Straszą, że widzieli, jak oglądacie strony pornograficzne. Przestraszeni już wpłacają
Niedługo na waszą skrzynkę może trafić wiadomość od osoby, która rzekomo nagrała was w intymnych chwilach. Będzie żądać naprawdę dużych pieniędzy. Tłumaczymy, dlaczego nie warto się bać.
07.11.2018 | aktual.: 07.11.2018 15:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Znów pojawiają się maile od przestępców, którzy widzieli, jak oglądamy strony pornograficzne" - informuje CERT Orange na swoim profilu twitterowym.
Przestępcy tłumaczą, że udało im się zdobyć nagrania, bo na stronie z treściami dla dorosłych zamieścili wirusa. Oprogramowanie szpiegujące przejęło kontrolę nad kamerką i nagrało rzekomą "reakcję" na oglądany materiał. Co więcej, przechwyciło też wyświetlany obraz. Przestępcy straszą więc, że na taśmie mają i oglądającego, i to, co oglądał. Niektórych mógł zlać zimny pot.
Oszuści dodają także, że wirus trafił też na smartfona, a nagranie istnieje, więc odinstalowanie systemu operacyjnego niczego nie da.
Co można zrobić? Wpłacić im pieniądze - przestępcy żądają 3800 funtów szterlingów, czyli prawie 19 tys. zł! Jeśli ktoś nie wpłaci, wtedy wideo trafi do wszystkich kontaktów z maila i mediów społecznościowych.
Jak informuje CERT Orange, są tacy, którzy płacą - na koncie z ich próbki jest przeszło 6,5 tys. dolarów, czyli prawie 25 tys. zł.
Wpłaty są niepotrzebne, bo to dobrze znane oszustwo. Zapewne nie trzeba być użytkownikiem serwisu, by otrzymać wiadomość. Oszuści liczą, że metodą “chybił-trafił” wylosują kogoś, kto rzeczywiście korzysta z tego typu stron. I po prostu się przestraszy. Przekręt jest na tyle rozwinięty, że trafił nawet do… tradycyjnych skrzynek pocztowych.
Strony z filmami dla dorosłych a wirusy
W tym przypadku mamy do czynienia z próbą nabrania ofiar, ale to nie oznacza, że stron dla dorosłych nie należy się bać. Tematy pornograficzne są najczęściej wykorzystywane w aktywności związanej z zagrożeniami mobilnymi - wynikało z raportu firmy Kaspersky Lab. Łącznie aż 1,2 miliona osób padło ofiarą cyberprzestępców, którzy wykorzystali treści dla dorosłych, by za ich pomocą zainfekować sprzęty mobilne użytkowników.
Ściąganie podstawionej przez cyberprzestępców aplikacji z treściami pornograficznymi najczęściej skutkowało atakiem tzw. clickerów. Po infekcji tego rodzaju szkodnik zaczyna automatycznie klikać linki reklamowe lub próbuje aktywować subskrypcję WAP na urządzeniu użytkownika, aby spowodować odpływ środków z przedpłaconych kredytów na urządzeniach mobilnych.
Drugie najpopularniejsze zagrożenie to trojany bankowe podszywające się pod odtwarzacze filmów porno. Celem wirusa jest kradzież danych niezbędnych do logowania w serwisach bankowych. Oprócz tego osoby ściągające treści dla dorosłych z niepewnych źródeł narażone są na atak ransomware. Zagrożenie podszywa się pod legalne aplikacje znanych stron pornograficznych. Gdy wirus blokuje urządzenie, wyświetla komunikat informujący o wykryciu na urządzeniu nielegalnych treści (zwykle pornografii dziecięcej), które doprowadziły do jego zablokowania. Oprócz komunikatu wyświetlane są nawet nielegalne treści, które rzekomo przechowywane są na urządzeniu. Ofiara ma zapłacić okup, by pozbyć się blokady.
Konsekwencje mogą być poważne, o czym przekonał się jeden z pracowników agencji naukowo-badawczej w Stanach Zjednoczonych. Przez oglądanie filmów dla dorosłych zainfekował sprzęty w całej firmie.
Jak się chronić, by nie wpaść w pułapkę cyberprzestępców? Przede wszystkim korzystać z zaufanych, sprawdzonych stron i źródeł. Najlepiej z oficjalnych kanałów dystrybucji, takich jak Google Play. Tam też mogą kryć się fałszywe aplikacje, dlatego koniecznie sprawdzajmy liczbę pobrań, komentarze i oceny. Program znanego serwisu raczej nie będzie miał kilkuset pobrań, więc chociażby w ten sposób można wykryć podróbkę.