Zmiany klimatu coraz bardziej odczuwalne. Może czekać nas największa susza od 100 lat
Pandemia koronawirusa nie będzie najprawdopodobniej jedynym wyzwaniem, z którym przyjdzie nam się zmierzyć w tym roku. Innym będzie susza. I niestety niewiele na razie robimy w tej sprawie. – Wygląda to tak, jakbyśmy chcieli jak najszybciej pozbyć się wody z terytorium Polski – mówi klimatolog Marcin Popkiewicz.
Susza, która najpewniej nawiedzi nas w tym roku, może być największa od ponad 100 lat. Już teraz jesteśmy pod tym względem w trudnej sytuacji i niestety nie zapowiada się na poprawę.
Pierwsze oznaki nadchodzącego kryzysu
Zły stan rzeczy odzwierciedla kilka czynników.
Po pierwsze już obecnej wiosny mamy do czynienia w Polsce ze znacznym obniżeniem się poziomu wód w rzekach. To wynik braku opadów atmosferycznych podczas ostatniej zimy.
Jak informuje portal stopsuszy.pl, w grudniu ubiegłego roku sumy opadów wynosiły 40-60 proc. ilości, która jest normą w Wielkopolsce, na Kujawach i Dolnym Śląsku. Miesiąc później w południowej części naszego kraju deficyt ten wyniósł ponad 50 proc. względem normy.
Efektem jest niski stan wody, utrzymujący się na bardzo wielu rzekach w całej Polsce. Rzecznik IMGW Grzegorz Walijewski poinformował kilka dni temu, że aż 42 na 500 istniejących stacji mierzących poziom wód odnotowało stan wód poniżej normy. W poprzednim roku było ich zaledwie 10.
Skutkami obniżenia płytkich wód gruntowych mogą być utrudnienia w zaopatrzeniu w wodę w niektórych miejscach Polski. Takie problemy wystąpiły już w zeszłym roku w Skierniewicach.
W Warszawie poziom Wisły w okolicach Śródmieścia we wtorek 7 kwietnia wynosił 72 centymetry. Prognozy na najbliższe dni mówią o 66 czy nawet 62 centymetrach. Jest to poziom rekordowo mały jak na wczesną wiosnę.
Trzeba też przypomnieć, że ostatnia zima była najcieplejszą zimą w Europie w historii pomiarów.
Małe opady śniegu, razem z wystąpieniem wyższych średnich temperatur mają też jeszcze jedną konsekwencję - niską wilgotność gleb. Wykres ilustrujący obecny stan pod tym względem nie napawa optymizmem.
Źródło: IMGW
Jak widać, na terenie większości kraju wilgotność gleb jest na bardzo niskim poziomie. Dla rolnictwa tego rodzaju tendencja to oczywiście tragiczna wiadomość.
Kolejnym czynnikiem, który zwiastuje nadchodzące problemy, jest zagrożenie pożarowe w lasach. Mimo, że mamy dopiero kwiecień, to prawie w całej Polsce istnieje obecnie duże zagrożenie wystąpienia pożarów na terenach leśnych.
Źródło: bazapozarow.ibles.pl
Zmiany klimatu zaczynają nas dopadać
– W ostatnim stuleciu średnioroczna temperatura w Polsce wzrosła z 7,5°C do ok. 10°C. W rezultacie tego ocieplenia średnie roczne temperatury na Mazowszu są już takie, jakie były w XIX wieku na Nizinie Węgierskiej – mówi WP Marcin Popkiewicz, fizyk, redaktor portalu "Nauka o klimacie".
Jak tłumaczy, susze w Polsce to nic nowego, ale pojawiają się one coraz częściej – w latach 1950-1980 występowały w Polsce średnio raz na 6 lat, w okresie 1982-2011 już ok. co 2, a od 2013 mamy suszę rokrocznie.
Przyczyną tego jest m.in. wyżej wspomniany wzrost średniej temperatury w Polsce (który jest elementem światowego trendu spowodowanego emisją gazów cieplarnianych). Wyższa temperatura oznacza bowiem większe parowanie. I o ile roczna ilość opadów się istotnie nie zmieniła, to przy wyższym parowaniu rezultatem jest ujemny bilans wodny.
Zmienił się za to rozkład opadów. Mniej pada w półroczu ciepłym, a więcej w zimnym. W tym pierwszym opady to coraz częściej ulewne deszcze, które spływają od razu do Bałyku i rzek powodując powodzie, ale nie wsiąkając w glebę. W połączeniu z falami upałów powstają warunki bardzo sprzyjające suszy. Zimą natomiast, choć pada więcej, to już nie jako śnieg, który topniejąc na wiosnę zapewniałby wodę na sezon wegetacyjny, lecz jako deszcz, który szybko spływa do morza.
Zagrożenie pożarowe w lasach jest oczywistą konsekwencją przesuwania się stref klimatycznych, co spowodowane jest procesem zmian klimatu. – Nawet w zamożnych i dobrze zorganizowanych krajach giną w pożarach lasów setki ludzi. To, że nas w Polsce taka tragedia do tej pory ominęła, jest kwestią szczęścia – zauważa Popkiewicz.
W Polsce jak w Hiszpanii? Prawdopodobnie, ale wbrew pozorom nie jest to dobra wiadomość
– Powinniśmy zatrzymywać wodę w krajobrazie. Powinniśmy gromadzić wodę, sadząc lasy i dbając o mokradła, gdyż są to najlepsze "gąbki". Tymczasem nie robimy tego – mówi klimatolog.
Według eksperta, o ile w miastach istnieją programy adaptacji do zmian klimatu, to na terenach wiejskich i rolniczych nie robi się zupełnie nic, a czasem wręcz szkodzi. Popkiewicz wymienia tu takie działania, jak osuszanie terenów podmokłych czy zamykanie rzek i strumieni w wyprostowanych, betonowych kanałach. – Wygląda to tak, jakbyśmy chcieli jak najszybciej pozbyć się wody z terytorium Polski, spuszczając ją do Bałtyku i fundując sobie przy okazji powódź po drodze.
Oczywiście nie można zapominać tutaj o sprawie kluczowej – globalnych działaniach w celu zatrzymania emisji gazów cieplarnianych.
– W scenariuszu dalszych wysokich emisji, do końca stulecia, zagrożenie suszą w Polsce wzrośnie do poziomu typowego obecnie dla najbardziej suchych rejonów Hiszpanii. Możemy znaleźć wątpliwe pocieszenie, że w tym kraju będzie dużo gorzej niż u nas, bo w większości Hiszpania stanie się wtedy pustynią – puentuje Popkiewicz.
Źródło: wp.pl, stopsuszy.pl, tvn24.pl, tokfm.pl, pogodynka.pl, onet.pl