Koronawirus kontra prywatność. Tak rządy na świecie kontrolują obywateli

Koronawirus kontra prywatność. Tak rządy na świecie kontrolują obywateli

Koronawirus kontra prywatność. Tak rządy na świecie kontrolują obywateli
Źródło zdjęć: © Getty Images
Bolesław Breczko
02.04.2020 15:35, aktualizacja: 07.04.2020 12:33

"Kwarantanna domowa" jako narzędzie do kontroli chorych osób w skali świata nie jest niczym wyjątkowym. Nawet Szwajcarzy zaczęli baczniej przyglądać się obywatelom, gdy rozszalał się koronawirus. Niestety, eksperci ostrzegają, że zaraza "lubi się" z rządami o autorytarnych zapędach.

Kryzysy często dają rządom wymówkę do wprowadzania ustaw ograniczających prywatność i wolność społeczeństw. Po tym, jak w 2001 roku samoloty pilotowane przez terrorystów wbiły się w wieże World Trade Center, kongres USA przyjął jedną z najbardziej ingerujących w prywatność Amerykanów ustaw - PATRIOT Act. W czasie pandemii koronawirusa rządy na świecie już zaczęły przyznawać sobie specjalne prawa oraz ograniczać wolność i prywatność swoich obywateli. Eksperci alarmują i ostrzegają, aby specjalne środki na czas pandemii nie stały się normą, gdy koronawirus przeminie.

"Godząc się dzisiaj na środki ograniczające nasze prawa, musimy wymagać od władz nie tylko postępowania zgodnego ze standardami ochrony praw człowieka, a jedynie tymczasowego ich ograniczenia" – pisze fundacja Panoptykon. Chodzi o choćby już wprowadzoną i obowiązkową, rządową aplikację "Domowa kwarantanna".

Wykorzystywana jest do monitorowania, czy osoby objęte obowiązkową kwarantanną faktycznie jej przestrzegają. Poprzez aplikację osoby udostępniają Policji i Ministerstwu Cyfryzacji swoją lokalizację GPS oraz dane biometryczne, czyli zdjęcie twarzy. Aplikacja jest obowiązkowa dla wszystkich osób objętych kwarantanną, które posiadają smartfona.

"Dyktatury i rządy autorytarne często powstają w obliczu zagrożenia" - mówił specjalny sprawozdawca ONZ ds. prywatności Joseph A. Cannataci w wywiadzie dla Reutersa. Słowa oenzetowskiego urzędnika spowodowane są faktem, że coraz więcej krajów ingeruje w prywatność swoich obywateli w celu walki z pandemią koronawirusa.

Ekstremalnym przykładem kontroli populacji są Chiny, które wykorzystywału zdobycze techniki do inwigilacji obywateli jeszcze zanim pojawił się koronawirus. Systemy monitoringu miejskiego, smartfony czy monitorowanie internetu służy w Chinach do prowadzenia tzw. kredytu społecznego. Europa, którą tak chętnie uważamy za ceniącą prywatność, też coraz chętniej sięga po kontrowersyjne narzędzia, co monitoruje portal privacyinternational.org.

Europejskie kraje, w obliczu epidemii, zaczynają wykorzystywać technologiczne osiągnięcie do szczegółowej kontroli swoich obywateli. Norwegia i Słowacja pracują nad aplikacjami podobnymi do polskiej "Domowej kwarantanny". Będą sprawdzać, czy osoby poddane kwarantannie faktycznie jej przestrzegają.

Szwajcarski operator komórkowy Swisscom będzie informował władze o nielegalnych zgromadzeniach na podstawie sygnału z telefonów komórkowych.

Estonia chce wykorzystać dane geolokacyjne do śledzenia przemieszczania się Estończyków. Niemcy pracują nad systemem, który będzie mógł śledzić kontakty osób zakażonych na podstawie lokalizacji GPS z ich telefonów. Podobny system wprowadził Singapur.

