Temperatura mokrego termometru, czyli co nas zabije

Gorąco? Żaden problem – wystarczy schować się w cieniu. Nie pomaga? Na to też jest sposób – zaczynamy się pocić, by odparowując pot schłodzić nasze ciało. Problem w tym, że coraz częściej zaskakują nas warunki, do których nasze ciała nie są przygotowane. Możemy leżeć w cieniu, pić wodę i nic nie robić, a i tak szybko umrzemy.

Temperatura mokrego termometru, czyli co nas zabije
Źródło zdjęć: © Pixabay, Lic. CC0
Łukasz Michalik

Dolina Śmierci to wyjątkowe miejsce. Sucha jak pieprz depresja na kalifornijskiej pustyni Mojave to przykład skrajnie nieprzyjaznego dla życia środowiska. Opady w ciągu roku osiągają zaledwie 50 mm (dla porównania – średnia w Polsce to ok. 600 mm). Grunt nagrzewa się nawet do 100 stopni Celsjusza, a najwyższa zanotowana temperatura powietrza stanowi światowy rekord – niemal 57 stopni.

W takich warunkach organizowany jest bieg Badwater. To ultramaraton cieszący się zasłużoną opinią najtrudniejszego biegu na świecie. Do pokonania jest 217 kilometrów w temperaturze powietrza przekraczającej 50 stopni i trasie, wiodącej przez trzy łańcuchy górskie. Start ma miejsce 85 metrów poniżej poziomu morza. Meta jest 2,5 kilometra wyżej, u podnóża Mount Whitney, najwyższego szczytu kontynentalnych Stanów Zjednoczonych.

Szaleństwo? Dla nieprzygotowanego człowieka – z pewnością. Ale wytrenowani zawodnicy są w stanie nie tylko przetrwać w takim upale, ale także zmusić ciało do intensywnego wysiłku. I, jak Polka Patrycja Berezowska, w 2019 roku zająć drugie miejsce.

Naturalna klimatyzacja

Człowiek, zwłaszcza wytrenowany, potrafi sobie poradzić z tak ekstremalnymi warunkami. Wystarczy, że dostanie wodę i jedzenie, by wykształcone przez miliony lat ewolucji mechanizmy termoregulacji zrobiły swoje: przez odparowanie potu wyprowadziły nadmiar energii na zewnątrz i zapewniły warunki, w których poszczególne organy, a zwłaszcza mózg, będą w stanie wystarczająco długo działać.

Obraz
© Pixabay, Lic. CC0

W Dolinie Śmierci jest organizowany ekstremalny ultramaraton

Wszystko za sprawą faktu, że Dolina Śmierci – mimo niezwykle wysokich temperatur – jest bardzo sucha. Wbrew pozorom to sprzyjające przeżyciu warunki. O ile mamy zapas wody, w suchym otoczeniu możemy efektywnie chłodzić się przez pocenie, co pozwala przez pewien czas funkcjonować w warunkach, kojarzonych raczej z przedsionkiem piekła niż komfortem termicznym.

Temperatura, która zabija

50 stopni w Dolinie Śmierci robi kolosalne wrażenie. Dużo mniejsze zrobi temperatura 35 stopni. Problem w tym, że – w specyficznych okolicznościach - to właśnie ten drugi przypadek szybko nas zabije.

Zacznijmy jednak od odrobiny teorii. Temperatura ciała zdrowego człowieka to niecałe 37 stopni Celsjusza wewnątrz ciała i około 35 na skórze - ciepło wypromieniowuje z nas do otoczenia. Dlatego wartością graniczną, powyżej której umrzemy z przegrzania, jest właśnie 35 stopni, czyli temperatura, która zdarza się i w Polsce. Zdrowy człowiek przy takiej temperaturze jednak nie umiera - ciało broni się, uruchamiając naturalną,całkiem wydajną, klimatyzację, czyli pocenie się. Może to być uciążliwe, ale pozwala naszemu gatunkowi zasiedlać w zasadzie całą Ziemię, włącznie ze strefą pomiędzy zwrotnikami.

