Na fake newsy nabierają się nawet profesorowie. Czas wymagać konkretnych akcji
Profesor w rozmowie o antysemityzmie powołuje się na zmyśloną wypowiedź... Leo Messiego. Internet ma ubaw, bo profesor uwierzył w to, co przeczytał w internecie. Tyle że to śmiech z samych siebie.
08.03.2019 | aktual.: 09.03.2019 09:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W wywiadzie z "Polityką" prof. Paweł Śpiewak, socjolog i historyk idei, powiedział, że "nawet Messi odnotował istnienie Polski". Piłkarz miał powiedzieć, że Polska "to taki faszystowski kraj". Ale źródłem tej sensacyjnej wypowiedzi jest tak naprawdę… mem ze zmyślonym cytatem. Profesor "połknął zarzutkę", dał się nabrać na obrazek, który krążył po sieci.
Fragment tego wywiadu to doskonały przykład największych grzechów internetu. Pierwszy - wiara w fałszywe informacje. Drugi - nie wychodzenie z własnej bańki. W grupach osób o tych samych poglądach krążą wyłącznie wiadomości o określonej treści. Przyzwyczajamy się do opinii, więc łatwiej uwierzyć nawet w absurdalną historię, jeśli pasuje do naszego światopoglądu. "Może i to kłamstwo, ale mogłoby być prawdą!".
Zobacz także
Każdy wierzy w fake newsy
W mediach społecznościowych ludzie mają używanie. "Profesor, a naiwny" - by nie powiedzieć mocniej, co się zresztą na Twitterze zdarza. Śmieszne? To śmiejmy się dalej. Tyle że jest to śmiech z samych siebie.
Żyjemy w kraju, przez który niedawno przeszła fala oświadczeń skierowanych do Facebooka. Polscy użytkownicy prostą formułką chcieli chronić swoje dane, mimo że zwykłe kopiuj-wklej nie mogło w niczym pomóc. Apeli wklejanych na tablicach było tak dużo, że sprawę skomentować musiał Urząd Ochrony Danych Osobowych.
Mieszkamy w kraju, w którym lekarze apelują: jeśli pacjenci dalej będą wierzyć w bzdury publikowane w internecie, wzrośnie liczba zgonów. Już teraz 17 proc. ufa doktorowi Google i rezygnuje z zaleceń specjalisty, stawiając na porady znalezione w sieci. A będzie jeszcze gorzej - mówią eksperci - bo medycznych fake newsów przybywa.
Przykłady można mnożyć. Tysiące Polaków uwierzyło w historię o zwłokach dziecka z wyciętą nerką, które służby miały wyłowić z Soliny. Opowieść obiegła serwisy społecznościowe i przeraziła rodziców niemal w całej Polsce. Zero refleksji, zamiast tego puszczanie dalej w świat taniej sensacji. Podobnie jak w sprawie szczepionek, uchodźców, płaskiej Ziemi.
Donald Trump: "mistrz" fake newsów
Celowo nie wkraczam na grunt polityczny, choć przecież tam znalazłoby się pewnie najwięcej kolportowanych kłamstw. Wcale nie uważam też, że wiara w fake newsy to nasza narodowa cecha. To w końcu prezydent USA jest największym twórcą i kolporterem fake news na świecie. W ciągu roku prezydentury został przyłapany na mówieniu nieprawdy ponad 2 tys. razy.
Fake newsy to problem, z którym współczesny świat sobie nie radzi. Giganci technologiczni mogą zapewniać, że robią wszystko, aby z nimi walczyć, ale na obietnicach się kończy. Komisja Europejska nie ma wątpliwości: największe firmy internetowe nie są w stanie dotrzymać swoich obietnic w walce z fake newsami.
Unia Europejska bezradna. Google, Facebook i Twitter się nie przejmują
Google, Facebook i Twitter oraz organizacje zrzeszające firmy z branży reklamowej podpisały w październiku 2018 oświadczenie. Firmy zobowiązały się do powstrzymania rozprzestrzeniania się fake newsów na swoich platformach. Postępów nie ma. Wydaje się, że jest coraz gorzej.
Fałszywe informacje to nasza przykra codzienność. Tymczasem jedyną reakcją, na jaką stać komentujących w sieci, jest rechot z czyjejś pomyłki. A jak na zmyślonego mema nabierze się ktoś, kogo nie lubimy, to już cały dzień udany.
Wyobraźmy sobie chodnik pełen dziur i przeszkód, na którym co chwila ktoś się wywraca. W bramie stoi grupa, która tylko czeka, aż komuś się powinie noga. Tak jak ekipa od słynnego już "Ale urwał!". Brakuje za to refleksji - może w końcu ktoś by z tymi dziurami coś zrobił?
Owszem, powinniśmy wymagać, żeby profesor nie nabierał się na zmyślony obrazek tak łatwo, jak przeciętny Kowalski. I żeby dziennikarka weryfikowała absurdalnie brzmiące historie. Ale rozumiem też, że rzeczywistość jest trudna.
Daleki jestem od tego, by na kolejne fałszywe informacje powielane w mediach czy artykułach machać ręką. Należy je prostować i nagłaśniać. Ale już bez szydery i śmiechu, tylko z apelem: czas coś w końcu z tym zrobić. Winowajców łatwo znaleźć. Z badań wynika, że prawie 60 proc. ankietowanych na fake newsy natyka się w mediach społecznościowych. Komisja Europejska rozkłada ręce, ale może to najwyższa pora, by zmusić gigantów technologicznych do działania.