Ukraińskie ataki na rafinerie. To, co robią Rosjanie zadziwia
Rosjanie mocno odczuwają skutki ukraińskich ataków na rafinerie ropy naftowej. W związku z tym starają się jakaś ochronić jeszcze istniejącą infrastrukturę, ale niektóre sposoby zadziwiają. Część rosyjskich blogerów wojennych jawnie krytykuje "klatki rafineryjne".
Ukraińskie ataki na rafinerie spowodowały utratę przez Rosję około 40 proc. mocy przerobowych ropy naftowej. Poskutkowało to nie tylko koniecznością importu np. benzyny czy oleju napędowego z Chin, ale także problem z nadprodukcją wydobycia ropy naftowej, którego nie można wstrzymać.
Sprawia to, że Rosjanie nie mogą sobie pozwolić na dalsze straty w infrastrukturze przerobu ropy naftowej, jej magazynowania czy przeładunku. Wymaga to jednak zabrania najpewniej znacznej liczby systemów przeciwlotniczych z regionu przyfrontowego, co ułatwiłoby pracę odradzającemu się dzięki dostawom samolotów F-16 i Mirage 2000-5 ukraińskiemu lotnictwu
Widać też, że część rafinerii jak choćby ta zlokalizowana w regionie samarskim została wzbogacona o klatki antydronowe wokół zbiorników. Te w teorii mają ochronić przed dronami, co bardzo ostro krytykuje na Telegramie rosyjski bloger wojskowy "Two Majors", nazywając to wprost idiotyzmem.
"Klatki rafineryjne" — ich ochrona jest znikoma
Rosjanin zaznacza, że nawet jeśli klatka jest oddalona od zbiornika o dwa metry, to może ona co najwyżej ochronić przed spadającymi szczątkami zestrzelonego drona. Z kolei w przypadku nawet drona z dość małą głowicą bojową o masie 50 kilogramów klatka i tak niewiele pomoże na ciśnienie fali uderzeniowej wynoszące 9089 kPa, które odpowiada uderzeniu obiektu o masie 908 900 kg.
Warto zaznaczyć, że zbiorniki na ropę naftową nie mają wytrzymałości pancerza choćby bojowego wozu piechoty, przez co fala uderzeniowa bez problemu zrobi w nich wyrwę. Ponadto dochodzą odłamki, które zrobią ze zbiornika sito.
Jedynym przypadkiem kiedy "klatka rafineryjna" może zadziałać, jest takie zaplątanie się drona, że nie nastąpi eksplozja głowicy bojowej. Zwykle drony miały proste zapalniki uderzeniowe lub samoróbki oparte o zetknięcie się wystających przewodów, ale obecnie mogą być one dużo bardziej wyrafinowane.
Wystarczy, że dodany zostanie prosty samolikwidator jak w wielu pociskach rakietowych, który spowoduje detonację drona np. po wyczerpaniu się baterii. W takim przypadku nawet zaplątany w "rafineryjną klatkę" dron kiedyś eksploduje.