Roboty wcale nam nie zabiorą pracy i nie ułatwią życia. Zrobią to telefony

Pojawienie się w Polsce Asystenta Google pozwala sobie wyobrazić, że przyszłość będzie wyglądać inaczej, niż przedstawiano ją w filmach i książkach. To nie wyglądające jak ludzie roboty są dla nas zagrożeniem. Technologia Google'a jest zapowiedzią tego, co może stać.

Roboty wcale nam nie zabiorą pracy i nie ułatwią życia. Zrobią to telefony
Źródło zdjęć: © WP.PL
Adam Bednarek

25.01.2019 | aktual.: 25.01.2019 17:19

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Praca przez 3,5 roku i zwolnienie. Miały zabierać ludziom fach, tymczasem lądują na bezrobociu. Japoński hotel "Henn-na" zrezygnował z usług połowy z 243 zatrudnionych robotów. Powód? Zamiast ułatwiać życie odwiedzającym, tylko je utrudniały. Bez człowieka były bezradne.

Dinozaury-roboty na recepcji nie mogły same zameldować gości, bo ludzie musieli pomagać w przygotowaniu fotokopii paszportów. Maszyny dźwigające walizki radziły sobie z powierzonym zadaniem, ale tylko częściowo - dostarczały bagaż do zaledwie 24 pokoi, podczas gdy w hotelu jest ich 100. Na dodatek kiedy padało, stawały się bezużyteczne. Zwykły śnieg lub deszcz był dla nich zagrożeniem. Nie sprawdzał się również robot-dozorca, który nie potrafił odpowiedzieć na najprostsze pytania związane z transportem czy turystycznymi atrakcjami w okolicy.

Tak naprawdę porażką hotelu "Henn-na" nie możemy być zaskoczeni. Już w 2015 roku, kiedy hotel startował, zwracałem uwagę na to, że obsługa swoim wyglądem i działaniem nie wzbudzała zaufania. A odwożenie bagażu zajmowało zbyt wiele czasu. Na dodatek sami odwiedzający twierdzili, że pobyt w takim hotelu to jednorazowa atrakcja:

Jeden z rozmówców Vice mówi o tym, że wizyta w takim hotelu ekscytuje tylko za pierwszym razem. Kolejna wizyta zaczęłaby po prostu nudzić. I faktycznie coś w tym jest. O ile na początku obsługujący robot fascynuje, bo jest czymś nowym, tak za trzecim czy czwartym razem zacząłbym się zastanawiać: "Hmm, a po co ty tutaj jesteś, przecież wystarczy prosty automat. Nie potrzebuję twoich ruchów, uśmiechów, chcę załatwić co trzeba i pójść"
Gadżetomania

Rewolucja wygląda inaczej

Symboliczne i znaczące, że hotel z robotami okazuje się fiaskiem dokładnie w tym samym czasie, kiedy w Polsce pojawia wirtualny głosowy asystent od Google'a. Czyli najważniejsza technologiczna zmiana, jaka nas czeka w przyszłości. "To moment, gdy przestaniemy tracić czas na proste czynności. Wystarczy prosta komenda i wykona je za nas sprzęt" - pisał Barnaba Siegel w felietonie na WP Tech.

Jeszcze kilka lat temu wierzyliśmy, że za tą rewolucją stać będą roboty. Zafascynowani filmami science-fiction, przewidywaliśmy, że robot wyglądający jak człowiek będzie naszym asystentem, kumplem, a także pracownikiem. Poda wodę, opowie żart, posprząta mieszkanie. Dochodziły do nas wieści z Japonii, gdzie roboty dotrzymywały towarzystwa samotnym, starszym ludziom. Hotel "Henn-na" już w 2015 mógł wydawać się niedopracowany, ale - jak się potocznie mówi - "pierwsze śliwki robaczywki", wszystko zostanie dopracowane.

Tak samo wydawało się, że kwestią czasu będzie wizyta w sklepie, w którym za ladą zobaczymy robota. Tymczasem patrzę na rozwój asystentów głosowych i powoli zdaję sobie sprawę, jak bardzo byłoby to bez sensu. Częściowy upadek "Henn-na" to świetnie pokazał.

A przecież roboty to nie wizja rodem z lat 80. Taką przyszłość pokazywał m.in. serial "Humans" (na antenie od 2015) czy jeden z hitów 2018 roku na PlayStation 4 - gra "Detroit: Become Human". Znamienne, że popkulturowe dzieła pokazywały największy problem, jaki człowiek może mieć z robotem. Obawę, że maszyna zacznie myśleć, cierpieć, odczuwać, stać się niezależna. Fascynujące, a zarazem przerażające. Tymczasem asystent w telefonie nie ma duszy. Jest przyjacielski, ale nie wyobrażamy sobie, że może reagować i myśleć jak człowiek, bo pozbawiony jest tej ludzkiej otoczki.

