Katastrofa samolotu Prigożyna. Jedna z teorii zakłada użycie systemu rakietowego

Katastrofa samolotu Embraer Legacy 600, który 23 sierpnia po południu rozbił się w Rosji w obwodzie twerskim, rodzi wiele pytań. Jedno z nich dotyczy możliwości zestrzelenia maszyny, którą podróżował m.in. Jewgienij Prigożyn. Chociaż wciąż nie wiadomo, co odpowiadało za katastrofę, pojawiają się głosy, że samolot mógł zostać trafiony przez rosyjskie systemy rakietowe ziemia-powietrze.

Na razie Rosja nie informuje o oficjalnej przyczynie katastrofy samolotu, którym podróżował Prigożyn
Na razie Rosja nie informuje o oficjalnej przyczynie katastrofy samolotu, którym podróżował Prigożyn
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | SCREENSHOT
Karolina Modzelewska

Nie milkną echa katastrofy samolotu Embraer Legacy 600, zarejestrowanego pod numerem RA-02795 i należącego do Grupy Wagnera. Na jego pokładzie znajdował się Jewgienij Prigożyn, były bliski współpracownik Władimira Putina, który kierował czerwcowym rajdem wagnerowców na Moskwę. Jego obecność na pokładzie potwierdziła Rosawiacja, czyli rosyjska agencja transportu lotniczego. Instytucja poinformowała, że samolotem podróżował również Dmitrij Utkin, pseudonim "Wagner", "prawa ręka" Prigożyna.

Co stało się z samolotem Prigożyna?

Oficjalne przyczyny katastrofy nie są na razie znane. Pojawiają się jednak różne hipotezy, tłumaczące, co stało się z maszyną wagnerowców. Jedna z nich zakłada, że Embraer Legacy 600 mógł zostać zestrzelony przez systemy rakietowe ziemia-powietrze. Jarosław Wolski, polski politolog i ekspert wojskowy podzielił się swoimi przemyśleniami na ten temat za pośrednictwem platformy X (dawniej Twitter). Napisał: "dostał [red. samolot] z Buka czy też S-300".

Podobne zdanie zaprezentował Anton Heraszczenko, doradca szefa MSW Ukrainy. Heraszczenko, powołując się na doniesienia niezależnego dziennika "The Moscow Times", bazujące na informacjach pozyskanych od źródła w rosyjskim rządzie, zwraca uwagę, że w pobliżu miejsca katastrofy samolotu wagnerowców stacjonowały cztery dywizje systemów S-300. Katastrofa miała mieć też miejsce niedaleko rezydencji Władimira Putina w Wałdaju. Mówi się o odległości 50 km.

"Źródło podało, że to, co stało się z samolotem Prigożyna i miejsce zestrzelenia, nie było wypadkiem, ale najprawdopodobniej karą za bunt" - stwierdził na platformie X ukraiński polityk.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Systemy S-300 to broń, która w Polsce zdobyła ponurą sławę jako domniemany sprawca wybuchu w miejscowości Przewodów, znajdującej się niedaleko granicy z Ukrainą. Jest to rozwiązanie mające swoje lata, ale wciąż skuteczne, za co odpowiadają liczne modernizacje. Oprócz Rosji korzystają z niego m.in. Ukraina, Białoruś, ale też Chiny czy Indie.

Historia S-300 sięga końca lat 60. XX wieku, kiedy Związek Radziecki zaczął budować broń pozwalającą na skuteczną eliminację samolotów i pocisków manewrujących. Tak właśnie powstała pierwsza generacja tego rozwiązania - S-300PT (w nomenklaturze NATO SA-10 Grumble). Przyjęto ją w 1978 r. i wdrożono do użytku w 1979 r.

W kolejnych latach skonstruowano kolejne wersje, odpowiadające zmieniającym się wymaganiom współczesnego pola walki. Zestawy przeciwlotnicze S-300, chociaż nie należą do najnowocześniejszych, skutecznie radzą sobie z różnymi samolotami bojowymi, pociskami manewrującymi, a także taktycznymi pociskami balistycznymi. Same korzystają z szerokiej gamy pocisków (co jest uzależnione m.in. od wersji) i mogą razić cele na dystansie do 150-200 km oraz na pułapie ponad 25 km. W podstawowych wariantach są to głównie pociski 9M82, 9M83 oraz 9M83ME.

System pozwala nakierować 12 pocisków na maksymalnie 6 różnych celów. W S-300 bardzo dużą rolę odgrywa automatyzacja, chociaż w przypadku systemu sprawdza się też obsługa ręczna. Jego komponenty mogą znajdować się w pobliżu centralnego stanowiska dowodzenia lub w odległości nawet 40 km od niego. Istotnym elementem jest także potężny systemem radarowym, pozwalającym na śledzenie nawet 100 celów jednocześnie.

Przyczyna katastrofy samolotu, w której zginął Jewgienij Prigożyn, wciąż pozostaje jednak nieznana i być może nigdy nie dowiemy się, co faktycznie spowodowało śmierć lidera wagnerowców.

Karolina Modzelewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie