William Fisher. Jak staruszek z Brooklynu okazał się sowieckim superszpiegiem

Sympatyczny, niemłody sąsiad w okularach nie budził żadnych podejrzeń. Zafascynowany malarstwem, był zarazem sowieckim nielegałem. Były funkcjonariusz NKWD przejął tożsamość zmarłego noworodka i rozpoczął nowe życie w Stanach Zjednoczonych.

William Fisher. Jak staruszek z Brooklynu okazał się sowieckim superszpiegiem
Źródło zdjęć: © Stasi Unterlagen Archiv
Łukasz Michalik

19.01.2021 11:49

Most Glienicke wygląda zupełnie zwyczajnie. Łączy oba brzegi Haweli, spinając tym samym dwa miasta: Berlin i Poczdam. W czasie Zimnej Wojny przebiegała przez niego granica pomiędzy Berlinem Zachodnim i NRD.

Ten właśnie fakt, a także starania wielu ludzi z obu stron żelaznej kurtyny sprawiły, że most Glienicke przeszedł do historii jako Most Szpiegów – miejsce, gdzie wrogie mocarstwa wymieniały zdemaskowanych agentów. Znane są co najmniej trzy takie wymiany, choć prawdopodobnie było ich więcej.

Podczas pierwszej, w 1962 roku, na obu końcach mostu stanęli wyjątkowi ludzie. Sowieci oddawali Amerykanom Gary’ego Powersa – pilota samolotu szpiegowskiego U2, zestrzelonego podczas jednej z misji nad Związkiem Radzieckim.

Z "zachodniego" brzegu na most wkraczał William Fisher. Starszy pan spędził w Stanach Zjednoczonych wiele lat. Znany przez sąsiadów jako spokojny amator malarstwa, okazał się ważnym szpiegiem Sowietów. Wtopiony w amerykańskie społeczeństwo przez 9 lat budował siatkę agentów, wykradającą Amerykanom pilnie strzeżone tajemnice.

Obraz
© Wikimedia Commons, Lienhard Schulz, Lic. CC BY-SA 3.0

Most Glienicke znany jako Most Szpiegów

Kim jest nielegał?

"Atomową bombą Bloku Sowieckiego w dziedzinie szpiegostwa był tzw. nielegał, to jest specjalny oficer wywiadu, którego nadzwyczajna wartość jest wciąż zbyt mało znana poza Kremlem. Koncepcja nielegała była – i wciąż jest – unikatowo związana z wywiadem rosyjskim (...). Nielegalni oficerowie, skierowani do pracy zagranicą, nie byli tam prowadzeni przez legalne rezydentury, ale przez innych nielegalnych oficerów z kwatery głównej (…).” Tak po latach pisze o nielegałach - wtopionych w swoje środowisko agentach - Ion Pacepa, szef rumuńskiego wywiadu i najwyższy rangą oficer wywiadu bloku wschodniego, który zdecydował się przejść na stronę Zachodu.

Takim właśnie nielegałem był William Fisher, urodzony w rodzinie rosyjskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. W latach 20. powrócił do ZSRR, gdzie zaczął robić karierę początkowo w wojsku, a później w wywiadzie. Był funkcjonariuszem GRU, NKWD, a po drugiej wojnie pracował w wywiadzie zagranicznym, gdzie skierowano go do Stanów Zjednoczonych w roli nielegała.

Budowanie tożsamości

Proces wiarygodnego budowania fałszywej tożsamości nie był łatwy. Ze Związku Radzieckiego Fisher wyjechał jako Łotysz, Andriej Kojotis. Prawdziwy Kojotis faktycznie istniał i miał amerykańskie obywatelstwo. Podczas jednej z podróży do ZSRR zmarł, zostawiając po sobie paszport i cenną tożsamość.

