Bałtyk nie potrzebuje tylko gigantów. Małe okręty podwodne dla Polski
Współczesne okręty podwodne, nawet konwencjonalne, kojarzą się z jednostkami raczej sporych rozmiarów i o wyporności większej niż ówcześnie duży przedwojenny ORP Orzeł. Tymczasem w ich cieniu pozostają mniejsi kuzyni.
02.11.2024 | aktual.: 02.11.2024 11:20
Jak wspominaliśmy w pierwszej części cyklu o programie Orka, obok okrętów podwodnych sporych rozmiarów, Marynarka Wojenna i Sztab Generalny rozważają pozyskanie drugiego typu okrętu podwodnego. Jest to pomysł, wydawałoby się, nieoczywisty, bowiem mowa o miniaturowych okrętach podwodnych. Prace związane z ich pozyskaniem są na bardzo wczesnym stadium, stąd też odpowiedź Sztabu Generalnego na temat obecnego stanu programu jest bardzo enigmatyczna.
W ramach tych prac prowadzone są analizy rozwoju wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych i we wszystkich domenach operacyjnych. W domenie morskiej rozpatrywane są zdolności nawodne i podwodne, w tym z wykorzystaniem nowoczesnych technologii (np. autonomicznych i bezzałogowych). Wszystkie dotychczasowe programy modernizacyjne dotyczące Marynarki Wojennej RP są analizowane i/lub realizowane, nie podjęto decyzji o rezygnacji z któregokolwiek z nich. Natomiast ewentualne nowe programy zostaną zidentyfikowane na zakończenie procesu planistycznego i ujęte w programie rozwoju Sił Zbrojnych i wynikających z niego planach.
Wojsko jest zainteresowane małymi okrętami podwodnymi
Uzyskaliśmy jednak potwierdzenie, że zakup okrętów określanych mianem "Mini Orki" (lub "Minorki") jest jak najbardziej w obszarze zainteresowań wojska. Realizacja zakupu będzie oczywiście zależeć zarówno od analizy ich ewentualnej przydatności dla Marynarki Wojennej i polskiego bezpieczeństwa w ogóle, jak również od dostępności środków finansowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miniaturowe okręty podwodne nie są tak "medialne", jak ich więksi kuzyni z napędem konwencjonalnym lub jądrowym. Mowa tu o jednostkach wypierających na powierzchni mniej niż 300 t, długości zwykle poniżej 30 m, z maksymalnie kilkunastoosobową załogą.
Takie okręty są kupowane przez floty lub siły specjalne głównie do operowania wszędzie tam, gdzie klasyczny okręt podwodny okazuje się zbyt duży. Naturalnym obszarem działań tak małych jednostek są więc wody przybrzeżne (nawet tylko 10 m głębokości), ale na nieco głębszych akwenach mogą one uzupełniać większych "braci".
Sprzęt cenny z uwagi na swoje gabaryty
Zadania małych jednostek są zbliżone do dużych: wsparcie sił specjalnych, skryte patrole i prowadzenie rozpoznania, monitoring i ochrona infrastruktury krytycznej, prowadzenie działań minowych, zwalczanie okrętów i infrastruktury za pomocą zwykłych i miniaturowych torped itp. Małe okręty podwodne są oczywiście znacznie tańsze od dużych (kilkadziesiąt mln EUR/szt., gdy duże kosztują setki milionów), podobnie koszty eksploatacji czy infrastruktura jest tańsza. Buduje się je znacznie szybciej. Są też trudniejsze do wykrycia od większych jednostek ze względu na słabszy, więc cichszy napęd, mniejsze gabaryty itd.
Oczywiście coś za coś. Liczba środków bojowych jest ograniczona, podobnie zasięg czy wygoda załogi. Zasięg można wydłużyć np. poprzez transport jednostki "na grzbiecie" dużego okrętu podwodnego, co nie tak dawno prezentowali Włosi. Przyjmuje się, że duże i małe okręty podwodne mogą się nawzajem uzupełniać wszędzie tam, gdzie drugi typ nie może w pełni wykorzystać swoich zdolności, ale nie mogą się wzajemnie zastąpić.
Zobacz także
Potencjalne propozycje
Podczas MSPO 2024 jeden z producentów miniaturowych okrętów podwodnych, konsorcjum GSE Triestw-M23 S.R.L., zaprezentował największy w ofercie model M23 C-Series. Ich wyporność nie przekracza 150 t, długość 25 m, szerokość 4,5 m, natomiast załoga liczy sześć osób (+ opcjonalnie sześciu pasażerów). Prędkość pod wodą dochodzi do 16 węzłów, a okręt może zanurzyć się nawet na 300 m. Wyposażenie jest zbliżone do "dorosłego" okrętu podwodnego, choć oczywiście są to odmiany odpowiednio małe (np. sonaru).
Bardzo ciekawe jest uzbrojenie. Pojedyncza wyrzutnia torped 533 mm to główny oręż, ale obok dwóch torped ciężkich można zabrać sześć miniaturowych (127 mm), np. do niszczenia gazociągów. Poza torpedami w zasobniku pod kadłubem można zabrać do czterech min.
Według nieoficjalnych informacji koszt jednostki nie przekroczy 400 mln zł. Niedawno okręty tego typu zamówił Katar, a pochodną wersją włoskich konstrukcji interesuje się amerykańskie Dowództwo Operacji Specjalnych. Konsorcjum ma w ofercie też mniejsze typy: D (16-17 t), T (17-19 t) i V (50-70 t). Wiadomo, że z ofertą zapoznali się przedstawiciele Marynarki Wojennej RP i MON.
Są też oczywiście i inni producenci, np. włoska firma Drass, która produkuje swoje okręty DG-160 w Rumunii. Model kupiony przez nieujawnionego klienta (częsty dopisek przy sprzedaży jednostek tej klasy) ma 141 t wyporności nawodnej, nieco ponad 32 m długości, załoga liczy siedem osób (plus ośmiu pasażerów), prędkość podwodna wynosi 10 węzłów, zaś uzbrojenie stanowią dwie torpedy 533 mm (plus dwie na podwieszeniach zewnętrznych zamiennie z sześcioma minami).
Okręt może przewozić dwa pojazdy dla sił specjalnych lub sześć łodzi półsztywnych. Z kolei turecka firma DATUM A.Ş zaprezentowała swój prototyp TRANÇA (20 m długości, 60 t). Załoga liczy cztery osoby (plus sześciu pasażerów), uzbrojenie składa się z dwóch wyrzutni torped ciężkich. Z kolei niemiecki producent TKMS chwalił się niedawno posiadaniem w ofercie modelu 25-metrowego, lecz nie ujawnił zbyt wielu szczegółów. Zapewne powyższa lista nie jest kompletna, ale pewne jest to, że jeśli polscy decydenci zdecydują się na zakup miniaturowych okrętów podwodnych, to będą mieli w czym wybierać.
Bez załogi: Wieloryb
Na popularności zyskują duże bezzałogowe pojazdy autonomiczne (UUV). W istocie są to bardzo niewielkich rozmiarów okręty podwodne, lecz bezzałogowe. W 2022 r. Polska Grupa Zbrojeniowa we współpracy z Politechniką Gdańską zaproponowała opracowanie takiego pojazdu pod kryptonimem Wieloryb. Pomysł był ambitny, bowiem platforma miała być zaprojektowana i wyprodukowana w dużej mierze siłami polskich ośrodków.
Niestety zabrakło finansowania, bowiem szczególnie po wybuchu wojny w Ukrainie priorytet uzyskał import uzbrojenia, nie prace badawczo-rozwojowe. Ponadto niektórzy eksperci wciąż oceniają pomysł jako nadmiernie ambitny. Niezależnie od jego oceny, Marynarka Wojenna dostrzega potrzebę posiadania – obok okrętów podwodnych – pomocniczych jednostek bezzałogowych, choć ze względu na ograniczenia finansowe niewiele w tej materii się dzieje, a likwidacja funkcji pełnomocnika do spraw pozyskiwania, wdrażania i integracji bezzałogowych systemów powietrznych, lądowych i morskich nie jest drobnym prognostykiem.
Ograniczenia są także natury technicznej. Owszem, powstają kolejne eksperymentalne konstrukcje, jak amerykański XLUUV Orca (obecnie ma niemal 30 m długości). Zwykle służą one do zadań dozorowo-rozpoznawczych jako nosiciele sensorów, lecz np. na Tajwanie zwodowano jednostkę uzbrojoną w dwie wyrzutnie torped.
Z dotychczasowych doświadczeń wynika jednak, że sztuczna inteligencja nadal źle radzi sobie w skomplikowanym środowisku podwodnym: nadal nie jest zdolna do precyzyjnej interpretacji sygnałów hydroakustycznych, co utrudnia zbieranie danych o otoczeniu, nie mówiąc o prowadzeniu walki bez kontaktu z jakimś okrętem-matką (a stabilna łączność również stanowi problem). Jest to zresztą główny powód, dla którego UUV nie zastąpią w najbliższej przyszłości załogowych okrętów podwodnych.
Mogą one jednak stanowić ich cenne uzupełnienie, jako dodatkowe "uszy". Trio Orka-Mała Orka-Wieloryb wspólnie stanowiłoby kompleksowy system zabezpieczający głębiny Bałtyku przed rosyjską agresją nie tylko na czas wojny i, kto wie, może również poza Bałtykiem?
Bartłomiej Kucharski dla Wirtualnej Polski