Tylko w ostatnim tygodniu pogrzebałem dwie osoby…
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Najboleśniej przeżyłem pogrzeb jednego z moich ministrantów. Daniel był młodym chłopakiem z ogromnymi perspektywami na przyszłość. Grał w piłkę, chodził po górach, był lubiany przez rówieśników. W pewnym momencie zapadł na niego wyrok: glejak. Przez dwa lata od jego pogrzebu nie byłem w stanie stanąć nad jego grobem, ale wciąż o nim pamiętam. Wciąż też go wspominam, starając się powiedzieć młodym ludziom, że warto walczyć, nawet jeśli od początku jesteśmy na przegranej pozycji. Tak, czy inaczej pamięć o Danielu trwa, bo sam w ostatnich chwilach swojego krótkiego życia dbał o to, by spotykać się z ludźmi i cieszyć się ich obecnością.
Jako ksiądz spotykam się z umieraniem i śmiercią nieustannie. W swoim ponad trzyletnim kapłaństwie pogrzebałem już dziesiątki osób. Najczęściej były to osoby dorosłe, ale zawsze zbyt młode na śmierć. Nie przyzwyczaiłem się jednak do pogrzebów i w dalszym ciągu czuję ból i smutek kiedy staję nad trumną lub urną. Nie znam nikogo, kto ze śmiercią byłby obyty. Znam jednak takich, którzy zupełnie nie pamiętają o tych, którzy odeszli z tego świata. Zadziwiające jest to, że ci sami ludzie, na każdą rozgłoszoną na cały świat tragedię, reagują zmianą zdjęcia profilowego na Facebooku ubierając to w propagandę żalu, za którą nie idzie nic konstruktywnego. Zapalenie wirtualnego znicza nic nie zmieni, a dodatkowo coraz częściej utwierdza w przekonaniu, że to wystarczy, że już dużo zostało zrobione.
Przeraża mnie chodzenie po cmentarzu. Nie dlatego, że czuję strach, tylko dlatego, że widzę całe mnóstwo zaniedbanych grobów. Innymi słowy dostrzegam, jak krótka jest pamięć o ludziach. Jasne, nikt z nas nie pamięta, ani może nawet nie wie gdzie się znajdują groby naszych przodków, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia zaniedbań, które dostrzega się po krótkiej nawet wizycie na dowolnym cmentarzu. Za tymi zaniedbaniami kryje się jednak coś znacznie głębszego, ale o tym za chwilę. Przerażenie potęguje też coraz większa komercjalizacja uroczystości Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego. Bywa, że zaniedbane groby, porośnięte mchem i potłuczonymi zniczami "odżywają", kiedy zbliża się początek listopada. Najczęściej dlatego, że rodzina się zjeżdża i byłoby głupio, gdyby wyszło na jaw, że przez cały rok nikt o grób krewnego nie dba. Wtedy trwa gonitwa z czasem: grabie, kwiaty, znicze i mnóstwo nerwów. Trzeba wypełnić przykry obowiązek. Owszem można wynająć profesjonalne firmy, które zajmują się tego typu sprawami, ale nie o samą troskę o mogiły chodzi, ale o coś znacznie ważniejszego. O refleksję, którą warto od czasu do czasu podjąć, bo żyjemy w czasach, w których liczy się tu i teraz, a nad tym co będzie jutro niewiele się zastanawiamy. Nie będę wspominał już o rozmyślaniu nad tym co będzie kiedy przyjdzie chwila na pożegnanie się z tym światem. Nie straszę nikogo śmiercią i nie każę małym dzieciom zastanawiać się jak będzie wyglądała ich starość i umieranie. Zastanawiam się jednak jak pogłębiać refleksję na temat życia i umierania pośród tych, których spotykam. Jak ożywić pamięć o tych, którzy odeszli, których się zapomniało, a być może mieli niebagatelną rolę w naszym obecnym życiu? Dlaczego tak łatwo zapominamy?
Śmierć jest wpisana w naszą kulturę przez konieczność umierania, a religie i systemy filozoficzne radzą sobie z tym tematem w różny sposób. Spotykam jednak sporo ludzi, dla których jest to temat próżnia, kolejna zapchaj dziura, która odciąga ich od tego co jest ważne tu i teraz. W takich momentach przypominam sobie historię człowieka zamożnego, który powiedział sobie:
"Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!”
I w tej samej chwili usłyszał:
"Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem."
Przez ostatni miesiąc poruszałem tematy związane w różny sposób z sieciami społecznościowymi i ten felieton wieńczy ten czas i kilka wpisów. Jeśli nie przekonały cię moje poprzednie rozmyślania to musisz ostatecznie wziąć pod uwagę, że poświęcając czas na rzeczy błahe i przemijalne, nie zbudujesz nic, co będzie wartościowe. *Nie przeraża cię myśl, że na wypadek śmierci, na nikim nie zrobi wrażenia status "niedostępny". Skoro zaginąłeś w świecie portali społecznościowych, to kto ma cię znaleźć w świecie realnym. *Obawiam się, że wtedy nawet wirtualny znicz nie zapłonie.