Teoria ciemnego lasu: czy ludzkość powinna się bać?
Od co najmniej wieku ludzkość aktywnie próbuje nawiązać kontakt z obcymi cywilizacjami, ale póki co kosmos pozostaje cichy i ciemny. Nowa, niepokojąca teoria może pomóc odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak jest.
Wyobraź sobie, że zabłądziłeś w obcym mieście. Jest późna noc, twój telefon jest wyładowany, więc nie masz ani jak sprawdzić swojej lokalizacji, ani zamówić taksówki. Co gorsza, okolica wygląda na taką, o której opowiada się historie zawierające frazy takiej jak "gangi", "pobicia", "rabunki", "narkotyki" i "lepiej unikać".
Masz świadomość, że mieszkający tu ludzie najprawdopodobniej nie mówią w twoim języku. Jak sądzisz, czy próba zapukania do jakiś drzwi w którejś ze zdemolowanych, pokrytych graffiti kamienic i poproszenie o pomoc to dobry pomysł? Jeśli czujesz obawy i wahasz się, czy naprawdę chcesz to zrobić, to doskonale - właśnie o to chodziło w tym przykładzie.
Gdzie są wszyscy?
Zanim wyjaśnimy, do czego potrzebny był powyższy eksperyment myślowy, zmieńmy temat z mrocznych uliczek wielkiego miasta na miejsce niewyobrażalnie większe i mroczniejsze - kosmos.
W 1961 roku, na fali narastającego zainteresowania poszukiwaniem pozaziemskich istot inteligentnych, amerykański astronom i astrofizyk Francis Drake przedstawił równanie, które miało pomóc nadać toczącej się dyskusji odpowiedni kontekst. Równanie to, znane dziś jako Równanie Drake'a, to wzór pozwalający oszacować, jak wiele obcych cywilizacji, z którymi moglibyśmy nawiązać kontakt może znajdować się wokół nas.
Równanie bierze pod uwagę średnie tempo powstawania gwiazd, odsetek tych mających układy planetarne oraz średnią liczbę planet nadających się do życia. Dalej uwzględnia prawdopodobieństwo faktycznego powstania życia, rozwinięcia inteligencji, utworzenia cywilizacji, która jest zdolna do komunikacji między planetarnej i wreszcie czas, przez jaki taka cywilizacja będzie nadawać wykrywalne sygnały.
Niestety, jak łatwo zauważyć, oprócz trzech pierwszych czynników, wartości potrzebne do Równania Drake'a możemy jedynie szacować, żeby nie powiedzieć - zgadywać. Oznacza to, że liczba, jaką da rozwiązanie równania może być zarówno bardzo mała, jak i zaskakująco wielka, aż do ponad 15 milionów rozwiniętych technicznie cywilizacji znajdujących się w zasięgu naszych metod komunikacji. Sam Drake uważa, że dobrym przybliżeniem jest ok. 10 tys obcych ras żyjących relatywnie niedaleko Ziemi. Mimo to, jak do tej pory nie znaleźliśmy ani jednej.
Kontrast pomiędzy wizją tętniącego rozumnym życiem wszechświata, wyłaniającą się z Równania Drake'a a ciszą, która jest jedyną odpowiedzią na nasze próby komunikacji najlepiej podsumował słynny fizyk Enrico Fermi, pytając dosadnie "Gdzie oni wszyscy są?". Jedna z możliwych odpowiedzi na to znane jako Paradoks Fermiego pytanie, brzmi: "ukrywają się".
Logika mówi - strzelaj pierwszy
Pora wrócić do przytoczonego na początku wyobrażenia przeciętnego mieszczucha zagubionego w złej dzielnicy. Według chińskiego pisarza znanego z powieści popularnonaukowych, Liu Cixin, każda kosmiczna cywilizacja prędzej czy później zdaje sobie sprawę, że znajduje się w takiej właśnie sytuacji i milknie - albo zostaje zniszczona.
