Koronawirus zagraża każdemu. Wiemy, jak zmniejszyć ryzyko zarażenia
Kiedy grozi nam globalna choroba, zaczynamy zwracać uwagę na kontakt z drugim człowiekiem. To dobra okazja, żeby zastanowić się, czy kultura nadąża za zagrożeniami biologicznymi. I jak się zachowywać, by się nie zarazić.
W jednym z materiałów telewizyjnych dotyczących koronawirusa we Włoszech wypowiadała się właścicielka restauracji. Kobieta relacjonowała, co stało się, gdy do lokalu weszła grupa Koreańczyków - cały opustoszał. Tyle że w dobie globalnej ekspansji wirusa nie da się już przyjąć, że zarażą nas np. Japończycy lub Włosi. "Zagrożeniem" może być sąsiad, kolega z pracy lub ktoś, z kim jedziemy razem autobusem.
Koronawirus przenosi się pomiędzy ludźmi drogą kropelkową, czyli przez kaszel, kichanie, kontakt fizyczny czy korzystanie z tych samych przedmiotów. Wystarczy więc, że nosiciel kichnie lub kaszle na swoją dłoń, przy powitaniu nam ją poda, my następnie dotkniemy oczu czy ust i nieszczęście gotowe.
Strach przed powitaniem może wydawać się absurdalny. Tyle że badacze już kilka lat temu zauważyli, że przez podawanie dłoni przekazuje się drugiej osobie mnóstwo bakterii.
Z analiz naukowców z walijskiego Aberystwyth University wynika, że typowy uścisk przenosi 10 razy więcej bakterii niż "żółwik" - czyli zderzenie pięściami. Z kolei przybicie piątki to już tylko kilka razy bakterii więcej. To dlatego, że dłonie stykają się ze sobą przez krótszy czas, na dodatek mniejsza powierzchnia ma ze sobą kontakt.
To właśnie z tego powodu organizacja Public Health England sugerowała, by zamiast powitania ręką postawić np. na wiktoriański ukłon lub cokolwiek, co pozbawione będzie kontaktu z drugim człowiekiem.
Szczególnie takie metody byłyby mile widziane podczas epidemii grypy (a teraz w przypadku koronawirusa) lub po prostu w szpitalach. Tyle że tu zachodzi problem - pacjenci lubią uścisk dłoni lekarza, bo działa na nich uspokajająco. Trzeba byłoby więc przestawić swój sposób myślenia i dostosować się do nowych warunków, w których wirusy czają się na rękach.
Redakcja "Time" jednak uspokaja. Jako że wirus przenosi się drogą kropelkową, scenariusz, w którym zarażony kicha na swoją dłoń, a następnie podaje rękę zdrowej osobie, która z kolei dotyka od razu ust czy oczu jest raczej mało prawdopodobny. Nie ma więc sensu, dla którego należałoby zrezygnować z takiej formy powitania lub też szczególnie przed nią straszyć.
Choć oczywiście należy pamiętać, by często myć ręce, szczególnie gdy wrócimy do domu. Ale dbanie o higienę to nie sprawa koronawirusa, tylko coś, co powinniśmy stosować także wtedy, gdy "zagrożenia" nie ma. Bo zarazić możemy się np. grypą.