Europa ma problem. Wpływa na jej zbrojenia
14.09.2024 06:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Państwa europejskie mają problem z konkurencją na globalnych rynkach. Były premier Włoch i były szef EBC Mario Draghi zaproponował plan naprawczy, który nie wszystkim się spodobał.
W raporcie, a właściwie w dwóch raportach Mario Draghiego, wskazano na problemy strukturalne Unii Europejskiej i jej państw członkowskich w zakresie globalnej konkurencji, szczególnie z Chinami i USA. Wśród powodów wskazano m.in. zmniejszenie produktywności, małą innowacyjność, niedobór wykwalifikowanych pracowników, wysokie ceny energii w połączeniu z kosztami transformacji energetycznej oraz rozpowszechnienie nieuczciwej konkurencji w handlu międzynarodowym. Jako rozwiązanie wskazano konieczność zwiększenia inwestycji o ok. 800 mld euro rocznie, czyli 4,7 proc. PKB UE (dla porównania, inwestycje w ramach słynnego Planu Marshalla wynosiły ok. 2 proc. PKB). Autor wskazał także na problemy z obronnością i przemysłem zbrojeniowym.
Europa: doskonały importer uzbrojenia
Draghi zwrócił uwagę na dwa niepokojące zjawiska. Przede wszystkim, państwa Unii Europejskiej bardzo chętnie sięgają po broń oraz jej komponenty spoza Wspólnoty, co w oczywisty sposób ogranicza rozwój gospodarki unijnej. Równolegle niechętnie inwestują we wspólne (a nierzadko również własne) projekty, co osłabia lokalny potencjał badawczo-rozwojowy, prowadząc do jego rozproszenia. Przykładowo, w okresie wzmożonych zakupów obronnych stanowiących reakcję na rosyjski najazd na Ukrainę (od połowy 2022 r. do połowy 2023 r.), aż 63 proc. wartości zamówień obronnych złożono w przemyśle amerykańskim, a 15 proc. - w firmach nieamerykańskich, lecz spoza UE.
W zbliżonym okresie państwa unijne przeznaczyły zaledwie 4,5 proc. wydatków obronnych łącznie na prace badawczo-rozwojowe (ok. 11,8 mld dol.), podczas gdy w USA na ten cel przeznaczono aż 16 proc. wydatków obronnych (140 mld dol., a więc kilkunastokrotnie więcej). Kryzys pogłębia fakt, że wiele państw nadal uchyla się przed spełnieniem NATO-wskiego wymogu przeznaczania 2 proc. PKB na obronność (do końca 2023 r. nie spełniło go 9 z 32 państw NATO, z czego większość to członkowie UE). Samo jego osiągnięcie przez wszystkie państwa UE miałoby dać wzrost unijnych wydatków na obronność o ok. 66 mld dol.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W raporcie podkreślono, że rozproszenie wysiłku organizacyjnego pogłębia rozdrobnienie produkcyjne, np. do Ukrainy wysłano 10 różnych typów dział kal. 155 mm, przy czym nie wszystkie wykorzystują tę samą amunicję. Zbrojeniówka ma być ponadto przeregulowana, podobnie, jak wiele innych branż.
Potencjalne rozwiązania
Jako remedium na tę niekorzystną sytuację autor wskazał zwiększenie inwestycji w prace badawczo-rozwojowe, przemysł obronny (w ramach wspomnianych zwiększonych wydatków inwestycyjnych) oraz wsparcie europejskiej integracji przemysłowej. Draghi zaproponował również szersze wykorzystanie mechanizmu wspólnych zakupów obronnych oraz utworzenie odrębnego stanowiska komisarza ds. przemysłu obronnego.
Jego zdaniem zmianie powinny ulec ponadto przepisy dotyczące zamówień publicznych, które miałyby prowadzić do preferowania rozwiązań unijnych. W razie zakupu rozwiązań spoza USA należałoby szukać takiego modelu, w którym wiele państw UE wspólnie dokonywałoby zakupu w celu uzyskania lepszych warunków, w tym w zakresie przeniesienia produkcji do UE, wsparcia technicznego itp.
Nie tylko Polska
Jednym z państw, które najchętniej kupowały broń poza Unią Europejską od 2022 r. (ale nie tylko), była Polska. Dość przypomnieć cały szereg zakupów dokonanych w Republice Korei (180 czołgów K2GF, 212 armatohaubic samobieżnych K9 z niezatwierdzonym jeszcze zakupem 152 kolejnych, 290 artyleryjskich wyrzutni rakietowych K239PL Chunmoo, 385 pojazdów KLTV czy 12 samolotów szkolno-bojowych FA-50 z opcją na zakup 36 kolejnych maszyn w wersji bardziej bojowej) czy w USA (250 czołgów M1A2 SEPv3 i 116 pojazdów M1A1 Abrams).
