5G: rewolucyjna technologia, której obawiają się Polacy. Pokazujemy, co mówią badania
5G to superszybki internet, który zmieni wszystko - od rozrywki po funkcjonowanie całych miast. Niektórzy sugerują, że może powodować raka. Wątpliwościami podzieliła się z nami jedna z czytelniczek, zgłaszając problem na dziejesie.wp.pl. Wyjaśniamy, czy jest powód do strachu.
13.12.2018 | aktual.: 26.02.2019 12:05
Na dziejesie.wp.pl otrzymaliśmy zgłoszenie od jednej z osób zaniepokojonych wpływem 5G na zdrowie ludzi. Technologia w Polsce dopiero raczkuje, a już budzi mnóstwo emocji. Nawet politycznych. Unia Europejska wymaga, by już do 2020 r. przynajmniej jedno duże miasto w każdym kraju członkowskim było pokryte siecią 5G. Polska od dawna była gotowa wdrażać technologię, ale na przeszkodzie stoi Rosja. Unia Europejska zdecydowała, że internet 5G na terenie wspólnoty wykorzysta pasmo 700 MHz. Sęk w tym, że Rosja w obwodzie kaliningradzkim używa pasma na potrzeby wojska. I wcale nie zamierza go uwolnić, chociaż obiecała. Negocjacje trwają od miesięcy.
Opór Rosji mógłby spowodować, że w Polsce będą występować zakłócenia. Nie tylko na terenach przygranicznych, bo fale mogą dotrzeć nawet w głąb kraju, do 100 km. To oznaczałoby, że problemy z zasięgiem 5G mieliby np. mieszkańcy Trójmiasta.
5G szkodzi zdrowiu?
Ale nie tylko sąsiedzi są przeszkodą dla technologii 5G w Polsce. Sprzeciw wyrażają sami Polacy. Mających obawy jest bowiem więcej. Swoje wątpliwości wyrażają dosadnie, organizując protesty przeciwko budowie nadajników 5G. Odbyły się m.in. w Gliwicach, planowane były też w Łodzi, gdzie uruchamiana jest pierwsza sieć 5G na Politechnice Łódzkiej.
O co całe to zamieszanie? Wyjaśnijmy najpierw, dlaczego 5G jest ważne. Mówiąc w skrócie: to rewolucyjna technologia. Dla użytkowników oznaczać będzie przede wszystkim szybszy transfer danych - z prędkością nawet kilku gigabajtów na sekundę. Ale nie chodzi wyłącznie o wygodę. 5G może całkowicie odmienić miasta czy naukę. Czymś powszechnym staną się autonomiczne samochody, inteligentne miasta czy przeprowadzanie na odległość operacji lekarskich za pomocą robotów o chirurgicznej precyzji. Do sieci podłączymy miliony urządzeń, które za pomocą internetu będą się ze sobą komunikowały.
"Sieć 5G nie będzie tylko kolejną generacją sieci telekomunikacyjnej, będzie to infrastruktura o kluczowym znaczeniu dla polskiej gospodarki i społeczeństwa, dlatego rozumiana jest jako innowacyjna infrastruktura państwa" - tak pisało Ministerstwo Cyfryzacji w dokumencie "Strategia 5G dla Polski".
Ministerstwo cytowało wówczas analizę przeprowadzoną na zlecenie Komisji Europejskiej, w której wykazano, że "pomyślne wdrożenie sieci 5G może skutkować, w odniesieniu do całej UE, rocznymi przychodami w wysokości około 114 mld EUR". Była minister cyfryzacji, Anna Streżyńska, wierzyła, że Polska "może być liderem we wdrażaniu sieci 5G w Europie".
Jednak nie wszyscy Polacy chcą sieci 5G. Czego się obawiają? Dziennikarz serwisu TelePolis.pl, który pojawił się na jednym z protestów, cytował później w artykule "niezależną ekspertkę", według której 5G to "kopie systemów mózgu", a celem technologii jest "dosłownie zaburzanie systemu hormonalnego" i "wywoływanie chorób". To radykalna opinia, ale chorób obawia się wielu przeciwników 5G.
Choroby ma wywołać moc promieniowania nadajników. Aby udało się wdrożyć sieć 5G w Polsce, należy nie tylko postawić więcej nadajników, ale też zwiększyć normy PEM (promieniowania elektromagnetycznego).
