Niemcy zmieniają zdanie na podstawie wojny w Ukrainie. W planach uzbrojone drony

Dowódca Luftwaffe, Generalleutnant Ingo Gerhartz, chce jak najszybciej wprowadzić na wyposażenie podległej mu formacji uzbrojone bezzałogowce. Szczególny nacisk generał kładzie na systemy rozwijane w ramach niemiecko-francusko-hiszpańskiego programu samolotu bojowego następnej generacji FCAS. Takie stawianie sprawy jest kolejnym pokłosiem wojny rosyjsko-ukraińskiej i lat zaniedbań Berlina na tym polu.

Rama
Rama
Źródło zdjęć: © Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 France

08.12.2023 14:10

O swoich ambicjach generał Gerhatz opowiedział w rozmowie z serwisem Defense News. Dowódcę Luftwaffe niepokoi ciągle płynna data wejścia do służby FCAS-a. Obecnie jest to okres po roku 2040. Jego zdaniem towarzyszące samolotowi bojowemu bezzałogowce można, a nawet trzeba opracować i wdrożyć znacznie szybciej.

Drony zajmują istotne miejsce w przedstawionej przez Airbusa w listopadzie 2017 roku koncepcji Future Air Power. Zakładała ona stworzenie zintegrowanego, sieciocentrycznego systemu obejmującego samoloty bojowe Eurofighter Typhoon i FCAS, transportowe A400M, A330 w wersjach wczesnego ostrzegania i dowodzenia oraz powietrznego tankowca, satelity, pseudosatelity Zephyr, a także kilka typów bezzałogowców, w tym klasy MALE i przenoszone przez transportowce nieduże, tanie, operujące w roju drony wzorowane koncepcyjnie na amerykańskim X-61A Gremlins. Od tamtej pory dodano jeszcze lojalnego skrzydłowego, chmurę bojową i, ku niezadowoleniu Francji, F-35 wybrane przez Niemcy na następców Tornad.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Szczególny nacisk generał Gerhartz kladzie na lojalnego skrzydłowego, który ma współpracować nie tylko z przyszłym FCAS-em, ale także z Eurofighterami. Airbus część rozwiązań przewidzianych dla swojego bezzałogowca tej klasy nazywanego roboczo Remote Carrier z powodzeniem przetestował już w roku 2020 w trakcie ćwiczeń "Timber Express 2020". Dowódca Luftwaffe podkreślił, że niezależnie od FCAS Francja prowadzi własne prace nad lojalnym skrzydłowym, nie ma więc przeciwwskazań, by i Niemcy poszły tą drogą.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W projekcie samolotu bojowego następnej generacji to właśnie Airbus odpowiada za systemy bezzałogowe. Oprócz europejskiego koncernu lotniczego w prace zaangażowane są jeszcze niemieckie i francuskie oddziały MBDA oraz hiszpańskie konsorcjum SATNUS złożone z Senera, GMV i Tecnobita.

Makieta myśliwca NGF i bezzałogowego lojalnego skrzydłowego Remote Carrier prezentowana w 2019 roku.
Makieta myśliwca NGF i bezzałogowego lojalnego skrzydłowego Remote Carrier prezentowana w 2019 roku.© Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International

MBDA zamierza wykorzystać w rozwoju bezzałogowców rozwiązania opracowane z myślą o pociskach manewrujących: Taurusie, którego Ukraina czeka jak kania dżdżu, i SCALP-ie, z powodzeniem używanego od kilku miesięcy przeciwko rosyjskim agresorom. Pociski manewrujące są dobrym źródłem technologii dla wielozadaniowych bezzałogowców, jednak MBDA chce iść jeszcze krok dalej. Koncern zamierza wykorzystać rozwiązania znane już z pocisku powietrze–powietrze Meteor i powietrze ziemia SPEAR 3.

W przypadku tego ostatniego łatwo się domyślić, o co może chodzić. Jednym z zadań wchodzących w skład FCAS systemów bezzałogowych ma być walka elektroniczna. Takie zadania ma wypełniać pocisk SPEAR-EW, rozwijany od roku 2019 na zamówienie RAF-u.

Zmarnowane lata

Generał Gerhartz naciska na pośpiech i nie ma w tym nic dziwnego. Wojna rosyjsko-ukraińska dobitnie pokazała rosnące znaczenie systemów bezzałogowych na współczesnym polu walki. Powiedzieć zaś, że Niemcy są na polu uzbrojonych bezzałogowców zapóźnione, to za mało. Co najmniej dziesięć poprzednich lat zostało zmarnowane na dyskusję o tym, czy uzbrajanie dronów jest etyczne. Przodowali w tym oczywiście politycy lewicy, sprzeciwiający się "zabijaniu za pomocą joysticka".

Bundeswehra przez lata biła głową w mur. Argumenty, że bezzałogowce są w stanie zapewnić wsparcie oddziałom naziemnym znacznie szybciej niż samoloty załogowe, co wykazały misje w Afganistanie i Mali, pozostały bez odpowiedzi. W przypadku nagłego kontaktu bojowego z przeciwnikiem liczy się każda minuta, a brak możliwości udzielenia pomocy walczącym towarzyszom broni fatalnie wpływa na morale operatorów dronów.

Większość kierownictwa współrządzącej już trzecią kadencję socjaldemokratycznej SPD pozostawała głucha na argumenty. Cały czas postrzegają oni drony bojowe jako niemoralne i obawiają się, że wraz z wprowadzeniem takiego sprzętu zwiększy się nacisk sojuszników na udział Niemiec w operacjach stricte bojowych, a nie – jak do tej pory – pomocniczych.