Jeżeli Polska przystępowała do współpracy międzynarodowej, to także chętnie poza UE, np. w ramach programów Pilica+ czy Narew podjęto (zresztą bardzo udaną) kooperację z Wielką Brytanią. Trzeba jednak przyznać, że w niektórych przypadkach próbowaliśmy zadbać o polonizację kupowanych rozwiązań, choć nie zawsze tak, jak można by tego oczekiwać.
Udział Warszawy w programach "europejskich" jest mniej niż skromny. Oczywiście nie zawsze dołączenie do nich byłoby korzystne na tle przyjętych rozwiązań, ale faktem jest też, że w niektórych Polska mogłaby być nawet liderem, z czego jednak nie korzystamy. Także inwestycje we własny przemysł są dalece niewystarczające (najlepszym przykładem może być produkcja amunicji artyleryjskiej), a wydatki na prace badawczo-rozwojowe są bardzo niskie i konsekwentnie utrzymywane poniżej poziomu jednego proc. wydatków obronnych.
Polska nie jest w tym jednak osamotniona. Modelowym przykładem mogą być Niemcy. Z jednej strony chętnie biorą udział w programach europejskich (zwłaszcza we współpracy z Francją, jak program czołgowy MGCS i lotniczy FCAS), z drugiej jednak są jednym z importowych "prymusów".
W USA Niemcy kupili m.in. samoloty wielozadaniowe F-35A, 60 ciężkich śmigłowców CH-47F Chinook czy 10 samolotów patrolowych P-8A Poseidon. Szczególnie ta ostatnia transakcja wzbudziła kontrowersje, bowiem pierwotnie Berlin miał wybrać rozwiązanie francuskie. RFN chętnie importuje też lub nawiązuje współpracę w zakresie produkcji uzbrojenia z Izraelem.
Przykładem może być aktywny system ochrony Trophy, rozwiązania dla obrony przeciwlotniczej (które według Niemiec mają być elementem "europejskiej" tarczy antyrakietowej), pocisk przeciwpancerny MELLS (lokalna wersja Spike 2LR) czy planowany zakup artyleryjskich systemów rakietowych PULS. Te ostatnie stają się dość popularne w Europie po zakupach duńskich, holenderskich i hiszpańskich.
Niemcy przeciw
Planowi Draghiego jako całości sprzeciwiają się m.in. Niemcy, niechętni zwiększaniu zadłużenia, które byłoby niezbędne w celu sfinansowania niezwykle ambitnego projektu. Można powiedzieć, że sceptycyzm odnośnie omawianego planu naprawczego dla UE cieszy się ponadpartyjną zgodą w Niemczech, których gospodarka zresztą spowalnia. W kwestii obronności Berlin wydaje się siedzieć okrakiem na płocie: z jednej strony ważny jest dla niego interes niemieckich koncernów zbrojeniowych, z drugiej zaś tam, gdzie Niemcom wygodnie, chętniej wybierają rozwiązania pozaunijne.
Sam plan jako całość zawiera wiele elementów, które warto poddać dyskusji. W kwestii obronności wypada się zgodzić z Draghim co do tego, że Europa zbyt mało pieniędzy przeznacza na obronność, w tym na prace badawczo-rozwojowe i rozwój przemysłu. Współpraca obronna w zakresie zakupów również powinna być rozwijana, bo mimo nie zawsze dobrych doświadczeń, skala wspólnych zamówień powinna nieść za sobą liczne korzyści.
Wymaga to jednak rozwiązań systemowych, ułatwiających m.in. harmonizację wymagań stawianych przed sprzętem przez poszczególne armie czy stworzenie jednolitych procedur zakupowych. Z drugiej strony, współpraca z państwami spoza UE nie musi zagrażać gospodarce unijnej, a wręcz wspierać realizację globalnych aspiracji państw członkowskich. Przykładem mogą być lotniczy brytyjsko-włosko-japoński program GCAP czy - o ile się powiedzie - współpraca polsko-koreańska (choć nie we wszystkich obszarach Warszawa ma szanse odnieść istotne korzyści).
Postulowana integracja europejskiej obronności, o ile potencjalnie korzystna dla UE jako całości, niesie zresztą za sobą ryzyko osłabienia czy wręcz likwidacji mniejszych graczy na rynku. Tam gdzie Draghi podaje USA jako pozytywny przykład, Amerykanie szukają dziś dróg ku odbudowie mniejszych, bardziej innowacyjnych spółek.
Bartłomiej Kucharski dla Wirtualnej Polski