Cixin włożył swoją koncepcję w usta jednej z postaci występujących w jego książce "Ciemny las", przedstawiając kosmiczne cywilizacje jako wyposażonych w latarki i pistolety ludzi ukrytych w ciemnym lesie, gotowych zabić każdego, kto pierwszy włączy światło. Na jakich podstawach opiera się ta teoria, nazwana Teorią czarnego lasu?
Zacznijmy od tego, że zasoby - czy będzie to energia, miejsce do życia, czy minerały - są ograniczone, a ich dostępność wyznacza granice rozwoju każdej cywilizacji. To oznacza, że inne istoty rozumne muszą być traktowane jak potencjalna konkurencja. Oczywiście, nie musi to oznaczać wojny. Jak przekonaliśmy się na naszej planecie, kraje mogą współpracować i handlować, w pokojowy sposób uzyskując to, co jest im potrzebne. Żeby było to możliwe, potrzebny jest jednak jeden kluczowy czynnik: komunikacja.
Doskonale wiemy, że porozumienie pomiędzy ludźmi, których różni jedynie religia czy narodowość bywa niezwykle trudne do osiągnięcia, a w przypadku dwóch ras inteligentnych stworzeń będzie prawdopodobnie ekstremalnie trudne i długotrwałe, a być może całkiem niemożliwe.
Taką sytuację - konfliktu interesów przy braku kontaktu - opisuje znany z teorii gier tak zwany dylemat więźnia. Zgodnie z nim, jeśli spróbujemy współpracować z napotkanymi obcymi, możemy co prawda zyskać najwięcej, ale możemy też zostać zniszczeni. Jeżeli natomiast zaatakujemy pierwsi i zniszczymy napotkaną cywilizację, stracimy co prawda korzyści, jakie dałaby współpraca, ale zyskamy pewność jednej rzeczy - dalszego istnienia. Wybór wydaje się oczywisty.
Co gorsza, o ile różne rzeczy mogą nas różnić, jest praktycznie pewne, że kimkolwiek by nie byli, obcy będą znali matematykę i logikę. Można więc założyć, że stosując swoją wersję dylematu więźnia dojdą do takich samych wniosków, jak my. Słowem, możemy wierzyć, że jeśli nie zaatakujemy pierwsi, to zrobią to oni.
Nie taki las ciemny, jak go malują
Na szczęście teoria ciemnego lasu nie musi być prawdziwa. Jej krytycy wskazują, że cywilizacja, która osiągnęła etap rozwoju pozwalający na podróże kosmiczne, musiała po drodze nauczyć się, iż współpraca jest najefektywniejszą formą działania.
Wystarczy spojrzeć na nas, Ziemian: mimo wszelkich konfliktów i różnic, wytrwale podejmujemy próby dogadywania się i kooperacji. Są więc podstawy do wiary, że obcy, których kiedyś być może spotkamy też będą nastawieni raczej na rozmowy, niż destrukcję.
Na niekorzyść koncepcji unikających kontaktu kosmitów działa też fakt, że o ile można ograniczyć nadawanie sygnałów radiowych, o tyle inne oznaki istnienia na danej planecie życia, takie jak zmiana składu atmosfery i pojawienie się w niej charakterystycznych związków zwanych biomarkerami są niemożliwe do ukrycia. Tymczasem nie znaleźliśmy jak do tej pory żadnej takiej planety.
Ważnym argumentem jest też fakt, że wciąż istniejemy. Nadajemy sygnały radiowe od ponad 100 lat, od niemal 70 aktywnie próbujemy skontaktować się z jakąkolwiek pozaziemską cywilizacją, wysyłamy sondy poza granice układu słonecznego, a atmosfera naszej planety przeanalizowana za pomocą spektroskopu wręcz bije po oczach swoim antropogenicznym składem.
Od wieku stoimy w samym środku najgorszej dzielnicy kosmosu, wrzeszcząc na całe gardło, tłukąc butelki i bębniąc w pusty śmietnik i nadal nikt nie przyszedł nas obrabować czy zabić. Prawdę mówiąc, w ogóle nikt nie przyszedł, ani nawet się nie odezwał. Czyżby naprawdę nikogo tu nie było?