Fara idzie do piachu. Armia USA rezygnuje ze śmigłowca
Miała być rewolucja, a jest kontrrewolucja. Amerykańskie wojska lądowe ogłosiły zamknięcie programu Future Attack Reconnaissance Aircraft (FARA), wartego potencjalnie ponad 20 mld dolarów. Tym samym pod znakiem zapytania staje cała kompleksowa wizja przyszłościowego komponentu lotniczego US Army.
16.03.2024 | aktual.: 17.03.2024 09:04
– Jasne, że uważnie przyglądamy się wydarzeniom na świecie i się dostosowujemy – powiedział wczoraj dziennikarzom szef Dowództwa Przyszłościowego Wojsk Lądowych generał James Rainey. – Możemy przecież zacząć toczyć wojnę tej nocy, w ten weekend.
– Uczymy się na polu walki, zwłaszcza w Ukrainie, że rozpoznanie lotnicze uległo fundamentalnej zmianie – stwierdził w komunikacie prasowym generał Randy George, szef sztabu US Army. – Czujniki i uzbrojenie zamontowane na różnych systemach bezzałogowych i w przestrzeni kosmicznej są powszechniejsze, bardziej dalekosiężne i tańsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Rzut oka w przeszłość
FARA to element szerszego programu Future Vertical Lift. Celem FARA było zaprojektowanie i budowa lekkich śmigłowców rozpoznawczych i uderzeniowych, które wypełniłyby lukę po wycofanych w 2017 r. śmigłowcach OH-58D Kiowa Warrior. FARA miałby też przejąć część zadań AH-64E (którym z kolei wciśnięto część zadań OH-58D), a w dalszej perspektywie jakaś jego wersja rozwojowa miałaby zastąpić AH-6/MH-6 używane przez siły specjalne. Do tej pory nakłady na FARA sięgnęły 2 mld dolarów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wymogi zakładały, że śmigłowiec musi rozwijać prędkość co najmniej 180 węzłów (333 km/h) i mieć masę własną nieprzekraczającą 6350 kg. Ponieważ US Army przewiduje, że przyszłe konflikty będą w dużej mierze prowadzone w terenie zurbanizowanym, nowy śmigłowiec miał mieć wirnik o średnicy nie większej niż 12,2 m, żeby manewrować między budynkami.
Ashley Roque z serwisu Breaking Defense zwraca uwagę na ironiczny kontekst decyzji o anulowaniu programu FARA. Niemal dokładnie dwadzieścia lat temu US Army anulowała program trudno wykrywalnego śmigłowca RAH-66 Comanche, a szesnaście lat temu – śmigłowca ARH-70A Arapaho. Jeden i drugi pomyślane były jako następca… OH-58D.
Pierwotnie w konkursie startowało pięć podmiotów: Boeing, Karem z maszyną noszącą oznaczenie AR40, konsorcjum AVX Aircraft i L3Harris Technologies oraz dwie spółki dopuszczone ostatecznie do finałowej rywalizacji: Bell-Textron i Sikorsky.
Bell zgłosił propozycję nazwaną 360 Invictus – śmigłowca z dwuosobową kabiną w układzie tandem, zbudowanego w układzie klasycznym, czyli jednowirnikowym ze śmigłem sterującym, potocznie nazywanym – jak na ironię – układem Sikorskiego. Niektóre rozwiązania techniczne, w tym system wirnika głównego i system sterowania fly-by-wire, zaczerpnięto ze śmigłowca Bell 525 Relentless, który w lotach próbnych z powodzeniem osiągał prędkość 200 węzłów (370 km/h). O ile jednak Relentless ma wirnik pięciołopatowy, o tyle w Invictusie zdecydowano się na czterołopatowy. Śmigłowiec miał za to skrzydła zwiększające siłę nośną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bell 360 Invictus
Kiedy Bell opublikował pierwsze wizje artystyczne Invictusa, od razu pojawiły się porównania do śmigłowca Boeing/Sikorsky RAH-66 Comanche. Jak jednak ustalił serwis The War Zone w kręgach zbliżonych do producenta, kształt Invictusa, choć zewnętrznie podobny, nie był podyktowany wymogami niskiej wykrywalności, lecz względami aerodynamicznymi i odpornością na ostrzał. Niemniej efekt zmniejszonej skutecznej powierzchni odbicia emisji radarowych można uzyskać do pewnego stopnia na przykład przez użycie bardziej zaawansowanych niż w czasach Comanche’a specjalnych powłok. Nie wyklucza to także zastosowania rozwiązań zmniejszających wykrywalność w paśmie akustycznym i podczerwieni.