Rozpoczynając misję Fisher – jako on sam – wyjechał z ZSRR do Polski. Warszawę opuścił już jako Andriej Kojotis i z taką tożsamością pojawił się w 1948 roku na amerykańskiej ziemi. Tam spotkał się z sowieckim rezydentem o pseudonimie "Maks" – doświadczonym pracownikiem wywiadu, Josifem Grigulewiczem, odpowiedzialnym m.in. za wsparcie dla siatki, wykradającej sekrety amerykańskiego programu atomowego.

Grigulewicz przekazał przybyszowi nową tożsamość, przejętą po zmarłym noworodku: Emil Robert Goldfus. Dzięki temu nowy Amerykanin dysponował prawdziwym aktem urodzenia i doskonale sfałszowanymi, dodatkowymi papierami – w tym powołaniem do wojska i dokumentami podatkowymi.

Obraz
© Domena publiczna

Jedna z zakodowanych wiadomości znalezionych przy Williamie Fisherze. Karteczka mieściła się w wydrażonej monecie

Praca nielegała

Emil Goldfus zamieszkał w nowojorskim Brooklynie, kryjąc się pod przykrywką starszego pasjonata malarstwa. Szczegóły jego działalności nie są znane, a jej ocena przez specjalistów jest skrajnie różna – od uznania Fishera za jednego z najważniejszych szpiegów Sowietów po całkowite bagatelizowanie jego osiągnięć. Jak było naprawdę? Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.

Goldfus zajmował się m.in. przygotowaniami do trzeciej wojny światowej – rozpracowywał obiekty strategiczne, przygotowywał wskazówki dla przyszłych sabotażystów i budował dla nich zaplecze, m.in. w postaci sieci bezpiecznych mieszkań, zlokalizowanych w pobliżu celów potencjalnych ataków, jak lotniska czy porty. Współpracował także z agentami działającymi w różnych częściach świata.

Prawdopodobny jest także udział Goldfusa w szpiegostwie atomowym – szpieg współpracował m.in. z małżeństwem Morrisa i Lony Cohenów, którzy dzięki kontaktom z fizykami zaangażowanymi w Projekt Manhattan, przekazywali Moskwie cenne informacje na temat rozwoju broni jądrowej.

Utrata przykrywki

Działalność Emila Goldfusa przerwała kompromitująca wsypa. Wydał go inny szpieg, tym razem nie as wywiadu, ale trapiony alkoholizmem kolejny nielegał, podpułkownik KGB, Reino Häyhänen.

Podobno wraz z żoną wypijali tyle whiskey, że ekipa odpowiedzialna za odbiór śmieci odmawiała odbierania wyrzucanych butelek. Trudno stwierdzić, ile w tym prawdy a ile anegdoty, jednak pozostaje faktem, że Häyhänen był mało użyteczny. Zwłaszcza, gdy okazało się, ze zdefraudował środki przekazane mu na działalność szpiegowską.

Centrala próbowała załatwić sprawę po swojemu: przekazała Häyhänenowi informację o awansie i poleciła powrót do Moskwy. Szpieg doskonale zdawał sobie sprawę, że byłby to dla niego koniec i – ratując własną skórę – postanowił przejść na stronę wroga.

Po wtargnięciu do amerykańskiej ambasady w Paryżu został potraktowany z dużą rezerwą, trafił m.in. do szpitala psychiatrycznego. Z czasem amerykańskie służby zaczęły jednak układać ze strzępów wspomnień alkoholika użyteczne informacje.

Jak przystało na dobrze zorganizowaną siatkę szpiegowską, Häyhänen nie miał o niej pojęcia. Znał tylko jednego człowieka, o którym wiedział, że wynajmuje magazyn w Nowym Jorku. Okazało się, że był to magazyn wynajęty przez pewnego brooklyńskiego malarza, więc służby zainteresowały się niepozornym, starszym panem. Ten przez długi czas nie dawał najmniejszej nawet poszlaki, że zajmuje się czymś nielegalnym, jednak - bazując jedynie na zeznaniach Häyhänena - Amerykanie postanowili zaryzykować i w 1957 roku aresztowali go.

Obraz
© Wikimedia Commons, RIA Novosti, Lic. CC BY-SA 3.0

William Fisher (drugi od lewej) wśród sowieckich agentów. Pierwszy od lewej Władimir Siemiczastny - szef KGB

Tarcza i miecz

Dowodów na szpiegowską działalność znaleziono aż nadto. W mieszkaniu podejrzanego odkryto m.in. mikronadajnik, ukryty w długopisie pojemnik na mikrofilmy czy notatki dotyczące jednego ze spotkań. Wystarczająco wiele, by stwierdzić, że Emil Goldfus nie jest tym, za kogo chce uchodzić. A zarazem za mało, by dowiedzieć się o jego pracy czegoś konkretnego (nieco światła rzuciły na to dopiero wspomnienia innego szpiega, wydane wiele lat później).

Tym bardziej, że Goldfus milczał. Przyznał jedynie, że nazywa się inaczej: Rudolf Abel. W rzeczywistości były to personalia nieżyjącego podpułkownika NKWD. Po latach ujawniona przez schwytanego nielegała tożsamość odczytywana jest jako sygnał dla Sowietów – szpieg zapewniał w ten sposób, że nie ujawni niczego istotnego.

Choć amerykańska opinia publiczna domagała się dla szpiega kary śmierci, obrońca Williama Fishera uratował go. Przekonał sąd, że ujawniony nielegał będzie miał większą wartość jako karta przetargowa. W 1962 karta ta została użyta do odzyskania zestrzelonego nad ZSRR pilota samolotu szpiegowskiego U2, Gary’ego Powersa.

Do historycznej wymiany doszło na moście Glienicke, który od tamtego czasu stał się miejscem, gdzie zimnowojenni wrogowie dokonywali wymian zdemaskowanych agentów. W latach 80. przeszedł przez niego m.in. przekazany przez Amerykanów polski szpieg, Marian Zacharski.

Obraz
© Domena publiczna

Znaczek z Rudolfem Ablem

Film Spielberga

Historię Williama Fishera po latach przedstawił film Stevena Spielberga "Most szpiegów". Od strony technicznej to arcydzieło, co nie powinno dziwić zważywszy na nazwisko reżysera i fakt, że za kamerą stał mistrz Janusz Kamiński. W filmie zobaczymy także kilka polskich akcentów, bo dawny Berlin został przekonująco zagrany przez całkiem współczesny Wrocław, a na potrzeby zdjęć wypożyczono sprzęt pancerny z polskich muzeów.

Niestety, "Most szpiegów" nie jest wolny od historycznych przekłamań. Na potrzeby tego artykułu warto wspomnieć jedno, zawarte w napisach końcowych. Pojawia się tam informacja, że ZSRR nie uznał publicznie, że Fisher był szpiegiem.

Ile w tym prawdy, przekonamy się choćby rzucając okiem na grób zmarłego w 1971 roku Williama Fishera, na którym – poza oficjalną tożsamością – umieszczono również jego operacyjne personalia. Na wieńczącej grób płycie zobaczymy też miecz i tarczę – symbol KGB, który nie pozostawia złudzeń, czy sowieckie służby przyznały się do swojego człowieka. Podobnie, jak wydany w ZSRR w 1990 roku znaczek pocztowy, na którym ujrzymy znajomą podobiznę i napis: Rudolf Abel – советский разведчик (sowiecki szpieg).

W artykule wykorzystałem informacje z książek m.in. "Rosyjski sztylet. Działalność wywiadu nielegalnego" Andrzeja Kowalskiego, "Programmed to Kill" Iona Mihaiła Pacepy, "Archiwum Mitrochina" Christophera Andrew i Wasilija Mitrochina, i artykułu "Siatka pułkownika Fishera" Roberta Stefanickiego z magazynu "Ale historia".

zsrrzimna wojnamost szpiegów
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (279)