Ukraińcy wyzwoli te tereny. Pokazali, co zostawili po sobie Rosjanie
Army Inform, agencja prasowa ukraińskiego resortu obrony, pokazała, co zostawili po sobie Rosjanie na wyzwolonych terytoriach. W materiale ostrzeżono obywateli, aby uważali na niepozornie wyglądające pozostałości broni.
"Wyzwolenie terytoriów nie oznacza, że można tam spokojnie żyć. Rosjanie pozostawili po sobie wiele 'niespodzianek', które na długo będą przypominać o tej wojnie" – podkreśla agencja Army Inform. W opublikowanej fotorelacji pokazano m.in. niepozornie wyglądające przedmioty, które są w rzeczywistości pozostałościami po minach.
To zostawili po sobie Rosjanie
Na poniższych zdjęciach widzimy opracowaną w ZSRR kasetową minę przeciwpiechotną PFM-1. Ze względu na charakterystyczny kształt jest ona potocznie nazywana miną motylkową. Atrakcyjne kolory i nietypowy wygląd powodują, że broń ta jest często mylona przez dzieci z zabawką. W przypadku wersji PFM-1S eksplozja następuje nieoczekiwanie.
Mina jest wypełniona materiałem wybuchowym o masie 37 g. Posiada zapalnik MVDM/VGM-572 o działaniu naciskowym, który inicjuje eksplozję pod naciskiem 5-25 kg. PFM-1 są zrzucane z powietrza lub rozmieszczane na ziemi przez żołnierzy. U dorosłych ludzi skutki eksplozji kończą się zazwyczaj rozerwaniem nóg, ale w przypadku małych dzieci obrażenia bywają często śmiertelne.
Z tych względów miny motylkowe stały się głównym celem Międzynarodowej Kampanii na Rzecz Zakazu Min Przeciwpiechotnych. W 1997 r. zawarto traktat ottawski, zakazujący stosowania min przeciwpiechotnych. Rosja nie podpisała jednak tej umowy i nadal używa PFM-1.
"Bardzo trudno je dostrzec ze względu na ich kolorystykę. Wraz z nadejściem jesieni są również obficie pokryte liśćmi, więc nawet ekspert może łatwo wpaść w pułapkę minową" – czytamy na łamach Army Inform.
Na kolejnych zdjęciach, opublikowanych przez ukraińską agencję, widzimy pozostałości po pociskach, które były używane przez Rosjan. Można znaleźć je obecnie w opuszczonych pozycjach wroga oraz w zniszczonych magazynach. Army Inform ostrzega mieszkańców, aby pod żadnym pozorem nie dotykali tych metalowych fragmentów.
"Wszędzie są spalone pociski, a niektóre z nich przeszły nawet procedurę przygotowania do strzału. Nie da się określić stanu takiego pocisku, więc może eksplodować od zwykłego dotknięcia" – wyjaśnia agencja ukraińskiego resortu obrony.
Na tych zdjęciach pokazano z kolei skrzynki z białymi powłokami, które – na pierwszy rzut oka – mogą przydać się do ogrzewania budynków. Agencja ostrzega mieszkańców, aby nie zbierali takich przedmiotów.
Jak wyjaśniono, w pobliskich skrzyniach wciąż znajdują się uszkodzone pociski, które mogą stwarzać niebezpieczeństwo dla ludzi. W białych workach są natomiast materiały wybuchowe, które mogą spowodować poważne oparzenia.
Adam Gaafar, dziennikarz Wirtualnej Polski