Jedną z głównych cech wspólnych Comanche’a i Invictusa był rodzaj śmigła sterującego. Początkowo Bell 360 miał być wyposażony – tak samo jak RAH-66 – w fenestron, czyli wentylatorowe śmigło ogonowe zabudowane w odchylonej od pionu płaszczyźnie ogona (widać to w powyższym filmie promocyjnym, który zarazem dobrze podsumowuje wizję użycia śmigłowca w walce w terenie miejskim). Ostatecznie jednak zdecydowano się na klasyczne śmigło sterujące. Przeważyło tu dążenie do prostoty, jak najniższej masy i niezawodności konstrukcji. Śmigło można dzięki tej decyzji pożyczyć wraz z resztą układu wprost z Bella 525.
Konkurencyjny Raider X wywodzi się z koncepcji śmigłowca Sikorsky X2, podobnie jak oblatany w maju 2015 r. S-97 Raider. Ten drugi to de facto pomniejszony prototyp Raidera X, wykorzystany do sprawdzenia poprawności koncepcji aerodynamicznej i metod sterowania. S-97 bez problemów przekraczał prędkość 200 węzłów. Raider X jest o mniej więcej 20 proc. większy, głównie ze względu na konieczność zmieszczenia silnika GE Aerospace T901-GE-900 Improved Turbine Engine (ITE).
Jednostka napędowa – silnik T901-900 – została narzucona odgórnie. Te same silniki będą integrowane także z AH-64 i UH-60. Mają one zapewniać większą moc (do 3 tysięcy koni mechanicznych) przy mniejszym o 25 proc. zużyciu paliwa na jednostkę wytwarzanej mocy. Również odgórnie podjęto decyzję, że podstawowym uzbrojeniem FARA ma być trzylufowe działko rotacyjne XM915 kal. 20 mm, produkowane przez General Dynamics.
W obecnej sytuacji nie ma już szans na to, żeby któryś z tych śmigłowców wzbił się w powietrze, mimo że prototypy są już praktycznie gotowe. Kilka lat temu zakładano, że prototypy będą gotowe do prób porównawczych w locie w pierwszym kwartale roku budżetowego 2023, czyli w ostatnich miesiącach roku kalendarzowego 2022. Opóźnienia w dostawach silników wymusiły jednak rewizję tych planów. Najnowszy harmonogram mówił o oblocie w drugiej połowie 2024 r.
Rzut oka w przyszłość
Przede wszystkim Amerykanie nie rezygnują z drugiego programu realizowanego w ramach projektu Future Vertical Lift – FLRAA (Future Long-Range Assault Aircraft), w którym zwycięzcą został tiltrotor V-280 Valor, proponowany przez Bell Textron. Natomiast fundusze zwolnione dzięki anulowaniu FARA mają pozwolić na rozkręcenie czterech innych przedsięwzięć.
Po pierwsze: US Army chce podpisać wieloletni kontrakt z Lockheedem na pozyskiwanie śmigłowców UH-60M Black Hawk (i odpuścić modernizowanie posiadanych maszyn do standardu UH-60V). Po drugie: formalnie zatwierdzić produkcję ciężkich śmigłowców transportowych CH-47F Block II. Po trzecie: zainwestować w rozwój i pozyskanie bezzałogowych systemów rozpoznawczych. Po czwarte: sfinansować (czy ściślej: zagwarantować stabilne finansowanie) programowi FLRAA.