Najniższe normy w Europie
"Zwiększyć" - to brzmi groźnie. Tyle że Polska ma najniższe normy PEM w całej Unii Europejskiej. To zasługa… czasów PRL. Pierwsze regulacje pojawiły się w latach 80. i od tego czasu nie były ruszane. Tak niskie, czyli 0,1 wata na metr kwadratowy, mają tylko Włochy i Bułgaria. Dla porównania, europejski standard to… 7-10 W/mkw.
Żeby normy podnieść, potrzebna jest nie tylko wola Ministerstwa Cyfryzacji, ale także zgoda Ministerstwa Środowiska. To od lat niechętnie zajmowało się tematem, właśnie z powodu protestujących, którzy obawiają się negatywnego wpływu na zdrowie. Niesłusznie.
Już w 1996 roku Światowa Organizacja Zdrowia przeprowadziła badania wskazujące, że nie ma żadnych negatywnych skutków zdrowotnych wynikających z przebywania w pobliżu urządzeń emitujących pole elektromagnetyczne o częstotliwości od 0 do 300 GHz. Na badania WHO nieraz powoływało się Ministerstwo Cyfryzacji, podkreślając, że rakotwórczość większej mocy jest porównywalna z aloesem czy talkiem dla dzieci. No właśnie - bo choć rzeczywiście PEM znajduje się na liście WHO dotyczącej potencjalnych czynników rakotwórczych - co jest argumentem wielu przeciwników - to występuje na niej w towarzystwie m.in. kawy. Po prostu - nie ma żadnego dowodu, że zagrażają zdrowiu.
Zresztą jeśli czegoś się obawiać, to właśnie telefonu, a nie nadajnika. Zwracał na to uwagę Marcin Cichy, prezes UKE, który w rozmowie z forsal.pl mówił o trudnościach w relacjach operator (to wszak oni muszą stawiać nadajniki) - nieprzekonani:
"Moc, z jaką pracuje telefon, rośnie wprost proporcjonalnie do odległości od masztu. A więc jeśli mamy gdzieś szukać negatywnego wpływu na zdrowie, to raczej w telefonie. Bo im dalej od masztu, tym więcej energii poświęca, żeby się połączyć".
Cichy dodał, że w zeszłym roku UKE wysłało "około trzech tysięcy pism do wójtów, burmistrzów, prezydentów i wojewodów z prośbą, aby wspierali rozwój infrastruktury". Często odzew jest pozytywny, ale zdarzają się też odmowy. Mimo że badań potwierdzających nieszkodliwość 5G nie brakuje.
Różne inicjatywy
Nie przeszkadza to jednak wątpiącym pisać, że "technologię tę wdraża się bez uprzedniego przeprowadzenia jakichkolwiek badań nad jej bezpieczeństwem dla ludzi i środowiska" - jak czytam w mailu od naszej czytelniczki. To nieprawda. Na przykład w Krakowie naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego analizują wpływ pola elektromagnetycznego na zdrowie. Chętni zgłaszali się do końca listopada, a na wybranej grupie zostaną przeprowadzone badania o wartości blisko 1,5 tys. zł. "Ważny temat, który może dużo zmienić w tej walce z wiatrakami" - komentował pomysł naukowców rzecznik Play na Twitterze.
Inicjatyw jest więcej. Ministerstwo Cyfryzacji tworzy specjalny system informatyczny, który pokaże, jakie jest natężenie PEM w każdym rejonie Polski. Udowadniając przy tym, że normy nie są przekraczane.
Chociaż protesty się odbywają, a niepewnych nie brakuje - ci karmią się "potocznymi i niesprawnymi informacjami", jak nazwał to minister cyfryzacji Marek Zagórski - to prace nad 5G w Polsce się odbywają. Niedawno Orange postawiło stację bazową. I to właśnie w Gliwicach, czyli tam, gdzie wcześniej organizowane były protesty. Jednak bez regulacji nie uda się w pełni wykorzystać potencjału 5G, a z czasem internet mobilny zacznie się jeszcze bardziej "korkować". Kolejne opóźnienia mogą spowodować, że Polska zostanie w tyle technologicznie i gospodarczo.
Jesteś zainteresowany kupnem nowego sprzętu RTV lub AGD i nie chcesz przepłacać? Zobacz stronę RTVEUROAGD promocje.