Ministrze Środowiska, zamknij lasy z powrotem. I to jak najszybciej! [OPINIA]
20 kwietnia to dzień, w którym nareszcie możemy wyściubić nos z domu i zażyć świeżego powietrza w parkach i lasach. Ja myślę jednak, że tym drugim powinniśmy dać spokój. Są ku temu solidne powody. I tym razem nie mam na myśli koronawirusa.
To dobrze, że nareszcie możemy wyjść. Zdecydowanie dobrze dla naszego zdrowia. A parki są jak najlepszym miejscem do tego, żeby zaczerpnąć aktywnego odpoczynku, który był nam odebrany przez te dwa tygodnie. Z lasami jest jednak inaczej.
Zobacz też: Koronawirus wpędził nas w gigantyczny kryzys. I może wpędzić w jeszcze inny – dużo większy
Niezwykle wysokie zagrożenie pożarowe
Rząd zdecydował się uchylić zakaz wstępu do lasów. Nie mam wątpliwości, że teraz masy ludzi wygłodniałych wycieczek uderzą tam całą falą. Uderzą i rzecz jasna będą beztrosko nadrabiać czas zamknięcia.
Problem w tym, że dużo ludzi to dużo ludzkich błędów. Takich jak na przykład lekkomyślne zapalenie papierosa w lesie, a potem niedogaszenie niedopałka. Ogniska w lesie? Każdy wie, że to delikatnie mówiąc nie jest zbyt mądry pomysł, ale wiemy też, że jako ludzkość jesteśmy czasem specjalistami w niemądrych pomysłach. Ale nawet ognisko w zdawałoby się "wystarczająco bezpiecznej" odległości od lasu, może wymknąć się spod kontroli.
To jak gigantyczny wpływ może mieć jedna nierozważna decyzja, doskonale pokazuje ostatni pożar na Ukrainie, który został spowodowany przez podpalenie trawy i śmieci przez 27-letniego mężczyznę. Podpalenie dla... zabawy. Obszar, który objął ogień wynosi na tę chwilę 470 km2, czyli 47 tys. ha.
U nas może być dokładnie tak samo.
Jak widać na powyższej mapie wykonanej przez Instytut Badawczy Leśnictwa, w lasach na terenie prawie całej Polski istnieje duże zagrożenie pożarowe.
Od początku 2020 roku wybuchło w naszym kraju 2247 pożarów, z czego 557 właśnie na terenie Lasów Państwowych. Dla przykładu nawet dzisiaj (20.04) służby walczą z pożarem Biebrzańskiego Parku Narodowego. Ogień trawi ok. tysiąc hektarów bagiennych łąk i lasów.
W samym tegorocznym marcu i kwietniu było więcej pożarów niż rok temu o tej samej porze, kiedy także przecież mieliśmy suszę - to tylko pokazuje, jak źle jest w tej chwili. Nic dziwnego - w końcu ilość opadów śniegu i temperatura poprzedzającej okres wiosenno-letni zimy ma ogromny wpływ na susze, a ostatnia zima w Europie była najcieplejsza w historii pomiarów.
Lasy Państwowe podkreśliły, że wiele z tych pożarów ma swoje źródła w celowych podpaleniach i "skrajnej lekkomyślności, takiej jak wypalanie traw i wyrzucanie niedopałków papierosów". No właśnie. A czym więcej ludzi, tym większa szansa na lekkomyślność.
Co prawda nadleśniczy sprawujący opiekę nad danym terenem mają możliwość samodzielnego podjęcia decyzji o zakazie wstępu do niego, ale w tym momencie żaden z nich się na to nie zdecydował, mimo dużego zagrożenia pożarowego.
Zakaz taki wprowadzany jest obowiązkowo tylko, gdy "w danej okolicy wilgotność ściółki mierzona o godz. 9.00 rano przez pięć kolejnych dni wynosi mniej niż 10 proc." Jednak to już według samych Lasów Państwowych zdarza się bardzo rzadko, choć przy obecnej suszy nie można tego wykluczyć. Instytucja zaleca sprawdzanie prognozowanego zagrożenia pożarowego i ewentualnych okresowych zakazów wstępu na stronie Banku Danych o Lasach.
A jakie mogą być konsekwencje wystąpienia jeszcze większej ilości pożarów? Na ten temat wypowiedział znamienne zdanie klimatolog Marcin Popkiewicz, komentując sprawę potencjalnej gigantycznej suszy, która może czekać Polskę w tym roku: – Nawet w zamożnych i dobrze zorganizowanych krajach giną w pożarach lasów setki ludzi. To, że nas w Polsce taka tragedia do tej pory ominęła, jest kwestią szczęścia.
A skoro to kwestia szczęścia, to naprawdę nie powinniśmy kusić losu.
Zostawmy cuda w spokoju
Jest jeszcze inny powód, żebyśmy zostawili lasy w spokoju na jakiś czas - ich naturalni mieszkańcy. Ku naszemu zaskoczeniu poczuli się oni dużo swobodniej pod naszą nieobecność i zaczęli zapuszczać się w miejsca, w których ich dawno nie widzieliśmy.
Nadleśniczy z Browska, Adam Roczniak, cytowany przez PAP mówił, że "zwierzęta jakby pozbyły się strachu, bawią się na drogach, szlakach, leśnych parkingach". Dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego Michał Krzysiak stwierdził, że żubry "pojawiły się w miejscach, w których wiosną nie widywali ich w ciągu dnia."
Podobne spostrzeżenia miał dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego, Szymon Zborowski. Tam "niedźwiedzie zbudziły się z zimowego snu i uzupełniają tkankę tłuszczową." Leśnicy w całym kraju zgodnie mówią, że od lat nie było takiego zachowania łani, niedźwiedzi, rysiów czy żubrów. A Ministerstwo Środowiska określa to wszystko "cudem natury".
Cuda to raczej nie jest działka ludzka. Zostawmy cuda w spokoju. Przynajmniej na jakiś czas.