"Można się spodziewać, że znów uderzą". Ekspert o ataku Rosjan
Przeprowadzony w czwartkowy poranek zmasowany atak w kierunku Ukrainy jest na językach wielu analityków. Warto jednak zaznaczyć, że wciąż brakuje oficjalnych potwierdzeń związanych z tym, co dokładnie wystrzeliła Rosja. Jeśli jednak był to międzykontynentalny pocisk balistyczny, to czego należy się spodziewać?
W zmasowanym ataku na Ukrainę, który przeprowadzono w czwartek 21 listopada, miały uczestniczyć pociski Ch-101, Ch-47M2 Kindżał wystrzelony z myśliwca MiG-31K oraz – jak podaje Kijów – międzykontynentalny pocisk balistyczny (ICBM). Nie wiadomo jednak, jakiej dokładnie broni tego typu użył Kreml. Do czasu opublikowania oficjalnych komunikatów przez instytucje państwowe należy więc traktować informacje o użyciu ICBM jako przypuszczenia.
Wojskowy o użyciu przez Rosję ICBM
Szerzej na temat potencjalnego użycia przez Rosję międzykontynentalnego pocisku balistycznego w kierunku Ukrainy wypowiedział się w rozmowie z Wirtualną Polską mjr Michał Fiszer, były żołnierz, pilot wojskowy i ekspert związany z branżą militarną, zajmujący się również działalnością naukową na uczelni Collegium Civitas.
Fiszer zwrócił przede wszystkim uwagę, że w przypadku czwartkowego ataku "nie chodzi o Kindżała", bo to broń, która była używana wielokrotnie. Wielokrotnie też Kindżał mierzył się z problemami technicznymi – nie dosięgał celu i spadał na ziemię bez detonacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na dużo większą uwagę zasługuje natomiast użycie najprawdopodobniej pocisku międzykontynentalnego. Choć nie jest znany dokładny jego typ, można podejrzewać, że był Rubież lub Topol. Oba pociski osiągają kilka tysięcy kilometrów zasięgu. – To rakiety, które służą do przenoszenia głowic jądrowych do Europy lub Ameryki. Rosjanie mogli jednak wyposażyć ją w głowicę konwencjonalną – zauważa Fiszer. Jeśli więc Kreml sięgnął po broń ICBM, byłoby to pierwsze w historii użycie tego typu pocisku w warunkach bojowych.
Fiszer podkreśla jednak, że w przypadku ICBM obawy nie dotyczą specyfikacji pocisku, czyli jego zasięgu, tylko możliwości przenoszenia w nim głowicy jądrowej. Nie istnieją jednak doniesienia, które potwierdzałyby, że Rosjanie użyli tego środka. To natomiast daje pewien obraz tego, co chce osiągnąć Putin.
Moskwa wysyła "sygnał" i ostrzega przed użyciem atomu
– To zdecydowana forma ostrzeżenia przed użyciem broni jądrowej, ale to raczej nie nastąpi – uważa Fiszer. Choć zdaniem eksperta Moskwa ma mieć do dyspozycji ok. 500 pocisków międzykontynentalnych bazowania lądowego, to "Rosja nie użyje broni jądrowej, bo to nie ma najmniejszego sensu".
Można się spodziewać kolejnych ataków
Wojskowy twierdzi, że podobnych ataków można się spodziewać w przyszłości. – Na razie jednak Rosja musi poczekać na efekt – mówił w rozmowie z Wirtualną Polską. Jego zdaniem armia agresora nie będzie atakować często, "bo to spowszednieje". –Możliwe, że jak Rosja będzie wycofywać stare Topole i zastępować je Rubieżami, to starsze rakiety będą wystrzeliwane zamiast utylizowane – dodaje.
Zapytany o możliwość użycia głowicy atomowej w pocisku ICBM ekspert odpowiada, że takiej możliwości nie można wykluczyć. – Rosjanie mogą użyć atomu, aby wywołać mrożący efekt – twierdzi. Dodaje jednak, że nie będzie to uderzenie spektakularne, tylko detonacja małego ładunku np. na Morzu Czarnym, aby tylko zademonstrować swoją siłę.
Międzykontynentalna broń Rosjan
Nie jest jasne, czego mogli użyć Rosjanie do ataku z 21 listopada, natomiast jeśli był to pocisk RS-26 Rubież, warto wyjaśnić, że to ICBM o wadze 36 t, który rozpędza się do prędkości ponad 24 tys. km/h (20 Ma). Dokładność tej broni określa się na 250 m. Jest to wartość niedopuszczalna w przypadku broni mającej na celu precyzyjne uderzenia, ale odpowiednia podczas ataku z wykorzystaniem głowicy atomowej.
W czwartkowym ataku mógł też uczestniczyć system Topol-M, którego pocisk osiąga ponad 47 t masy oraz dociera na odległość 11 tys. km. Porusza się z podobną prędkością do RS-26, którą szacuje się na 27 tys. km/h.
Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski