Skarb Krezusa. Wielu chciało go zdobyć
Chętnych do "przygarnięcia" skarbu króla Krezusa nie brakowało – od cmentarnych hien po dyrektora muzeum ze słabością do hazardu. Wielu źle skończyło…
02.07.2024 14:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zgodnie z mitem do dyspozycji Krezusa pozostawał złotonośny potok, który miał uratować z opresji samego króla Midasa. Krezus miałby zaś być jego potomkiem w piątym pokoleniu. Jednak czy rzeczywiście był najbogatszym człowiekiem swojej epoki? I skąd w ogóle wzięło się przekonanie, że Lidia była tak zamożnym państwem? Po pierwsze, znajdowała się na trasie licznych szlaków handlowych, co już samo w sobie daje spore możliwości. Po drugie, państwo to miało dostęp do złóż złota. Było ono wydobywane głównie z rzek. Szczególnie istotna była jedna z nich: Paktolos (obecnie nosi nazwę Sart Çayı). Oczywiście swoje dokładały także kopalnie złota.
Jako że Lidyjczycy podbili wiele greckich miast znajdujących się na terenie Azji Mniejszej, mieli też z kogo ściągać trybuty i na kogo nakładać podatki. Jak napisał o tym Herodot, Krezus był pierwszym z barbarzyńców, który jednych Hellenów podbił i zmusił do płacenia haraczu, a z innymi zawarł przyjaźń. Wszystkie wymienione czynniki składają się na całkiem wartką rzekę złota, które każdego roku spływało do lidyjskiego "skarbca". Z drugiej strony istniały wtedy znacznie większe imperia, które miały dostęp do proporcjonalnie większych źródeł bogactwa.
Skąd zatem wzięło się przeświadczenie o niezmierzonych bogactwach Lidii? Otóż wydaje się, że wszystko sprowadza się nie do tego, ile ma się kruszcu, ale w jaki sposób się go promuje. A tutaj Lidia miała wręcz idealny PR. Być może jako pierwsza w historii wprowadziła monety bite ze stopu złota i srebra, nazywanego elektronem. Monety te określano mianem "starterów Krezusa". A że znalazły uznanie w wielu innych państwach, które niczym starożytnymi dolarami zaczęły się nimi posługiwać jako wiarygodnym środkiem płatniczym, przy okazji sławiły również imię władcy państwa, z którego pochodziły.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wykopaliska przy pomocy dynamitu
Imperium Krezusa upadło – po części na jego własne życzenie. Czy jednak przedtem zdążył zgromadzić jakieś niezmierzone bogactwa, które gdzieś ukryto? Czy wpadły one w ręce Persów, kiedy podbili Lidię? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Nic dziwnego, że każde większe znalezisko z tamtych terenów, które można było nazwać skarbem, z automatu wiązano z Krezusem. Nawet jeżeli zostało odkryte np. w grobie lidyjskiej księżniczki.
Ten tzw. skarb lidyjski, datowany na VI wiek p.n.e., został znaleziony na terenie starożytnej Lidii w latach 60. ubiegłego stulecia. Składają się na niego aż 363 elementy, zarówno złote, jak i srebrne. Pochodzą one z trzech grobowców nazwanych Toptepe, Ikiztepe i Aktepe, zlokalizowanych niedaleko wioski Güre w regionie Usak w zachodniej Turcji.
Ale skarb ten bynajmniej nie został odkryty w trakcie prac archeologicznych. Namierzyli go mieszkańcy okolicznej wioski, którzy w latach 1965–1968 regularnie wracali do grobowców, aby kraść kolejne cenne przedmioty. Do najważniejszego – Ikiztepe – dostali się w dość brutalny sposób: za pomocą dynamitu. Zawalili sklepienie komory grobowej, dostając się do miejsca pochówku lidyjskiej księżniczki oraz wielu artefaktów.
Amerykańskie muzeum robi za dziuplę
Przez trzy lata plądrowania rabusie zdążyli zgromadzić pokaźną kolekcję złotych przedmiotów. Jedynie niewielką część skarbu udało się odzyskać tureckiej policji. Złodzieje regularnie upłynniali łupy, sprzedając je paserowi z Izmiru nazwiskiem Ali Bayirlar. Ten zaś odsprzedał je (prawdopodobnie) George’owi Zacosowi ze Szwajcarii. I tu zaczyna się niezwykły etap podróży lidyjskiego skarbu. George Zacos w sprawie dalszej sprzedaży skontaktował się z marszandem z Nowego Jorku Johnem Klejmanem. Od niego z kolei w 1970 roku około 200 artefaktów (w trzech transzach) za sumę 1,5 miliona nabyło słynne Metropolitan Museum of Art! Później na kilkanaście lat wszelki słuch o skarbie zaginął.
Dopiero w roku 1984 artefakty znalazły się na wystawie. Co ciekawe, pierwotnie nie zwróciła ona uwagi Turcji, ponieważ jej nazwa brzmiała "Skarb Wschodniej Grecji". Później jednak zauważył je Özgen Acar, turecki dziennikarz, który w ramach służbowych obowiązków przebywał w USA, a jednocześnie od lat próbował wyśledzić dalsze losy skarbu. Podczas wizyty w muzeum ujrzał przedmioty zadziwiająco podobnych do tych, których szukał. Powiadomił o tym tureckie Ministerstwo Kultury. Sprawdzono akta policyjne i zyskano pewność: w USA znajduje się zrabowany lidyjski skarb.
Oddajcie, co nie wasze!
