Niech 2019 będzie rokiem asystentów. To najważniejsza technologiczna zmiana, jaka nas czeka w przyszłości
Pozbyliśmy się książkowych encyklopedii. Pierwszy odruch, gdy chcemy coś sprawdzić, to wyjęcie smartfona z kieszeni. Kolejna, podobna rewolucja przed nami. To moment, gdy przestaniemy tracić czas na proste czynności. Wystarczy prosta komenda i wykona je za nas sprzęt.
W 2008 pierwsze smartfony były fanaberią dla bogatych, technologicznych maniaków. I pewnie nawet oni nie zdawali sobie sprawy z globalnego potencjału, który drzemie w tym "rozbudowanym telefonie komórkowym".
Dziś smartfony mają wszyscy. Dziadkowie, małe dzieci, zamożni, ubodzy. Mieszkańcy krajów przeludnionych i ubogich. Bo mobilny telefon przestał być dobrem luksusowym czy nawet produktem "drugiej potrzeby". Za to powoli staje się nieodłącznym atrybutem ludzkości. Wystarczy zbliżyć się do spotu z darmowym Wi-Fi, żeby zalał nas potok powiadomień z dziesiątek aplikacji. A wielu z nas ma ten dostęp przez okrągłą dobę.
Smartfonowa rewolucja nie tylko dostarczyła nam rozrywki. Ona pozwoliła nam marzyć. Transmisje z koncertów i ważnych wydarzeń. Fotki wysyłane dosłownie hurtowo. Portale społecznościowe zbudowane wokół bazgrania po zdjęciach czy nakładania na nie filtrów. Zakupy z Chin za 10 złotych z wysyłką. Tańczący nastolatkowie z Polski, których śledzą miliony z całego świata. Co będzie dalej?
Dalej będą asystenci. Pokochamy ich tak bardzo, że nie będziemy chcieli z nich już zrezygnować.
Piloty do śmieci
Co potrafi Asystent Google, pierwszy taki system z prawdziwego zdarzenia w języku polskim, opisał w swoim tekście Bolek Breczko. Chociaż na starcie rodzima odsłona nie zrobiła wrażenia rozmachem, dobrze wiadomo, co będzie potrafiła w przyszłości. W końcu asystenci od ładnych paru lat działają już w lepiej rozwiniętych krajach, a technologie rozwija Google, Amazon i Apple, trzech gigantów. Pewnie niedługo dołączy do nich też Facebook. Być może powróci Microsoft z odświeżoną wersją lekko zapomnianej Cortany.
Idea jest prosta. W ręku mamy smartfona, a w domu czy innym środowisku małe, nasłuchujące gadżety, którym wydamy polecenia. Hasło "wydawanie poleceń" może kojarzyć się z jaśniepańską fantazją, ale... czym to się różni od idei zwykłego pilota do telewizora?
"Zgaś światło. Zapal światło. Włącz TV. Włącz konsolę. Poproszę komedię romantyczną z Hugh Grantem. Uruchom moje ulubione radio. Głośniej. Głośniej. Jednak trochę ciszej". Proste czynności, ale bez prztyczków, plastikowych kontrolerów i klikania aż do uzyskania upragnionego efektu. Mówimy - gotowe. Jeśli wszystko to będzie działało bez problemu, nikt nie będzie chciał wrócić do "ery pilota". A za parę lat pilot dołączy do odtwarzaczy MP3, discmanów i magnetowidów.
Ale te proste, acz potrzebne czynności to tylko początek. Wystarczy przemyśleć, jak wygląda nasz dzień. Kolejne "skróty" znajdą się po chwili.
Dzień z życia
Wstajemy. Z naszych ust pada wydana sennym głosem komenda i już gra radio. Na dworze mróz czy to tylko tak źle wygląda? "Jaka jest pogoda?". Odpowiedź pada zanim zaspani w zimowych ciemnościach w ogóle zdołamy znaleźć komórkę. Prysznic, śniadanie (tutaj darujmy sobie fantazje o naściennych ekranach, które pokażą fajny przepis na omlet - to jeszcze science-fiction), ubranie, wychodzimy.
Pędzący do komunikacji miejskiej być może niespecjalnie skorzystają za asystenta. Ci, którzy prowadzą auto - już tak. Bo kierowca potrzebuje przede wszystkim dwóch rzeczy. Wiadomości i mapki z informacją o korkach. Oczywiście, wszystko można wyklikać ręcznie, tracąc cenne, poranne minuty na parkingu albo działając nerwowo, gdy stoimy na czerwonym świetle. Tylko po co, skoro wystarczy kilka prostych komend w trakcie jazdy? Informacje, muzyka, talk show. Do wyboru. Do tego wyznaczona na GPS-ie trasa z uwzględnieniem natężenia ruchu. Wszystko przy pomocy dwóch zdań.
Myślę o tym codziennie, gdy sam prowadzę rano auto. Nuda stania w korku doskwiera, za to kusi pomysł przechwycenia smartfona i zrobienie sobie pełnej "prasówki" - od przeglądu powiadomień na Facebooku po faktyczny przegląd newsów, w moim przypadku technologicznych, naukowych i gamingowych. Dużo bym oddał, żebym nie musiał już nigdy tykać telefonu w trakcie jazdy, tylko dostawać wszystko od lektora z głośnika albo dyktować wiadomości do znajomych.
I kiedy wsiąkniemy w te codziennie czynności, kiedy zaprzęgniemy asystenty głosowe w naszą rutynę, będziemy chcieli tylko więcej. Wyrzucimy z pamięci telefonu i głowy numer do lokalnej pizzerii, bo ulubiony placek zamówimy całkiem odruchowo, mówiąc "ok google, duża pepperoni, tam gdzie zawsze". Wygoda ostatecznie zawsze wypiera "stare, sprawdzone rozwiązania".
Epilog
Mamy jeszcze początek roku. W tym okresie zawsze wiele się mówi o trendach w różnych dziedzinach. W technologii szum robią informacje o sieci 5G, wszechobecnej sztucznej inteligencji albo wirtualnej rzeczywistości. To wszystko ważne sprawy. Ale nie będą nam tak bliskie, jak te rzeczy, które towarzyszą nam, gdy wstajemy rano i kładziemy się wieczorem. Czyli właśnie smartfon i obecny na nim asystent.
Jeszcze kilka lat temu obrazek z dziesiątkami głów zapatrzonych w małe ekraniki, z którego kpiono w internetowych grafikach czy teledysku Moby'ego, robił wrażenie cywilizacyjnego upadku. Dziś to tak naturalne, jak noszenie butów. Być może za parę lat równie naturalny będzie widok ludzi, którzy na przystankach wypatrują autobusów, stoją w kolejce do kasy, idą spokojnie ulicą, a jednocześnie wszyscy bez skrępowania gadają ze swoim smartfonami.