Czy to jeszcze język polski? Internet zmienił sposób, w jaki mówimy
Skoro internet zmienia nasze życia, to zmienia również język, którym się posługujemy. I to tak bardzo, że trudno jest aż wychwycić wszystkie neologizmy, które powstały dzięki światowej sieci. Jednak nie chodzi tu o nowe słowa stricte techniczne (takie jak ”przeglądarka”), tylko te używane na co dzień w kontaktach międzyludzkich.
06.08.2012 | aktual.: 06.08.2012 10:44
Internet ma nie tylko duży wpływ na to, jak mówimy, ale także –. a może nawet przede wszystkim – na to, jak piszemy. Jeszcze nigdy w dziejach tak wiele osób nie było w stanie wypuszczać w świat słów bez żadnej uprzedniej kontroli korektorsko-redaktorskiej. To sprawia, że przyjmują się pisane formy prostsze niż oficjalne, są częściej niż te oficjalne używane i tylko czekać należy na dzień, kiedy to poprawną formą używaną w opracowaniach naukowych będzie ”thx” czy ”2moro” zamiast znanego już od wieków ”tomorrow”.
Pojawiają się też zupełnie nowe słowa i to pojawiają co rusz i na niemal każdym kroku. Często biorą swoją nazwę od topowych akurat w danym czasie serwisów czy usług sieciowych. Kiedyś marka Adidas była na całym świecie na tyle silna, że w Polsce do dziś na każdą parę obuwia sportowego mówi się ”adidasy”. Tak samo jak każde szukanie czegoś w sieci jest ”googlaniem”. (lub "guglaniem"). I choć najczęściej faktycznie to mamy na myśli, to stwierdzenie ”Wygooglaj to” odnosi się również do samej idei użycia wyszukiwarki internetowej. Od nazwy Twittera z kolei powstał czasownik ”tweetować”, który doczekał się aż uwzględnienia w Oxfordzkim Słowniku Języka Angielskiego, czyli wyroczni w sprawach tej mowy. ”Spamowanie” przestało się odnosić tylko i wyłącznie do wysyłania niechcianej poczty elektronicznej zachwalającej korzystanie z tańszej, ukraińskiej viagry, a zaczęło po prostu do rozpowszechniania treści niemile widzianych przez odbiorców. Ktoś wrzuca komuś za dużo linków na fejsbukowego walla? Odpowiedź brzmi ”Nie
spamuj mi tu”. Dostajecie SMS-a od znajomego co pięć minut? "Spamuje" wam telefon.
Facebook to w ogóle inna kategoria wagowa. Najbardziej znanym sformułowaniem, które z niego wyszło i zaraziło znaczną część populacji świata, jest ”Lubię to”. w każdej, dowolnej wersji językowej. Coś ci się podoba? Lubisz to! A do tego jeszcze, kiedy jesteś bardzo zadowolony/zadowolona lubisz sobie zrobić typowo fejsbukową ”słit focię”. W sam raz na zdjęcie profilowe.
Nowe słowa wyrastają jak grzyby po deszczu i zdają się wynikać z ludzkiej potrzeby nazwania wszystkiego, co wokół nas. Zupełnie inną kategorią są skróty, których powstało już tyle, że nawet najbardziej zorientowany w internetowym życiu gimnazjalista nie jest w stanie wymienić wszystkich. LOL (Laughing Out Loud), IMO (In My Opinion), BRB (Be Right Back) czy OMG (Oh My God) to już niemalże prehistoria. Teraz pojawiają się nawet takie cuda jak SAHD (Stay At Home Dad) czy YDWTK (You Don`t Want To Know). Tempo ich powstawania sprawia, że oblatuje mnie blady strach, czy za kilka lat ludzkość nie będzie się już w ogóle porozumiewać wyłącznie skrótami.
Sieć to też narzędzie komunikacyjne jakiego wcześniej nie było. Nic zatem dziwnego, że wszystkie idee, pomysły czy wszelakie wytwory ludzkiej wyobraźni rozprzestrzeniają się za jej pomocą na skalę masową. Tak jak memy, które oprócz zdobywania w ten sposób popularności, wpływają także na to, jak mówimy. Przez to też swoje zdziwienie wyrażamy słowami ”Co ja pacze”, podziw zwrotem ”Ale urwał!”, a gdziekolwiek nie pojawi się cokolwiek na temat aluminium - tam można być pewnym, że od razu pojawi się ktoś, kto napisze, że to "amelinium, którego nie da się pomalować".
Starochińskie przekleństwo brzmi ”Obyś żył w ciekawych czasach”. I my w takich właśnie żyjemy. Zwłaszcza jeśli chodzi o język.