Wi‑Fi groźne dla zdrowia? Nie dajmy się zwariować
Wszystko, co nie jest naturalne, jest szkodliwe, prawda? Taki tok myślenia każe krzywo patrzeć na GMO czy bezprzewodowy internet.
26.02.2018 | aktual.: 08.06.2018 14:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie jest ciężko wpaść na sceptyków, którzy postępowe technologie oskarżają o całe zło tego świata. Pierwszy raz spotkałem się z kimś takim cztery lata temu, a był to mój były współlokator. Człowiek wykształcony, obyty, o szerokich horyzontach. Tym bardziej dziwiło mnie, że po wprowadzeniu się do pokoju, wyniósł stojący tam router na korytarz.
Na moje pytające spojrzenie odpowiedział, że przeczytał gdzieś, że promieniowanie z routera jest szkodliwe dla zdrowia, a nawet dla płodności mężczyzn. Pokiwałem głową i przestałem o tym myśleć – każdy ma prawo do swoich dziwactw, a zmiana lokalizacji skrzynki nie wpłynęła na jakość internetu w mieszkaniu. Temat przestał dla mnie istnieć.
Do czasu. Ostatnio na Facebookowej tablicy pojawiło mi się poniższe zdjęcie:
Jedna zapisana kartka A4, a tyle pytań. Skąd w ogóle w świadomości ludzi pojawia się sugestia, że Wi-Fi może być w jakikolwiek sposób szkodliwe? Cóż, z odpowiedzią przychodzą znachorzy i guru od alternatywnej medycyny, dla których wszystko, co nie jest z ich internetowego sklepu, może powodować raka, choroby serca, lub depopulację Słowian (sic!).
Samo Wi-Fi jest tworzone w oparciu o komunikację radiową. Jej promieniowanie w oczach wielu ma doprowadzać do rozwoju na przykład chorób nowotworowych. Nawet Francja zabroniła go w żłobkach w 2015 roku, w obawie o zdrowie najmłodszych.
Wi-Fi groźne jak kawa
Jednym z argumentów na potwierdzenie tej tezy ma być decyzja Międzynarodowej Agencji Badań Nad Rakiem, oddział WHO. Mianowicie, częstotliwość pola elektromagnetycznego, w ramach którego znajduje się częstotliwość z telefonów komórkowych, otrzymała oznaczenie 2b. Czyli potencjalnie kancerogenne. W takim razie jest to niezbity dowód na szkodliwość sieci bezprzewodowych, prawda?
Nie do końca. Kategorię 2b mają również marynowane warzywa, stolarka i kawa. Jakoś nie widziałem, by ktoś protestował pod sklepami z przetworami czy meblowymi. Te badania dotyczyły jednak fal w smartfonie. Te w naszym routerze są natomiast tak słabe, że nie mogą nawet mieć żadnego wpływu na nasz kod DNA. I chociaż Wi-Fi jest na tej samej częstotliwości, co fale z mikrofali, to przez swoją mizerną siłę nie ma żadnego wpływu czy to na nas, czy otoczenie. Jak mizerną? Dość powiedzieć, że kuchenka do podgrzewania emituje 100 tys. razy mocniejsze fale od routera.
Mikrofalówka również ma swoich wiernych przeciwników
Co ważne, w 2008 roku pojawiła się metaanaliza, która zebrała i sprawdziła dziewięć różnych badań. Nie wykazano tam żadnych powiązań między nowotworami (w tym konkretnym przypadku mózgu) z promieniowaniem telefonicznym.
Chorzy na internet
Niektórzy jednak pamiętają historię osób, które okazały się "uczulone" na Wi-Fi – sieć radiowa wywoływała u nich migreny, zawroty głowy i mdłości tak potężne, że musiały skryć się na odludziu, do którego nie docierały żadne fale. Te sytuacje przedstawił m.in. Werner Herzog w swoim dokumencie "Lo i stało się. Zaduma nad światem w sieci". Był to sugestywny obraz grupy pustelników, którzy ukojenie znaleźli dopiero w momencie całkowitego odcięcia się od zdobyczy technologii komunikacyjnych ostatnich dekad.
Niestety, zderzenie ich symptomów ze stanem obecnej wiedzy wskazuje na to, że przynajmniej część z tych objawów łączą niepotrzebnie z bezprzewodową siecią. O tym świadczy eksperyment przeprowadzony przez naukowców z Moguncji i Londynu na osobach, które cierpią na takie symptomy. Badanie obejmowało skan rezonansem magnetycznym uczestników. Okazało się, że gdy powiedziano im, że są wystawione na działanie Wi-Fi, w ich mózgu uaktywniały się obszary odpowiedzialne za obszar bólu.
To ma być tak zwany efekt nocebo – przeciwieństwo placebo, czyli poczucie się gorzej bez żadnego realnego powodu. Choć w tym przypadku migreny na myśl o routerze mają być spowodowane medialną nagonką i ostrzeżeniami ze strony różnych środowisk o szkodliwości bezprzewodowego internetu. Badanie zostało przeprowadzone raz, więc nie przesądza o prawdziwości tego, czy faktycznie można mieć "uczulenie" – z drugiej strony, promieniowanie jest tak słabe, że na pewno ten fakt każe zastanowić się nad faktycznymi przyczynami złego samopoczucia tych osób.
Niebezpieczeństwo czai się w zębach
Pojawiły się również interesujące badania z Iranu. Na tamtejszej uczelni, Shiraz University of Medical Sciences, wystawiono 20 zębów przedtrzonowych na działanie sieci Wi-Fi o częstotliwości 2.4 GHz. Co ważne, każdy z zębów posiadał plombę amalgamatową (tzw. srebrną). Całość umieszczono w sztucznej ślinie.
Efektem badań jest zwiększone stężenie rtęci w płynie, w którym umieszczono zęby. Czy to jednak powód do niepokoju? Nie do końca – do 2030 roku w krajach Unii z gabinetów dentystycznych mają zniknąć stare formy wypełnienia. Amalgaty z rtęcią to przestarzała technologia, która właśnie może powodować wydzielanie się rtęci w różnych sytuacjach.
Co istotne, w podane wartości w eksperymencie nie są aż tak groźne dla człowieka. Stężenie określane za bezpieczne wynosi 0,05 mg/metr sześcienny – zważywszy na próg błędu, nie ma się czego obawiać. Tym bardziej, że eksperyment trzeba powtórzyć aby upewnić się, że wyniki da się zduplikować – podobnie jak w przypadku "chorujących" na Wi-Fi, tutaj również trzeba zachować powściągliwość.
Jak widać, Wi-Fi nie jest szkodliwe - ale nie tak, jak niektórzy sobie wyobrażają. Wyłączanie go na noc nie ma zatem sensu. A najwięksi krytycy, tworząc swoje płomienne posty, zazwyczaj łączą... się bezprzewodowo.