełnił jej prośbę. W ten sposób autor rysunku piętnował łatwość w zdobyciu szkodliwych substancji i fakt, że za zbrodnie odpowiedzialne są głównie matki.
Innym powodem, dla którego dorośli pozbywali się potomstwa, były pieniądze. Do towarzystw wzajemnych ubezpieczeń można było zapisać nie tylko dorosłych, ale też dzieci. Koszt pochówku dziecka mieścił się wówczas w przedziale od 20 do 30 szylingów. Jednak niektóre towarzystwa po śmierci nie pokrywały kosztów pogrzebu, tylko wypłacały sumę z góry. I to znacznie przewyższającą kwotę potrzebną na pochówek - na śmierci dziecka można było “zarobić” od 3 do 5 funtów. Wysoka śmiertelność dzieci sprawiała, że rodzice mogli liczyć na finansowe wsparcie w trudnej sytuacji, ale dla wielu najbiedniejszych osób była to zachęta do dzieciobójstwa.
Problem był tak powszechny, że w Wielkiej Brytanii doczekał się specjalnej ustawy. Dopiero w 1846 roku zabroniono zapisywania do klubów pogrzebowych dzieci w wieku poniżej sześciu lat. W latach 70. XIX wieku ustalono, że suma z ubezpieczenia wypłacana będzie tylko po tym, gdy lekarz przygotuje raport wykluczający dzieciobójstwo.
Otrucie dziecka było często dla kobiety jedynym wyjściem. Samotne matki nie były w stanie wychować potomstwa. Istotnym problemem była też depresja poporodowa, na którą cierpiały niektóre dzieciobójczynie. Nie da się jednak ustalić, w ilu przypadkach było to przyczyną zabójstwa.