Roboty jak latające samochody

Wizja robota-pomocnika w świecie technologii wciąż jest wprawdzie żywa. Ale tylko po to, żeby zaskoczyć. Gdy zaczniemy się zastanawiać nad sensem takiego przedsięwzięcia, zrozumiemy, że to idea tak samo niepasująca do naszych czasów, jak latające samochody - których wciąż nie ma.

Na niedawno zakończonych targach CES 2019 w Las Vegas, Continental pokazał swój pomysł na przyszłość dostarczania przesyłek. Autonomiczny pojazd będzie woził psy-roboty, które po dotarciu na miejsce wyskoczą i zaniosą paczkę pod wskazany adres. Jest to jakiś pomysł, ale mając na uwadzę klapę hotelu "Henn-na" możemy wyobrazić sobie masę przeszkód. A to drzwi nie będą otwierały się automatycznie, a to schody okażą się zbyt wysokie, a to samochód nie będzie miał gdzie zaparkować.

To jednak wcale nie oznacza, że człowiek może spać spokojnie, bo jest niezastąpiony - jak nie tak dawno przekonywał Elon Musk. Okazuje się, że najgroźniejszym przeciwnikiem jest ten, którego nie widać. Siedzi w naszych telefonach, a od 16 stycznia w Polsce do nas przemawia.

Scarlett Johansson w telefonie

Na starość nie będziemy potrzebowali psa-robota, aby mieć do kogo mówić, bo tę funkcję doskonale spełni inteligentny głośnik, lodówka czy nawet sedes. Odpowiedzą na nasze pytania, a jeśli zechcemy, podrzucą ciekawostkę lub rozśmieszą dobrym żartem (no dobra, to ostatnie akurat się nie stanie). Niepotrzebny będzie nawet robot, żeby się zakochać. Upowszechnienie głosowych asystentów i ich stały rozwój każe podejrzewać, że wizja z filmu "Her" - bohater zakochuje się w superinteligentnym systemie operacyjnym, mówiącym głosem Scarlett Johansson - może stać się rzeczywistością.

Jednocześnie rozgrywać może się znacznie mniej romantyczny scenariusz. Kwestią czasu jest, kiedy za pomocą asystenta głosowego zamówimy coś w sklepie, weźmiemy pożyczkę w banku albo aktywujemy usługę u operatora. Jeszcze zanim asystent od Google oficjalnie zadebiutował w Polsce, liczne firmy testowały w kraju np. facebookowe boty. To one były pierwszym kontaktem, gdy zamawialiśmy pizzę albo byliśmy zainteresowani ofertą banku.

A teraz wyobraźmy sobie, że mówimy "OK Google, zamów pizzę, tę co ostatnio". Asystent przekazuje zamówienie do restauracji, które odbierane jest przez bota. Pewnie wcześniej nie chciałoby nam się z botem rozmawiać - bo kontakt z człowiekiem był wygodniejszy - ale teraz to już rozmowa maszyn. A skoro one się dogadują, to po co zatrudniać człowieka do odbierania telefonów, czytania maili, realizowania prostych umów?

W maju 2018 roku Google zaprezentował nową zdolność swojego asystenta. Głosowy pomocnik sam (oczywiście po poproszeniu go) zadzwonił do fryzjera, porozmawiał z pracownikiem i zamówił wizytę na wybraną przez siebie godzinę. Rozmawiał przy tym w sposób w stu procentach przypominający żywego człowieka, włącznie z wstawkami "hmmm" i "spoko". Niebawem nie będziemy wiedzieli kiedy rozmawiamy z komputerem, a kiedy z człowiekiem.

Łatwo więc sobie wyobrazić, że człowiek w ogóle w takiej rozmowie nie będzie potrzebny - bo i po co? Skoro asystent będzie umiał przekazać informację, to zapewne będzie umiał też je odebrać i podać dalej. A my nawet nie będziemy zdawali sobie sprawy z tego, że ktoś przez to stracił pracę - bo sami stracimy potrzebę dzwonienia do banku, biura obsługi klienta czy pizzerii. Tak samo jak teraz nie widzimy postępującej automatyzacji w fabrykach

Wielka rewolucja pod tytułem "roboty zabiorą nam pracę" odbędzie się, ale z dala od naszego wzroku. W końcu czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Do czasu, aż okaże się, że to nas może ktoś niewidoczny zastąpić.

technologia i naukagooglegoogle asystent
Komentarze (7)