Najgorsza rzecz związana z promocjami. Nie chodzi o "naiwność" Polaków
Jeżeli kupiliście coś z okazji czarnego piątku lub cyberponiedziałku, a potem zajrzeliście do sieci, to najprawdopodobniej zrobiło wam się głupio. Zostaliście zaliczeni do grupy bezmyślnych, naiwnych Polaków, którzy nie myślą samodzielnie. Taka ocena jest powszechna, ale bardzo niesprawiedliwa i krzywdząca.
28.11.2017 | aktual.: 28.11.2017 12:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
“Bo w Polsce nie jest black friday, tylko black frajer” - napisał jeden z naszych czytelników pod tekstem “Brutalna prawda o Black Friday w Polsce”. Na WP Gry Barnaba Siegiel zauważył, że polskie oferty na elektronikę - głównie na konsole - wypadają blado przy zagranicznych promocjach.
Zobacz także
Właśnie taka jest obiegowa opinia o polskim czarnym piątku. Promocje to pic na wodę. Inaczej niż w Stanach Zjednoczonych, Anglii czy Niemczech. Jeżeli sklep obniża ceny, to tylko dlatego, że dzień wcześniej ją podniósł i tak naprawdę płaci się tyle samo, co w zwykły dzień. A bardzo często nawet trochę więcej.
Tak sklepy zarabiają na “frajerach”. Tak, tak, niemal każdy, kto kupuje w okolicach czarnego piątku - a właściwie kilka dni przed nim i kilka dni po nim, bo tak rozłożone są promocje - jest frajerem, który dał się nabrać na lipną ofertę. W Polsce w większości są tylko takie.
Przynajmniej do takich wniosków można dojść czytając komentarze.
Trochę przeczą tej powszechnej opinii zestawienia Komórkomani czy Fotoblogi. Opublikowane spisy promocji pokazują, że i w Polsce z okazji czarnego piątku dało się kupić ciekawe produkty w atrakcyjnej cenie.
Załóżmy, że to jednak wyjątki. I spójrzmy na tego typowego, naiwnego Kowalskiego, który w czarny piątek poszedł do sklepu z elektroniką albo do dyskontu. Zobaczył, że np. Xbox One S kosztuje 999 zł, dostrzegł obniżoną cenę, ucieszył się, wziął pudło pod pachę, zapłacił i zadowolony wyszedł ze sklepu.
Oczywiście internet w komentarzach uznał, że nie ma prawa do zadowolenia. W końcu wpadł w sidła chciwych polskich sprzedawców i stracił - bo na Amazonie taniej! Typowy przykład black frajera!
Wkurza i smuci mnie ten wykreowany obraz Polaka - kretyna. Człowieka, któremu da się wcisnąć wszystko. Tymczasem całkiem możliwe, że Kowalski kupił konsolę/telewizor/telefon w czarny piątek, bo:
a) i tak od miesięcy planował zakup, a promocja - nawet jeśli udawana - w końcu była impulsem, by wziąć wymarzony produkt
b) nie chce lub nie może płacić kartą w sieci
c) boi się o transport przesyłki
d) ma bliżej do Auchana niż sklepu z komputerami
Albo jest świadomy różnic w cenach, ale po prostu woli zapłacić 100-200 zł więcej i mieć produkt od razu. A nie tracić czas na analizowanie wszystkich promocji, których jest przecież mnóstwo. W końcu czas to pieniądz, prawda?
Powodów może być mnóstwo. Ale nie - w Polsce taka osoba to zwykły imbecyl, który poleciał do sklepu, bo zobaczył reklamę i bezmyślnie wyjął pieniądze z portfela.
Oczywiście krytycy czarnego piątku zapewniają, że tak naprawdę buntują się przeciwko polityce sklepów, które nie traktują wyprzedaży tak, jak robi się to na zachodzie.
Ale nie bądźmy naiwni - z wieloma ofertami tak jest. Nie tylko, gdy zbliża się czarny piątek. Jeżeli ktoś chciałby porównywać obniżki cen, to okazałoby się, że rzadko kiedy jest dobra okazja. Najlepiej więc nie kupować wcale. Zawsze dojdzie się do wniosku, że za trzy miesiące może w hiszpańskim sklepie będzie lepsza oferta i kupując w Polsce przepłacimy.
Nawet jeżeli ktoś kupił telewizor, konsolę czy grę tylko dlatego, że sklepy wmówiły mu, że promocje są atrakcyjne, to nie widzę w tym niczego złego. Najprawdopodobniej i tak miał ochotę na ten produkt. Najprawdopodobniej i tak wydałby taką sumę. Gdzie tu frajerstwo i nabicie w butelkę?
A jeśli zaoszczędził tylko 50 zł, a nie, dajmy na to, 150 zł? Coś i tak w kieszeni zostało.
Czarny piątek czy cyber poniedziałek stały się kolejną okazją do wyśmiewania innych. Podkreślenia swojej wyższości i okazania pogardy innym. I to jest w tym wszystkim najsmutniejsze, a nie szał na “udawane” promocje.