Największy bombowiec, jaki kiedykolwiek zbudowano na świecie
Rolą bombowca Convair B-36 Peacemaker było przede wszystkim odstraszanie. Miał pokazać wrogiemu wobec Stanów Zjednoczonych Związkowi Radzieckiemu, że Amerykanie dysponują bronią, która bez problemu doleci nad terytorium Rosji i zniszczy strategiczne cele przy użyciu bomb atomowych. Powstała zatem potężna maszyna, której rozpiętość skrzydeł wynosiła ponad 70 metrów, a załoga liczyła aż 16 osób. Mimo że B-36 to relikt zimnej wojny, to nadal nie zbudowano większego bombowca. Co prawda, rosyjski Tupolew 160 był nieco dłuższy, ale miał znacznie mniejszą rozpiętość skrzydeł i był przy tym niższy.
15.12.2015 | aktual.: 17.12.2015 16:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Convair B-3. Peacemaker to ciężki samolot bombowy dalekiego zasięgu, zdolny do przenoszenia bomb jądrowych. Była to największa, kiedykolwiek zbudowana maszyna lotnicza napędzana przez silnik tłokowy i jak do tej pory, bombowiec z największą rozpiętością skrzydeł. Prace nad samolotem rozpoczęto już podczas II wojny światowej, w roku 1941. Amerykanie byli przekonani, że Wielka Brytania nie będzie w stanie samodzielnie oprzeć się faszystowskim Niemcom, a sam prezydent USA - Franklin D. Roosevelt – chciał posiadać samolot, który będzie zdolny zaatakować odległe cele. Siły zbrojne USA zamówiły zatem samolot, który miał być zdolny do przelecenia minimum 19300 km, na wysokości nie mniejszej niż 7600 metrów. Taktyczny promień działania miał wynosić nieco ponad 8000 km. Mimo że wymagania były zbyt duże, jak na możliwości ówczesnej techniki, to właśnie dzięki temu zamówieniu US Air Force powstał B-36, który zapisał się w historii także tym, że był pierwszym samolotem międzykontynentalnym, który mógł osiągnąć cel bez
dodatkowego tankowania. Był także jedynym samolotem USA, który był w stanie przenosić wyjątkowo duże i ciężkie bomby atomowe.
Oblot tej potężnej maszyny miał miejsce 8 sierpnia 194. roku. Jednak ogromne koszty produkcji, jak i początkowe problemy techniczne, nie pozwoliły na wprowadzenie maszyny do służby przed rokiem 1951. Jednym z głównym ograniczeń maszyny były silniki zamontowane w pierwszych wersjach. Ich przestarzała konstrukcja nie pozwalała bombowcowi na uzyskanie zakładanych osiągów. Dość szybko postanowiono, aby do sześciu silników tłokowych dodać cztery turboodrzutowe. Samolot dysponował finalnie silnikami Pratt & Whitney R-4360-53 o mocy 2 500 kW każdy, które uzupełniono produktami General Electric J47 o ciągu 23 kN każdy. To wyjątkowo rzadkie, aby jeden samolot napędzały dwa różne rodzaje silników, a do tego było ich aż 10. Silniki pozwalały maszynie rozpędzić się do prędkości maksymalnej wynoszącej 685 km/h (prędkość przelotowa 380 km/h) i wznieść się na maksymalną wysokość 15000 metrów. Dziś te wartości wyglądają śmiesznie i są dostępne dla każdej maszyny obsługującej ruch pasażerski (szczególnie prędkość), jednak
jak na tamte czasy, osiągi samolotu były bardzo dobre.
Przy masie własnej nieco ponad 7. ton, Peacemaker mógł przenosić aż 39 ton bomb. To oczywiście dane maksymalne, bo w przypadku wysłania samolotu w misję międzykontynentalną, masa bomb spadała zaledwie do 4500 kg. Zasięg samolotu wynosił wówczas niespełna 11000 km.
Finalnie powstał ogromny samolot. Miał długość 49,4 m i wysokość 14,3 metra. Rozpiętość jego skrzydeł wynosiła aż 70,1 m, a łączna powierzchnia nośna to 443,3 m2. Takie rozmiary robią wrażenie, nawet wobec współcześnie używanych samolotów. Potężny, transportowy Lockheed C-5 Galaxy ma rozpiętość skrzydeł 67.89 m, a największy pasażerski samolot świata – Airbus A380 – ma rozpiętość skrzydeł wynoszącą 79.75 m. Musimy jednak pamiętać, że obie konstrukcje powstały dużo później niż B-36.
W samolocie zastosowano sterowane elektrycznie wieżyczki z uzbrojeniem strzeleckim, a także ciśnieniowy kadłub umożliwiający lot na bez masek tlenowych. Kadłub wersji bombowych podzielony był na 6 części.
Convair B-3. Peacemaker został wyprodukowany w 384 egzemplarzach. Nigdy nie wziął udziału w bojowej misji, która miałaby polegać na zbombardowaniu terytorium wroga. Mimo że dość szybko został zastąpiony przez nowocześniejszy odrzutowy bombowiec Boeing B-52 Stratofortress, to był wykorzystywany jako samolot szpiegowski. Umieszczono w nim bardzo zaawansowane aparaty fotograficzne, a na pokładzie urządzono nawet laboratorium chemiczne, które umożliwiało wywoływanie zdjęć w locie. Pamiętajmy, że w tamtych czasach nie było jeszcze aparatów cyfrowych.
LP/JB