Syberia - nowe zagrożenie dla świata. Rosyjski las emituje dwutlenek węgla
Syberyjska tajga przez dziesięciolecia była uznawana za skuteczny pochłaniacz dwutlenku węgla. Katastrofa klimatyczna sprawia, że Syberia zamiast pochłaniać i magazynować, zaczyna emitować coraz więcej gazów cieplarnianych. Trudno o gorszą wiadomość dla świata.
17.08.2023 | aktual.: 17.08.2023 15:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nowe badanie, przeprowadzone przez badaczy z Rosyjskiej Akademii Nauk, przedstawia bardzo ponury obraz zmian, jakie w ciągu ostatniego ćwierćwiecza zaszły w gigantycznym kompleksie leśnym, rozciągającym się od Skandynawii po Kamczatkę. Największa jego część znajduje się w Rosji, a tajga przez dziesięciolecia była uznawana za wielki pochłaniacz dwutlenku węgla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowe badania wskazują, że znaczenie przypisywane północnym lasom było zbyt optymistyczne. Wzrost temperatury sprawia ponadto, że węglowe saldo tajgi przestaje być ujemne (to jej dotyczyło badanie, choć podobnie wygląda sytuacja w kanadyjskich lasach borealnych).
Rosyjski las przestaje pochłaniać dwutlenek węgla. Zamiast tego staje się jego emitentem, na równi z dymiącymi fabrykami. To nie publicystyczna przesada, bo obecnie emisje CO2, których źródłem jest tajga, są szacowane (badania są rozbieżne) na 5-20 proc. ogólnej rosyjskiej emisji tego gazu. Jak to możliwe?
Las jako emitent dwutlenku węgla
Aby zrozumieć zachodzące procesy trzeba pamiętać, że lasy kształtują się przez setki lat. Zupełnie inaczej "pracują" młode drzewa czy lasy zasadzone przez człowieka, a inaczej odwieczne, naturalnie ukształtowane kompleksy leśne.
Wiele zależy także od szerokości geograficznej, bo np. obszary tropikalne pochłaniają więcej CO2 od tajgi (choć - według nowych badań - również w ich przypadku emisja dwutlenku węgla rośnie). Ponadto, wbrew stereotypom, młode drzewa emitują więcej dwutlenku węgla niż go pochłaniają, czego dowodzą m.in. badania prowadzone w poprzedniej dekadzie przez Carole Coursolle. Las to przede wszystkim magazyn węgla, a dopiero w następnej kolejności pochłaniacz CO2.
Tak jest również w przypadku syberyjskiej tajgi. Ostatnie ćwierć wieku (badania obejmują okres od 2000 r. do teraz) to czas, gdy rosyjskie lasy są nieustannie trawione przez gigantyczne pożary. W rezultacie zmagazynowany przez nie węgiel (pierwiastek, nie paliwo kopalne) jest uwalniany i trafia do atmosfery pod postacią CO2. Podobny problem dotyczy nie tylko obszarów leśnych, ale także np. torfowisk.
Zdaniem badających ten proces naukowców, emisje CO2 spowodowane pożarami, gdy pogoda jest gorąca, sucha i wietrzna (czemu sprzyja ocieplenie klimatu), od 2000 roku wzrosły ponad dwukrotnie.
Jest źle, będzie gorzej
Jak zauważa Jewgienij Ponomariew z krasnojarskiego Instytutu Leśnictwa im. Władimira Sukaczowa: "Możemy spodziewać się kontynuacji trendu wzrostowego pożarów o dużej intensywności, co doprowadzi do wzrostu bezpośredniej emisji dwutlenku węgla do atmosfery".
Inni specjaliści, jak Grigorij Kuksin, zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt syberyjskich pożarów lasów, które generują ogromne ilości sadzy i ciemnych pyłów. Te, po opadnięciu na ziemię sprawiają, że powierzchnia pochłania coraz więcej energii słonecznej i szybciej się nagrzewa.
Koło katastrofy klimatycznej tym samym się zamyka, bo wzrost temperatury sprzyja pożarom lasów, uwalniających gazy cieplarniane, co generuje wzrost temperatury.
Rozmarzanie węglowego depozytu
Złe wieści na tym się nie kończą, bo nawet subtelne różnice temperatur mogą decydować o zamarzaniu lub rozmarzaniu. Z tym drugim procesem mamy obecnie do czynienia w przypadku występującej na znacznym obszarze Syberii tzw. wiecznej zmarzliny.
Przez tysiące lat (najstarsza zmarzlina na Ziemi ma aż 2,6 mln lat) syberyjska ziemia rozmarzała tylko na powierzchni (a na niektórych obszarach wcale), utrzymując pod ziemią gigantyczny rezerwuar zamarzniętej substancji organicznej – czyli m.in. węgla – sięgający dziesiątek, a nawet setek metrów w głąb gruntu.
Wzrost temperatury powoduje stopniowe rozmarzanie organicznego depozytu, skutkujące uwalnianiem m.in. metanu. Efektownym i budzącym zainteresowanie skutkiem tego procesu jest pojawienie się na Syberii ogromnych zapadlisk – "dziur w ziemi" o nieznanym początkowo pochodzeniu.
Zapadliska po zbadaniu okazały się efektem uwalniania spod powierzchni wielkich ilości metanu, a wszystko to składa się na klimatyczną reakcję łańcuchową
Patogeny uwolnione z lodu
Opisywane procesy niosą za sobą jeszcze jedno, bezpośrednie zagrożenie. Chodzi o nieznane nauce patogeny, które przez tysiące lat były uwięzione w zmarzlinie i nieaktywne.
O tym, jak poważne jest to zagrożenie, przekonuje doświadczenie przeprowadzone przez zespól badaczy z Francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych, którzy wydobyli z syberyjskiej zmarzliny kilkanaście nowych wirusów. Najstarsze z nich były nieaktywne przez dziesiątki tysięcy lat.
Rekordzistą okazał się wirus, który otrzymał nazwę Pandoravirus yedoma. Był on zamarznięty przez ok. 48,5 tys. lat, jednak – po "ożywieniu" – odzyskał zdolność do infekowania żywych organizmów. Odkryte do tej pory groźne patogeny to zapewne dopiero – nomen omen – czubek góry lodowej.
Katastrofa klimatyczna, podsycana m.in. przez zmianę charakteru lasów, które stają się emitentami CO2, przyniesie dalsze rozmarzanie wiecznej zmarzliny, a wraz z nim nowe, nieznane jeszcze zagrożenia.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski