Chcemy chronić klimat? Koncerny paliwowe mają trudne zadanie
Żeby zrealizować najważniejszy cel klimatyczny, większość istniejących projektów paliwowych musi zostać zamkniętych przed czasem. Im szybciej, tym lepiej.
21.11.2023 13:31
W 2018 r. organizacja Oil Change International opracowała ważny raport. Wynikało z niego, że aby osiągnąć najważniejszy cel klimatyczny – ograniczyć globalne ocieplenie do poziomu 1,5°C – należy zrezygnować z wykorzystania 40 proc. zasobów węgla, ropy i gazu ziemnego.
Od tego czasu liczba projektów paliwowych nie dość, że nie zmalała, to jeszcze znacząco wzrosła. W rezultacie wzrosły też emisje dwutlenku węgla, które w 2023 r. osiągną prawdopodobnie rekordowy poziom. Choć tempo wzrostu emisji w ostatnich latach zdecydowanie spowolniło, a od przyszłego roku trend może się wreszcie odwrócić, zmiany w energetyce zachodzą zdecydowanie za wolno.
Było 40, jest 60 proc.
Co to oznacza? Że aby nie osiągnąć wzrostu temperatury Ziemi o ponad 1,5°C, nietknięte powinno zostać o wiele więcej odkrytych rezerwuarów paliw kopalnych. Jak informuje Oil Change International, należy pozostawić w spokoju już nie 40 proc., lecz 60 proc. zasobów z działających i budowanych odwiertów ropy i gazu oraz kopalni węgla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeśli ludzkość wykorzysta wszystkie rozwinięte już projekty gazowe i naftowe, emisje CO2 przekroczą dopuszczalny dla 1,5°C poziom o 25 proc. Oznacza to, że samo odchodzenie od węgla to za mało. Trzeba też jak najszybciej odchodzić od reszty paliw kopalnych.
Co więcej, wykorzystywane pola i kopalnie zawierają wystarczającą ilość paliw kopalnych, aby po ich spaleniu temperatura na świecie wzrosła o przynajmniej 2°C. To drugi, o wiele bardziej niebezpieczny próg globalnego ocieplenia nakreślony przez klimatologów. Jeśli zostanie przekroczony, znaczna część naszej planety przestanie nadawać się do zamieszkania.
Aby się przed tym uchronić, "wystarczy" już jednak zrezygnować z wydobywania paliw kopalnych z "tylko" 15 proc. istniejących pól i kopalń.
Przestać kopać
–To proste: kiedy znajdziesz się w dołku, pierwszy krok to przestać kopać – komentuje Romain Ioualalen, współautor raportu Oil Change International. – Dalsze zwiększanie produkcji paliw kopalnych gdziekolwiek jest niezgodne z przyszłością, w której można żyć – dodaje.
Dlatego organizacja wzywa, by zaprzestano udzielać licencje i zezwolenia na rozwój nowych projektów wydobywania z ziemi paliw kopalnych. Postuluje też, aby wdrożono szybką i sprawiedliwą formułę wycofywania istniejących zasobów paliw kopalnych.
"Aby być uczciwym, bogate kraje produkujące paliwa kopalne muszą jak najszybciej cofnąć pozwolenia na budowę infrastruktury zanieczyszczającej środowisko i wycofać ją z eksploatacji, jednocześnie w pełni finansując sprawiedliwe przejście na energię odnawialną" – przekonuje Oil Change International.
Kto chce wydobywać?
W osobnym opracowaniu organizacja przygotowała listę "niszczycieli planety". Jej eksperci stwierdzają w raporcie, że zaledwie 20 krajów odpowiada za prawie 90 proc. przyszłych emisji CO2, do których mogą doprowadzić nowe projekty wydobycia ropy i gazu w latach 2023–2050.
W analizie skupiono się zwłaszcza na USA, Kanadzie, Australii, Norwegii i Wielkiej Brytanii. Piątkę tych państw nazwano największymi "obłudnikami klimatycznymi". Bo choć ich przywódcy przedstawiają się jako liderzy działań na rzecz klimatu, to planowane przez te kraje projekty gazowe i naftowe odpowiadają za 51 proc. ze wspomnianych przewidywanych emisji dwutlenku węgla. Najbardziej na ropę i gaz ziemny stawiają Stany, które odpowiadają aż za ponad jedną trzecią planowanej globalnej ekspansji ropy i gazu do 2050 r.
– Kryzys klimatyczny ma charakter globalny, ale jest potwornie niesprawiedliwy. Garść najbogatszych narodów świata ryzykuje naszą przyszłość, dobrowolnie ignorując wezwania do szybkiego wycofania paliw kopalnych - komentuje Ioualalen.
– W ostatnich latach Australijczycy zostali zniszczeni przez najpoważniejsze w naszej historii pożary buszu i powodzie. Nie do pomyślenia jest, aby dolary naszych podatników w dalszym ciągu wspierały przemysł powodujący te zniszczenia - dziwi się James Sherley, działacz na rzecz sprawiedliwości klimatycznej z Australii.
Z drugiej jednak strony za projekty węglowe odpowiadają już nie państwa bogatego Zachodu, lecz państwa azjatyckie. Z danych opublikowanych niedawno przez Global Energy Monitor wynika, że Chiny odpowiadają za dwie trzecie (66,7 proc.) planowanych elektrowni węglowych. Przewidziana w nich moc stanowi 12 proc. istniejącej mocy chińskich elektrowni węglowych.
Dalsze miejsca zajmują Indie i Indonezja. Łącznie aż 89 proc. planowanych na świecie elektrowni węglowych planowane jest właśnie w tych trzech krajach. "Nie jest przypadkiem, że wszystkie mają dużą populację, rosnące zapotrzebowanie na energię i ogromne krajowe zasoby węgla" – zauważa Reuters.