Projekt Iceworm. Atomowe miasto, które USA budowały pod Grenlandią
W latach 60. XX w. Amerykanie uruchomili tajny program budowy mobilnych stanowisk wyrzutni rakiet nuklearnych pod pokrywą lodową Grenlandii. Wyrzutnie tworzone w ramach operacji "Projekt Iceworm", będącej częścią tajnego projektu badawczego "Camp Century", miały umożliwić przeprowadzenie szybkich uderzeń w cele znajdujące się w ZSRR. Prawda o operacji wyszła na jaw po latach, bo początkowo "Projekt Iceworm" był przedstawiany jako niewinna misja badawcza.
03.05.2024 12:31
W 1959 r. amerykańska armia wysłała inżynierów na Grenlandię, aby zbudowali podziemne miasto. Działali oni w ramach operacji o kryptonimie "Projekt Iceworm", a jej przykrywką był projekt badawczy "Camp Century". Amerykanie twierdzili, że tworzą polarną stację badawczą, która ma pomóc w badaniu zmian klimatycznych. Było to jedynie częściowo prawdą. Według serwisu Live Science prawdziwy cel istnienia bazy przez siedem lat był utrzymywany w tajemnicy przed duńskim rządem.
Amerykanie budowali podziemne miasto
USA planowały, że miasto kryjące się pod lodem będzie trzy razy większe od Danii. Jego powierzchnia miała wynosić 130 tys. km2, a wydrążone, podziemne korytarze rozciągać się na długości 4 tys. kilometrów. W jego planach uwzględniono m.in. elektrownię atomową, szpital, kino, kaplicę, pomieszczenia mieszkalne, kuchnię, laboratoria i pomieszczenia zaopatrzeniowe. Plany były ambitne, ale ostatecznie nie zrealizowano ich w całości.
Ukończona wojskowa baza badawcza miała pomieścić do 60 międzykontynentalnych rakiet balistycznych dalekiego zasięgu Minuteman (ICBM) i nawet 200 żołnierzy. Pociski miały być transportowane na Grenlandię drogą kolejową, właśnie przez tunele wydrążone pod powierzchnią i w razie potrzeby wystrzelane z silosów ukrytych w lodowym mieście. Amerykanie argumentowali, że Grenlandia leży bliżej Związku Radzieckiego, a od Moskwy dzieli ją "tylko" 8 tys. km.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dlaczego zakończono projekt?
"Projekt Iceworm" zakończono jednak w 1966 r. Istotny wpływ na decyzję miały warunki panujące na Grenlandii. Ciągły ruch pokrywy lodowej groził uszkodzeniem podziemnego miasta. Amerykanie opuścili bazę, ale pozostawili po sobie wiele niebezpiecznych pamiątek. Według serwisu Outrider w podziemnej bazie porzucono ponad 9 ton różnych materiałów, 200 tys. litrów ropy naftowej, a także odpady radioaktywne i toksyczne polichlorowane bifenyle (PCB).
Postępujące topnienie lodowców może spowodować uwolnienie tych niebezpiecznych substancji i przeniknięcie ich do środowiska. Outrider przypomina, że gdyby faktycznie doszło do skażenia środowiska z powodu tego, co pozostawiono w bazie Camp Century, nie byłby to pierwszy taki przypadek dla USA na Grenlandii. W 1968 r. na wyspie w pobliżu bazy lotniczej Thule rozbił się amerykański bombowiec B-52 z czterema bombami wodorowymi. Nie doszło do ich detonacji, ale z ich głowic wydostały się radioaktywne substancje, które doprowadziły do skażenia środowiska.
Zobacz także
Katastrofa mocno nadwyrężyła relacje na linii USA - Dania. Okazało się bowiem, że Amerykanie nie respektowali podpisanego w 1957 r. przez Danię traktatu, który mówił, że jest to kraj wolny od broni jądrowej i zakazywał jakiejkolwiek jej obecności na należącym do niego terytorium. Pomimo tego Amerykanie rutynowo latali nad Grenlandią samolotami przenoszącymi broń jądrową.
Karolina Modzelewska, dziennikarka Wirtualnej Polski