Prawdziwy problem zaczyna się, gdy wysokiej temperaturze towarzyszy wysoka wilgotność. To czynnik, który psuje nasze mechanizmy termoregulacyjne. Gdy temperaturze 35 stopni towarzyszy bardzo wysoka, sięgająca 100 proc. wilgotność powietrza, nie jesteśmy w stanie się chłodzić. Pocimy się, ale pot nie odparowuje, a na skórze następuje kondensacja pary wodnej. "Gotujemy" się od środka, bo nie mamy jak oddać ciepła.

Rzecz jasna możemy kompensować to budując jakieś schronienia, chowając się do nory w ziemi czy stosując klimatyzację, ale na zewnątrz nie jesteśmy w stanie przetrwać. Możemy leżeć w cieniu, nie wykonywać żadnego wysiłku, mieć pod ręką zapas wody, a i tak umrzemy z przegrzania.

To już się dzieje

Na szczęście na Ziemi takie warunki niemal nie występują. Tam, gdzie jest bardzo gorąco, jest zazwyczaj w miarę sucho. A tam, gdzie występuje bardzo duża wilgotność, wysokie temperatury kompensowane są napływem chłodniejszego powietrza znad dużych zbiorników wodnych czy oceanu. Dlatego ludzie mieszkają również w takich miejscach, jak Zatoka Perska, południowo-wschodnia Azja, Karaiby czy Polinezja.

Problem polega na tym, że te nieźle działające mechanizmy, rządzące klimatem naszej planety, od dwóch stuleci bardzo konsekwentnie psujemy. Niepozorne na pozór zmiany klimatyczne, jak choćby 1- czy 2-stopniowe wahania temperatur, w niektórych miejscach świata oznaczają granicę pomiędzy "gorąco, ale da się przeżyć" a "uciekaj, bo umrzesz!". I dotyczy to także miejsc bardzo gęsto zaludnionych.

Obraz
© Pixabay, Lic. CC0

Zjednoczone Emiraty Arabskie - klimat staje się coraz bardziej nieprzyjazny

W praktyce oznacza to, że stosunkowo niewielkie zmiany klimatu mogą spowodować migracje na skalę, której nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Miliony z Bliskiego Wschodu, które spowodowały w Europie poważny, choć głównie polityczny kryzys, będą niczym wobec dziesiątek czy nawet setek milionów z południowej Azji. Ludzie wyruszą w drogę nawet nie w poszukiwaniu lepszego życia, co życia w ogóle – bo w miejscach, gdzie mieszkali od pokoleń żyć już się nie da.

Migracyjne tsunami

W znanej historii naszego gatunku wielkie migracje zdarzają się co mniej więcej 1500 lat. U zarania starożytności fala tajemniczych Ludów Morza spowodowała cywilizacyjne trzęsienie ziemi nad Morzem Śródziemnym, Zniknęli budowniczowie pałaców z Krety, rozpadło się potężne państwo Hetytów, zatrząsnął się w posadach Egipt.

Półtora tysiąca lat później hordy barbarzyńców zalały imperium rzymskie. Upadek wiecznego Rzymu był jak cywilizacyjny koniec świata, ale z jego gruzów wyłoniła się współczesna Europa

Minęło półtora tysiąca lat i oto – znów nad Morzem Śródziemnym – ludzka rzeka ponownie uderza swoimi falami o Stary Kontynent. Jej źródłem – jednym z wielu – są zmiany klimatyczne. Można długo i pięknie mówić o potrzebie wolności i niechęci do tyranii, ale to właśnie susza, która zniszczyła plony stała się jednym z katalizatorów "Arabskiej Wiosny". Jej skutkiem jest m.in. trwająca do dzisiaj wojna w Syrii, miliony uchodźców i jeszcze liczniejsi migranci ekonomiczni.

W miarę zmian klimatycznych będzie ich coraz więcej. Politycy mogą czarować rzeczywistość swoimi przemowami, ideolodzy kreślić własne wizje świata i jego porządku, ale u podstaw zachodzących zmian i przyszłych migracji będzie leżeć trywialna biologia i fizyka. Nasz gatunek - jak zresztą większość innych - nie jest w stanie ewoluować tak szybko, by nadążyć za zmianami, jakie wprowadzamy w otaczającym nas środowisku. Mokrego termometru nie da się oszukać.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (118)