Niczego się nie nauczyliśmy. Facebook nie musi śledzić, sami ujawniamy informacje
Po tym, gdy wszyscy oburzyli się, ile wie o nich Facebook, sytuacja powoli wraca do normy. Oburzenie na brak prywatności minęło, więc znowu w modzie są testy, które zdradzają nasze poglądy. Ludzie sami się chętnie nimi dzielą.
"Ten darmowy test poglądów politycznych pozwoli ci uzyskać wyniki w dwóch głównych skalach politycznych w zachodnich demokracjach" - czytamy na stronie idrlabs.com. Zasady są proste: wskazujemy, w jakich kwestiach się zgadzamy, a w jakich nie. Chodzi o podatki, imigrację, służbę zdrowia czy sprawy zagraniczne. Po odpowiedzi na 36 pytań okaże się, do jakich poglądów nam bliżej. Polityczny egzamin cieszy się w sieci coraz większym zainteresowaniem, wyniki można udostępniać w mediach społecznościowych.
Na moim "wallu" w ciągu ostatnich dwóch dni zobaczyłem przynajmniej kilka tych wykresów. Koledzy z redakcji - podobnie. Test nie jest facebookową aplikacją, jak quiz od Cambridge Analytica, przez który wyciekły dane co najmniej 87 mln użytkowników Facebooka. Ale to wcale nie oznacza, że jest bezpieczny z punktu widzenia prywatności.
Gdyby ktoś zajrzał w warunki użytkowania, przeczytałby, że serwis idrlabs.com jest uczestnikiem partnerskiego programu reklamowego Amazona. Rejestrowany jest numer IP użytkownika i wykorzystuje się pliki cookie, by wiedzieć, kto i kiedy kliknął w reklamy.
src="https://d.wpimg.pl/1624601919-1657234295/facebook.JPG"/>
- Ktoś przerobił Political Compass na aplikację do wykradania danych - pisze na Facebooku dziennikarz Wojciech Orliński z Gazety Wyborczej
Co więcej, informacja, że bierze się udział w takim quizie - a więc jest się zainteresowanym polityką - i tak może dotrzeć do Facebooka. Od dawna wiadomo, że serwis śledzi użytkowników, którzy konta w serwisie nie mają, ba, nawet nigdy nie mieli. Wystarczy wejść na stronę posiadającą przyciski "lubię to" czy "udostępnij", opcję zalogowania się na Facebooka lub po prostu wykorzystującą narzędzia służące do analizy czy usług reklamowych od Facebooka. To wszystko rozsiane jest na różnych serwisach, by łatwiej było profilować użytkowników internetu w celach reklamowych. Wyniki testu można udostępnić, więc quiz zalicza się do stron, które Facebook może śledzić.
Niczego się nie nauczyliśmy. Jeszcze niedawno ludzie łapali się za głowy i zapowiadali masowe usuwanie konta na Facebooka. Bolesna okazała się informacja, że dzięki Facebookowi reklamodawcy mogą mieć nawet blisko 1800 tematów do wyboru - tak było w przypadku Grzegorza Burtana z WP Tech - które mogą zainteresować użytkownika. To najlepszy dowód na to, jak bogata jest wiedza na ich temat. I co? Kilka tygodni po aferze i w modzie znowu jest dzielenie się quizem "Jakie masz poglądy polityczne".
Facebook mógł zakończyć współpracę z firmami zbierającymi dane o użytkownikach, ale co z tego - oni i tak znajdą sami sposób, by przekazać informacje o sobie. Dla reklamodawców poglądy polityczne to przecież bardzo cenna wiedza, bo łatwiej dostosować reklamy i treści. Zresztą na stronie idrlabs.com testów jest więcej, np. sprawdzający, czy jest się sceptycznym wobec osób transgenderowych.
Ale nawet jeśli naiwnie uwierzymy, że to po prostu strona, która chce wykorzystać popularność takich testów i wyświetlać reklamy odwiedzającym, to jest jeszcze jeden problem. Użytkownicy sami dzielą się wynikami na Facebooku, zdradzając swoje poglądy i polityczne sympatie. A potem zdziwienie, że ktoś o tym wie i próbuje tę wiedzę wykorzystać.
Dlatego lekcja z aferą Cambridge Analytica była tak ważna.
- Wymuszenie na kimś zmiany decyzji politycznej jest niezwykle trudne – mówił w rozmowie z WP Tech dr Dominik Batorski, socjolog internetu z Uniwersytetu Warszawskiego. – Znając dokładnie skłonności wyborców, Cambridge Analytica mogła zidentyfikować Demokratów, którzy nie byli w pełni przekonani co do Hillary Clinton i zniechęcić ich do wzięcia udziału w wyborach - stwierdzał.
Istnieje ryzyko, że kolejne duże wybory na świecie będą powtórką z rozrywki. Właśnie dlatego, że wnioski nie zostały wyciągnięte.