Telemetria. Śledzi cię niemal wszystko wokół, ale nie powinieneś się (bardzo) bać

Telemetria. Śledzi cię niemal wszystko wokół, ale nie powinieneś się (bardzo) bać

Telemetria. Śledzi cię niemal wszystko wokół, ale nie powinieneś się (bardzo) bać
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Piotr Urbaniak
29.04.2019 14:12, aktualizacja: 29.04.2019 15:37

Oglądasz telewizję na smart TV? Zapewne producent wie, jakie są Twoje ulubione programy. Grasz w gry w sieci? Platforma gamingowa prawdopodobnie wie, jaką masz kartę graficzną czy płytę główną. Telemetria, czyli informacje o zachowaniach użytkowników, wykorzystywana jest niemal wszędzie. Ale niekoniecznie trzeba jej się bać.

Prywatność to według definicji encyklopedycznych zdolność jednostki do utrzymania swych zwyczajów i zachowań nieujawnionych publicznie. Jest gwarantowana przez m.in. Europejską Konwencję Praw Człowieka z 1950 r. Ale czy w dzisiejszym świecie kamer i internetu możemy ją w ogóle zachować?

Tomek właśnie kupił sobie nowy telewizor topowej marki. Używa też komputera z systemem Windows i smartfonu na Androidzie. Czasem zagra w grę na Steam, napisze parę zdań w grupie motoryzacyjnej na Facebooku, odbierze pocztę przez Gmaila. Tomek to statystyczny młody Polak XXI w.

Z tą tylko różnicą, że czytając regularnie wiadomości w serwisach technologicznych, wyrobił sobie świadomość zagrożeń internetu. Plastrem zakleił kamerkę laptopa. Stara się weryfikować pobierane aplikacje. Używa oprogramowania antywirusowego. Nie odwiedza podejrzanych witryn.

Czy to znaczy, że dane Tomka są zaszyte na cztery spusty w obrębie jego dysku i tylko on sam ma do nich dostęp? Niekoniecznie.

Definicja telemetrii

Telemetria to dziedzina zajmującą się przesyłaniem wartości pomiarowych na odległość. Czyli informuje o tym, jak zachowuje się użytkownik. Stosuje ją dziś każdy producent sprzętu i oprogramowania, także wydawcy stron internetowych. Włącznie z tymi, którzy straszą śledzeniem przez inne podmioty.

Windows raportuje m.in. dane o awariach i zainstalowanym oprogramowaniu. Zresztą, podobnie jak Android i iOS, a nawet systemy w Smart TV, tabletach, konsolach do gier. Mówiąc krótko – wszyscy nas śledzą, czy tego chcemy, czy nie.

Podczas rejestracji na Facebooku trzeba wyrazić zgodę na wykorzystanie zebranych danych w celach marketingowych. Serwis zapisuje, jakie treści przykuwają naszą uwagę i korzysta z tej wiedzy do profilowania reklam.

Steam z kolei analizuje podzespoły komputera i na tej podstawie przygotowuje comiesięczne statystyki popularności poszczególnych kart graficznych czy procesorów. Nie wspominając już o stałej kontroli popularności poszczególnych gier.

Wydawcy stron internetowych korzystają z narzędzi takich jak Google Analytics. Specjalne skrypty monitorują m.in. liczbę i źródła odwiedzin. Znając poziom zainteresowania, mogą: po pierwsze lepiej dostosować treści do widza, a po drugie przedstawić obszerne statystyki potencjalnym reklamodawcom.

Istotne nadużycia

Oczywiście w takim przypadku nie sposób uniknąć ewidentnych nadużyć. W 2017 i 2018 r. pod ostrzałem znalazło się Google, gdy wyszło na jaw, że firma skanuje treść maili. Regularnie z zarzutami o czytanie prywatnych wiadomości zmaga się także Facebook.

Zobacz także:
Wścibski Google
Wścibski Google

Niestety jest to coś, czego nie unikniemy, operując w sieci globalnej. Gdzie wszystkie dane znajdują się na odległych o tysiące kilometrów serwerach, będących własnością prywatnych firm.

Igła w stogu siana

Inna sprawa, że analizując temat na chłodno, trzeba koniecznie zwrócić uwagę na kwestię skali.

Przykładowo, Facebook chwali się 2,32 mld aktywnych użytkowników. Żaden człowiek ani nawet zespół ludzi nie jest w stanie samodzielnie prześledzić takiej grupy. Używane są algorytmy, które wyszukują konkretnych fraz i prowadzą statystyki.

Tak więc ani wspomnianym Tomkiem, ani nikim innym przedsiębiorstwo nie jest w stanie zainteresować się ad personam.

Przypomina to nieco igłę wrzuconą do stogu siana, aczkolwiek w rzeczywistości dysproporcje między bazą danych a pojedynczym człowiekiem bywają jeszcze większe.

Spadek jakości

Trochę paradoksalnie, gdyby kompletnie zrezygnować z telemetrii, najprawdopodobniej doszłoby do znaczącego spadku jakości usług.

Reklam nikt nie porzuci. Dla wielu twórców są podstawowym źródłem utrzymania. A lepiej chyba otrzymać reklamę zgodną z zainteresowaniami niż zupełnie przypadkową. Korzysta zarówno jedna (Tomek), jak i druga strona (reklamodawca).

Microsoft stosuje dane o awariach do poprawy oprogramowania. I podobnie robi chyba każdy zespół programistów. Ponownie, użytkownik ma profit w postaci usprawnień w używanych programach.

Gry wykorzystują oprogramowanie zapobiegające oszustwom. Dobry przykład stanowi narzędzie "Easy Anti Cheat”, które wysyła zawartość pamięci do chmury. Tak, aby przeskanować system na obecność niedozwolonych wspomagaczy. Tego rozwiązania nie byłoby bez telemetrii.

Zagrożona prywatność?

I tak, i nie. Z jednej strony świadomość, że prywatne dane znajdują się gdzieś poza prywatnym dyskiem może budzić niepokój. Z drugiej zaś – trzeba się zastanowić nad tym, w jaki sposób i na jaką skalę są wykorzystywane.

Wtedy człowiek uświadamia sobie, że większym zagrożeniem wciąż pozostaje lokalny haker, który czai się na konkretną osobę, z zamiarem dokonania kradzieży.

Wielkimi korporacjami możemy się nie przejmować.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)