Pod koniec 2019 roku osobne wnioski o pozyskanie uzbrojonych bezzałogowców złożyły populistyczna AfD i liberalna FDP. Oba zostały odrzucone, wniosek FDP stosunkiem głosów 526 do 69 przy dwóch wstrzymujących się. Szczęściem w nieszczęściu było odrzucenie również wniosku skrajnie lewicowej Die Linke wzywającego do wstrzymania wszelkich prac nad uzbrojonymi dronami.

Sprawa była dla wojska tym istotniejsza, że w czerwcu 2018 roku Niemcy wydzierżawiły od Izraela siedem bezzałogowców Heron TP zdolnych do przenoszenia uzbrojenia. Pod koniec 2020 roku wydawało się, że osiągnięto upragniony cel: polityczny grunt miał być urobiony, a ministerstwo obrony miało już nawet mieć przygotowaną umowę kupna uzbrojenia powietrze–ziemia dla Heronów. Na przeszkodzie znowu stanęła SPD, która w parlamentarnym głosowaniu odrzuciła pomysł uzbrojenia bezzałogowców. – Granica między obroną życia naszych żołnierzy a zabijaniem za pomocą joysticka jest niezwykle cienka – stwierdził ówczesny wiceprzewodniczący socjaldemokratów Norbert Walter-Borjans.

Dopiero wojna brutalnie zweryfikowała etyczno-moralizatorskie założenia polityczne. Zwolennicy wyposażenia Bundeswehry w uzbrojone bezzałogowce osiągnęli połowiczny sukces. W grudniu ubiegłego roku Bundestag zgodził się na uzbrojenie pięciu spośród siedmiu Heronów TP. Ich wykorzystanie bojowe obłożone będzie jednak licznymi ograniczeniami. Użycie uzbrojonych bezzałogowców na polu walki będzie możliwe dopiero po wyrażeniu zgody przez parlament i w granicach przez niego określonych w zgodzie z prawem międzynarodowym i niemiecką konstytucją.

Jak widać, przed generałem Gerhartzem jeszcze długa droga w lobbowaniu na rzecz wprowadzenia na wyposażenie Luftwaffe uzbrojonych bezzałogowców.

Kolejna burza wokół FCAS

Program FCAS jest niezwykle interesujący nie tylko ze względu na ambitne cele, ale też z powodu towarzyszących całemu przedsięwzięciu intryg, sporów oraz wzajemnych uraz i żali. Jak regularnie informujemy, francusko-niemiecka współpraca regularnie trzeszczy albo jest na krawędzi, ale dotąd zawsze okazywało się, że wciąż żyje.

Najnowsza odsłonę tego dramatu niespodziewanie zapewnił brytyjski The Times. Według nieujawnionych źródeł gazety kanclerz Olaf Scholz miał rozważać porzucenie FCAS i przystąpienie do Tempesta, czyli brytyjsko-włosko-japońskiego projektu samolotu bojowego następnej generacji Global Combat Air Programme (GCAP). Jednym z atutów takiej zmiany ma być od początku przewidziana integracja GCAP z F-35, używanym przez Wielką Brytanię, Japonię, Włochy i już niedługo także przez Niemcy. Luftwaffe widzi Lightninga II w FCAS, co jest przyczyną kolejnych tarć z Francją.

W całej intrydze jest jeszcze jeden bohater, będący na dalszym planie: Arabia Saudyjska. Rijad nie kryje zainteresowania Tempestem i chciał nawet dołączyć do programu, co jednak zablokowała Japonia. Saudowie chcieliby również zakupić dodatkowe Typhoony, na to jednak zgody nie wyraziły Niemcy. Według Timesa Berlin miał zaproponować Londynowi odblokowanie sprzedaży europejskiego myśliwca w zamian za zgodę na dołączenie do prac nad Tempestem.

Jak zauważył przewodniczący komisji do spraw obrony i sił zbrojnych francuskiego parlamentu Jean-Louis Thiériot, porzucenie przez Niemcy FCAS-a byłoby prawdziwą bombą, chociaż niczym naprawdę zaskakującym. Polityk dodał, że jeśli okazałoby się to prawdą, poważnie odbiłoby się na dwustronnej współpracy i przyszłości francuskiej polityki europejskiej. Ogółem we francuskich mediach społecznościowych złość mieszała się z podejściem "baba z wozu, koniom lżej". wiatr w żagle złapali zwolennicy zacieśniania współpracy z innymi państwami romańskimi, czyli Hiszpanią, Portugalią, Włochami i Belgią, zamiast dalszego użerania się z Niemcami oraz resztą Europy Północnej i Środkowej.

Natomiast po drugiej stronie Renu dominowało zaskoczenie. O ile w Niemczech nie brakuje głosów krytycznych wobec współpracy z Francją nad czołgiem następnej generacji MGCS, a nawet kwestionujących francuskie kompetencje w tym zakresie, o tyle krytyka FCAS dotyczy zwiększenia udziału niemieckich firm. Sam projekt nie jest negowany. Ministerstwo obrony szybko zdementowało doniesienia brytyjskiego dziennika, a nawet przyznało, że w marcu tego roku ruszyła budowa demonstratora technologii nowego myśliwca.

Twórz treści i zarabiaj na ich publikacji. Dołącz do WP Kreatora

Źródło artykułu:konflikty.pl
Wybrane dla Ciebie