Gwoli ścisłości program FARA nie kończy się już dzisiaj. Jeżeli Kongres zatwierdzi projekt budżetu obejmujący wydatki na ten program (i jeżeli Kongres w ogóle weźmie się w garść po serii coraz większych kompromitacji), będzie on realizowany do końca bieżącego roku budżetowego, czyli do 30 września. Pozwoli to ochronić bazę przemysłową przed skutkami nagłego odcięcia funduszy i dokończyć choć część zaplanowanych cykli prób.
Teoretycznie Kongres może wepchnąć wojskom lądowym do gardła pieniądze na kolejne lata programu i w ten sposób zmusić US Army do jego kontynuowania. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale nie możemy stuprocentowo wykluczyć tego scenariusza. Członkowie Kongresu ze stanu Connecticut, gdzie Sikorsky ma siedzibę, wyrazili "skrajne rozczarowanie" decyzją wojsk lądowych i podkreślili, że te "wielokrotnie nas zapewniały, iż FARA jest priorytetem numer jeden".
Trudno nie dostrzec, iż znajdujemy się w punkcie zwrotnym w historii śmigłowca bojowego jako takiego. Jak powiedział generał George – duży wpływ ma tu wojna w Ukrainie. Swoją rolę odgrywa też wojna w Strefie Gazy, gdzie śmigłowce wprawdzie nie padają masowo ofiarą systemów przeciwlotniczych (tych bowiem terroryści z Hamasu nie mają), ale ich przydatność jest mniejsza, niż zakładano. Do zadań ściśle rozpoznawczych lepiej nadają się drony, natomiast do udzielania bliskiego wsparcia pododdziałom lądowym Cahal woli wykorzystywać samoloty bojowe, nawet F-35I.
Niedawno za naszą zachodnią granicą podjęto decyzję o przyspieszeniu wycofania śmigłowca bojowego Tiger. Jego pomostowym następcą będzie Leichter Kampfhubschrauber (LKH, lekki śmigłowiec bojowy), czyli H145M przystosowany do zwalczania czołgów i zintegrowany z modułem uzbrojenia HForce. Notabene rozglądając się za docelowym następcą Tigera, Niemcy zwrócili uwagę między innymi na program FARA. Pojawiły się głosy mówiące, iż zarówno Invictus, jak i Raider X – niezależnie od tego, który ostatecznie by zwyciężył – dobrze nadawałby się do tej roli.
Nie znaczy to, że śmigłowce bojowe odejdą do lamusa śladem myśliwców nocnych czy rusznic przeciwpancernych. Rolę śmigłowca bojowego trzeba będzie jednak przemyśleć, a do pewnego stopnia być może wymyślić na nowo. Dotyczy to zwłaszcza ich wykorzystania w roli rozpoznawczej, z natury rzeczy wymagającej zbliżenia się do przeciwnika i jego opl.
Wady śmigłowców bojowych ujawnione na stepach mają zostać zniwelowane przez nowe uzbrojenie dalekiego zasięgu, działające w trybie "odpal i zapomnij", a także łączenie śmigłowców w zespoły z bezzałogowcami. W takim układzie drony pełnią funkcję lojalnych skrzydłowych i, jako straż przednia, lokalizują i namierzają stanowiska przenośnych zestawów przeciwlotniczych. Nie jest to oczywiście zadanie łatwe, ale znacząco zwiększa szanse wiropłatów na przetrwanie. Inna opcja to wykorzystanie bezzałogowców do wskazywania celów, co umożliwi rażenie przeciwnika spoza zasięgu obrony przeciwlotniczej.
Z perspektywy Stanów Zjednoczonych, dla których bardziej prawdopodobna od wojny na stepach jest wojna nad bezkresem Pacyfiku, wadą śmigłowców są też stosunkowo niewielka prędkość i zasięg. Amerykańskie wojska lądowe nie zamierzają bynajmniej rezygnować ze zdolności, które oferowałaby FARA – uzbrojonego środka rozpoznawczego, zdolnego razić wartościowe cele lądowe i w razie potrzeby wspierać ogniem własne pododdziały. Sposobu na zaspokojenie tego zapotrzebowania będzie jednak szukała wśród systemów bezzałogowych.
Twórz treści i zarabiaj na ich publikacji. Dołącz do WP Kreatora