W roku 1987 Turcja wystąpiła do USA o zwrot skarbu. Wniosła nawet pozew do sądu federalnego przeciwko muzeum. Władze instytucji wnioskowały jednak o oddalenie sprawy, tłumacząc się jej… przedawnieniem. Ostatecznie w 1990 roku sąd odrzucił te wyjaśnienia, zwłaszcza że strona turecka przedstawiła mocne dowody na to, że znajdujące się w posiadaniu Amerykanów artefakty pochodzą z kradzieży. Przedstawiono m.in. zeznania "pierwotnych" rabusiów. Szum wokół skarbu zaczął też ciążyć na wizerunku muzeum (które do tego momentu w związku z rozprawą poniosło już ponad dwukrotnie większe koszty niż wspomniane 1,5 miliona dolarów). W 1993 roku doszło więc do porozumienia poza salą sądową. Skarb Krezusa miał nareszcie powrócić do domu!
W pierwszej kolejności przetransportowano go do Ankary, gdzie przez dwa lata znajdował się w Muzeum Cywilizacji Anatolijskich. Stamtąd w 1995 roku trafił do miejscowego muzeum w Uşak. Dołączył do innych artefaktów, które odzyskano niedługo po kradzieży w latach 60. Ale tylko wydawało się, że wszystkie te przedmioty będą tam spokojnie przebywać. Oto bowiem w 2006 roku wybuchł prawdziwy skandal.
Tytuł najgorszego dyrektora muzeum wędruje do…Okazało się bowiem, że na ekspozycji odwiedzający muzeum mogą podziwiać… fałszywki! Z artykułu z 2006 roku opublikowanego na łamach tureckiej gazety "Milliyet" wynikało, że gubernator Uşak otrzymał anonimowy list sugerujący, iż bodajże najważniejszy przedmiot na ekspozycji – brosza Krezusa przedstawiająca hippokampa – była falsyfikatem! Sprawdzono to: złoty oryginał powinien ważyć 14,3 grama, zaś "eksponat" ważył aż 23,5 grama.
Z listu wynikało też, że oryginał został skradziony pomiędzy marcem a sierpniem 2005 roku. A odpowiedzialny za to miałby być sam dyrektor muzeum Kazim Akbiyikoglu, który pracował wcześniej nad zadbaniem o to, by wszystkie precjoza bezpiecznie wróciły z USA. Przeprowadzone śledztwo wykazało, że podmieniono również inne precjoza. Dyrektor oczywiście szedł w zaparte, twierdząc, że oryginały skradziono i podmieniono na pewno jeszcze w Stanach Zjednoczonych, ale fakty świadczyły przeciwko niemu.
Wyszło na jaw, że Akbiyikoglu był zamieszany także w inne sprawy kryminalne dotyczące przemytu i hazardu – m.in. z wykorzystaniem eksponatów muzealnych. W końcu on i 9 innych osób zasiadło w 2006 roku na ławie oskarżonych. Dyrektor został skazany na 12 lat i 11 miesięcy więzienia. Co zaś stało się z oryginalną broszą? Przez kilka lat brak było w tej sprawie jakichkolwiek nowych informacji. Aż wreszcie w 2012 roku namierzono ją w Niemczech, skąd miała ponownie wrócić do Turcji.
Kradniesz złoto Krezusa? Pożałujesz!
Co ciekawe, również wiele osób, które w jakiś sposób było zamieszanych w pierwotną kradzież, spotykał dość przykry koniec. A to samobójstwo, a to śmierć w podejrzanych okolicznościach, a to zaskakujące bankructwo, niepoczytalność… Najwyraźniej domniemane złoto króla Krezusa jest przeklęte!
W kontekście zadziwiających wypadków Sharon Waxman wspomina, że jeden z rabusiów oślepł, inny został sparaliżowany, a jeszcze inny zginął w wypadku z udziałem traktora. Klątwę opisała także turecka gazeta "Today’s Zaman", która doniosła, iż jeden z "pierwotnych" złodziei stracił trzech synów: pierwszemu poderżnięto gardło, a dwaj pozostali zginęli w wypadkach samochodowych; z kolei inni sprawcy musieli zmierzyć się z paraliżem, szaleństwem czy rozwodami, natomiast paser miał umrzeć po wielkich cierpieniach.
W teorię o klątwie wpisywałby się także los skazanego w 2006 roku dyrektora muzeum w Uşak i jego bliskich. Pozbyć się go próbowała lokalna mafia. A jego żona – jeszcze zanim wybuchła cała afera – wdała się w romans z burmistrzem miasta i odeszła od Akbiyikoglu wraz z dwójką ich dzieci. Później ona i jej kochanek zginęli w wypadku samochodowym. Nie wiemy, czy "odporni" na klątwę okazali się np. Amerykanie, którzy przez lata przetrzymywali skarb. Ale na wszelki wypadek nie radzimy tego sprawdzać jej działania na własnej skórze.
Bibliografia:
- J. Greenfield, The Return of Cultural Treasures, Cambridge University Press, Cambridge 2007.
- B. Haughton, Ancient Treasures: The Discovery of Lost Hoards, Sunken Ships, Buried Vaults, and Other Long-Forgotten Artifacts, The Career Press, Inc., New Jersey 2013.
- L. M. Kaye, C. T. Main, The Saga of the Lydian Hoard: from Uşak to New York and back again [w:] K. W. Tubb (red.), Antiquities Trade or Betrayed. Legal, Ethical and Conservation Issues, Archetype Publications, London 1995.
- Turkey, Lonely Planet Publications Pty Ltd., Footscray 2013.
- Turkey’s lawsuit Against Metropolitan Museum of Art end with return of Lydian Hoard Antiquities to Turkey, www.herrick.com, dostęp: 25.05.2024.
- S. Waxman, Loot: The Battle over the Stolen Treasures of the Ancient World, Henry Holt and Company LLC, New York 2008.