Co czuje człowiek po dwóch tygodniach w jaskini? Najgorsza jest ciemność

Akcja ratunkowa w Tajlandii przynosi efekty. Na powierzchnię wyciągnięto już ośmiu chłopców. Oznacza to, że w jaskini uwięzionych jest jeszcze pięć osób. Mimo, że otrzymali pomoc, to stan ich zdrowia może pogarszać się z każdym dniem.

Co czuje człowiek po dwóch tygodniach w jaskini? Najgorsza jest ciemność
Źródło zdjęć: © PAP | Xinhua
Bolesław Breczko

09.07.2018 | aktual.: 09.07.2018 17:42

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pierwsze dziewięć dni członkowie zaginionej drużyny piłkarskiej spędzili w całkowitej ciemności. Nam ciężko to sobie wyobrazić, bo większość nigdy nie miała do czynienia z totalnym brakiem światła. Z reguły towarzyszy nam choćby najmniejsze jego źródło. Może to być dioda ładowarki do telefonu w sypialni, łuna miasta, światło księżyca lub gwiazd. A całkowita ciemność, zwłaszcza przez tak długi czas, może być niezwykle niebezpieczna.

- Człowiek w takich warunkach traci naturalny, dzienno-nocny rytm - mówi w rozmowie z WP Tech Tomasz Fiedorowicz z Grupy Ratownictwa Jaskiniowego. – Organizm się rozregulowuje, pojawiają się problemy ze snem i z działaniem organów wewnętrznych. Brak widocznych punktów odniesienia powoduje, że błędnik wariuje i człowiek traci równowagę. Czas wariuje i przestaje płynąć liniowo. Moi koledzy, którzy znaleźli się w takiej sytuacji, mówili mi o minutach, które ciągnęły się godzinami i o całych dniach, które uciekały "w pięć minut".

Całkowita ciemność, i tak już stresująca sytuacja, to pożywka dla wyobraźni, która potrafi podsuwać depresyjne myśli i obrazy. Fakt, że chłopcy uwięzieni w jaskini tyle czasu są w tak dobrej kondycji psychicznej, jest wręcz zaskakujący.

Tajlandia. Duża zasługa trenera

- To niewątpliwie ogromna zasługa trenera i opiekuna chłopaków - kontynuuje Fiedorowicz. - Gdyby wybuchła panika, to mogłaby się skończyć tragicznie. Oprócz paniki także bezczynność i monotonia są zagrożeniem, bo otępiają zmysły i czujność. Zrobił kawał dobrej roboty utrzymując wysokie morale i dyscyplinę wśród podopiecznych. Chociaż, jeśli to on ich tam wprowadził, na nim spoczywa odpowiedzialność za to zdarzenie.

Obraz
© WP.PL

Problemy z ciemnością nie są jedynymi, z jakimi muszą się borykać uwięzieni chłopcy. Głód i pragnienie, które prowadzą do osłabienia i wycieńczenia, udało się zabić dzięki racjom żywnościowym dostarczonym przez ratowników. Nie wiadomo jednak, czy wcześniej młodzi piłkarze nie pili wody, która dostawała się do jaskini i zalegała w kałużach. Ta, zdaniem naszego eksperta, może być trująca i wywoływać choroby. Pierwsi uratowani chłopcy trafili od razu pod szpitalną kwarantannę w obawie przed infekcją. Dostępu do nich nie mają nawet rodzice.

W komorze, w której schroniła się drużyna piłkarska, zaczyna brakować tlenu. Na ratunek czeka jeszcze pięć osób wraz z trenerem (stan na godz. 14.30, 7 lipca). Ekipa ratunkowa próbowała przeciągnąć rurę z powierzchni, która miała dostarczać świeże powietrze. Podczas tej akcji zginął jeden z ratowników. Były komandos tajskiej Navy SEAL Saman Kunan zmarł, bo w jego butli skończyło się powietrze.

Akcja ratunkowa w Tajlandii. Jedność w drużynie sportowej

W całej tej tragicznej sytuacji jest też kilka aspektów, które pomogły w jej łagodniejszym przebiegu. Chłopcy są młodzi, a dzięki uprawianiu sportu także silni i zdrowi. Z przekazów tajskich mediów możemy się dowiedzieć, że byli zgraną paczką poza boiskiem i angażowali się w wiele przedsięwzięć pozasportowych, np. zbierali datki na szpital. Ich trener jest dla nich autorytetem, a przez kilka lat był mnichem i nauczył ich medytować.

- Kilkunastoletni chłopcy mają to do siebie, że często wydaje im się, że są niezniszczalni - mówi Tomasz Fiedorowicz. - Chociaż nie jestem psychologiem, to wydaje mi się, że jeśli nie dopuszczali do siebie myśli o tym, że mogą zginąć, to taka postawa mogła wpłynąć na ich dobre samopoczucie i w rezultacie szanse na przetrwanie.

Według Fiedorowicza w akcji ratowniczej w Tajlandii bierze udział światowa śmietanka płetwonurków i ratowników jaskiniowych. Jednak nawet oni nie są w stanie całkiem ustrzec się błędów, tak jak było to w przypadku Samana Kunana.

- To jeszcze dobitniej pokazuje, jak niebezpieczne jest chodzenie po jaskiniach bez przygotowania lub przewodnika. Chciałbym, żeby po tej tragedii ludzie zapamiętali - jaskinia to nie zabawa - kończy wypowiedź Tomasz Fiedorowicz.

Komentarze (18)