Niektóre kraje idą jeszcze dalej. W celu kontroli osób poddanych kwarantannie bułgarskie służby, w tym policja, uzyskały dostęp do danych telefonicznych i internetowych Bułgarów. Oprócz informacji o lokalizacji osób policja uzyska też dostęp do wysyłanych wiadomości oraz odwiedzanych stron internetowych. Podobne środki rozważa Armenia i Indonezja.

Przykłady takich krajów, jak Korea Południowa, czy Singapur mogą pokazywać, że zdecydowana i ścisła kontrola społeczeństwa z wykorzystaniem nowych technologii przynosi skutek. Oba kraje są podawane, jako przykłady sprawnej reakcji na epidemię koronawirusa. Należy jednak pamiętać, że aplikacje do inwigilacji społeczeństwa są tylko jednym z elementów programu walki z koronawirusem i bez odpowiedniej opieki zdrowotnej oraz odpowiedzialności społecznej, nie pomogą.

Debata o tym, gdzie powinna przebiegać granica między prywatnością pojedynczych osób, a dobrem całego społeczeństwa toczy się nieprzerwanie. W czasach, takich jak obecne granica ta zaczyna się przesuwać w stronę inwigilacji. Zdaniem byłego wiceministra cyfryzacji odpowiedzialnego m.in. za wprowadzenie w Polsce RODO może to być ostatecznie pozytywny proces.

- Liberalizacja w postrzeganiu prywatności jako wartości chronionej, w mojej ocenie może nam w finalnym rozrachunku przynieść dużo więcej korzyści niż ryzyk - mówi dla WP Tech dr Maciej Kawecki. - Liczę że zmotywuje Unię Europejską do zmiany modelu ochrony naszych praw. Dane przetwarzane są dzisiaj transterytorialnie, niemniej przepaść pomiędzy unijnym, a pozaunijnym poziomem ochrony jest tak ogromna, że z chwilą gdy dane opuszczają obszar UE ich ochrona spada drastycznie. A jako, że trudno dzisiaj znaleźć dane które przetwarzane nie przekraczają UE, ich ochrona jest często iluzoryczna.

Zdaniem doktora Kaweckiego zbyt restrykcyjne przepisy dotyczący prywatności mogą prowadzić do absurdów gdy chęć iluzorycznej ochrony prywatność powoduje realne zagrożenie dla życia i zdrowia.

- Gdy odpowiadałem za wdrożenie w Polsce RODO spotykałem się z ogromną ilością RODOabsurdów - mówi dr Kawecki. - Nadinterpetacja przepisów, doprowadzała często do stawiania prymatu ochrony prywatności kosztem ochrony życia. Liczę, że po pandemii koronawirusa nikt takich wątpliwości już miał nie będzie. Życie i zdrowie, jest zawsze ważniejsze

Patrząc na to, jak chętnie inne kraje korzystają z możliwości przyznania sobie dodatkowych uprawnień kontroli i inwigilacji, można by powiedzieć, że polski rząd działa dość zachowawczo. Na tle np. Węgier polskie narzędzia, jak aplikacja "Domowa kwarantanna" wydają się sensowne. Należy jednak pamiętać, że polski rząd już jakiś czas temu dał sobie możliwość praktycznie nieograniczonej i niekontrolowanej inwigilacji Polaków poprzez tzw. ustawę antyterrorystyczną.

Razem z obowiązkiem rejestracji numerów na kartę wszedł też inny obowiązek operatorów komórkowych i internetowych. Musieli oni udostępnić kanały umożliwiające sprawdzanie historii aktywności w internecie dowolnego mieszkańca Polski. Wtedy ustawa ta spotkała się z niewielkim sprzeciwem społecznym, dlatego można podejrzewać, że ewentualne ograniczenia prywatności, jakie przyniesie koronawirus zostaną z nami na dłużej.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (114)