Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone
wyłącznie dla osób dorosłych.

Powiesić, poćwiartować, ściąć i zjeść… Jak karano zdrajców w średniowieczu?

Fragmenty ciał tysięcy skazańców stale ozdabiały bramy, mosty i mury europejskich miast. Ale wystawienie na widok publiczny efektów spotkania z katem było zaledwie końcowym akordem spektaklu sprawiedliwości. Jak wyglądały ostatnie godziny poddanego męczarniom zdrajcy?

Powiesić, poćwiartować, ściąć i zjeść… Jak karano zdrajców w średniowieczu?
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Michał Prokopowicz

Już transport skazańca na miejsce kaźni był pierwszą okazją do jego pohańbienia. W XIV wieku tylko nieliczni siadali na specjalnym odkrytym wozie. Większość nieszczęśników przywiązywano do końskich ogonów i nagich bądź owiniętych w wołowe skóry włóczono po ziemi wyboistymi uliczkami.

W tej i tak zajmującej podróży starano się nie zaniedbywać zanadto głównego bohatera. Co jakiś czas pochód zatrzymywał się dla wymierzenia rytualnej chłosty, a w przypadku zdrajców dla szarpania ciała rozpalonymi cęgami i wlewania w powstałe rany rozgrzanego oleju czy smoły.

Zadając cierpienie fizyczne, przywiązywano szczególną uwagę do odarcia skazańca z godności i honoru. Dumnych arystokratów celowo odziewano w podarte łachmany i koronę z pokrzyw, każąc dosiadać sfatygowanej chabety lub osiołka.

W 1323 r. w Anglii Andrew Harclay został przed egzekucją pozbawiony tytułu Lorda Carlisle, następnie odarty z ostróg i pasa z mieczem, a w końcu napiętnowany na czole wyrazem łotr (knave – gra słów z wyrazem knight). Dla człowieka jego pokroju największym ciosem było jednak odwrócenie tarczy herbowej, przynoszące trudną do zmycia hańbę całemu rodowi.

Zdrajca umiera trzy razy

Stłoczona na miejscu kaźni publiczność z niecierpliwością oczekiwała na przebieg wielokrotnej kary śmierci. Zdrajców czekało zarówno powieszenie i ścięcie, jak i ćwiartowanie. Utrzymanie przy życiu głównego bohatera, tak aby doznał przynajmniej większości zapewnionych mu atrakcji, stanowiło dla kata nie lada wyzwanie.

Obraz
© Domena publiczna

Prawda, że w niektórych ziemiach obyczaj kazał ułaskawić osobę, która zrządzeniem boskim przetrwała trzecie (sic!) uderzenie w szyję bądź urwała się ze stryczka. W przypadku kary za zdradę panującego nie było jednak miejsca na tego typu niespodzianki.

Nie oznacza to wcale, że wszystko szło gładko. Gdy w 1356 roku słynący z nadmiernej tuszy Jean d’Harcourt trafił na szafot za spisek przeciw królowi Francji Janowi Dobremu, pechowy kat potrzebował aż sześciu uderzeń, aby oddzielić głowę magnata od reszty ciała.

Zrozumiały nacisk na nieuchronność kary sprawiał, że w przypadku fizycznej nieobecności sprawcy „zabijano” jego wizerunek. W 1477 r. na paryskiej szubienicy powieszono za lewą nogę realistyczną kukłę zdradzieckiego księcia Orange.

Obraz
© Domena publiczna

Zadbano przy tym o najdrobniejsze szczegóły, odwzorowując wylewające się z korpusu wnętrzności, obejmujące głowę zdrajcy płomienie, a nawet postać diabła wyrywającego język z gardła „skazańca”.

Egzekucja od kuchni

Użycie do wieszania krótkiej liny skazuje ofiarę na powolną, hańbiącą agonię. W odpowiednim momencie odcinano jednak półżywego skazańca. Zdaniem historyków, następujące po tym ćwiartowanie miało na celu pozbawienie ofiary ludzkich kształtów i trudno było przeżyć aż do ścięcia.

Kronikarz opisujący w 1346 r. śmierć Szymona Pouilleta, skazanego za niedyskretną dyskusję o prawie Filipa Walezjusza do francuskiego tronu, podkreślił to obrazowo: Ciało jego, niczym kawał mięsa w sklepie rzeźnickim, rozciągnięto na długiej drewnianej ladzie, oddzielając od korpusu ręce, potem nogi i głowę.

Obraz
© Domena publiczna

W niektórych przypadkach dokonywano aktu patroszenia. Wycięte wnętrzności, w szczególności symbolizujące status szlachecki serce, rzucano w twarz ofierze. Szeroki arsenał okrucieństwa starano się zatem dostosować do charakteru popełnionej zbrodni i statusu skazańca.

Dla wszystkich było naturalne, że Hugh Despenser, podejrzewany o intymne kontakty z królem Anglii Edwardem II, został w czasie ćwiartowania pozbawiony narządów płciowych. Z kolei dla szczególnego pohańbienia zabójcy hrabiego Flandrii, Wilhelma III, umieszczono go na szubienicy bez spodni, a wokół jego szyi opleciono psie jelita. Po wszystkim ciało wplecione w koło egzekucyjne zastygło w intymnym uścisku z innym zabitym wcześniej spiskowcem…

Śmierć to za mało

Jak widać, nieobojętne dla całego widowiska były pośmiertne losy skazańca. Nieodłącznym elementem kary za zdradę i królobójstwo było wystawienie zwłok na widok publiczny. W Anglii od końca XIII w. kończyny buntowników pokroju Williama Wallace’a czy Daffyda ap Gruffydda rozsyłano do głównych miast królestwa, gdzie latami zaświadczały o losie ważących się podnieść rękę na króla.

Obraz
© Domena publiczna

Głowę rezerwowano z zasady dla stolicy, gdzie trafiała najczęściej na słynny London Bridge. W późniejszych czasach osobny urzędnik (Keeper of the Heads) kontrolował całość opisanej procedury, doglądając m.in. procesu konserwacji głów, które dzięki zanurzeniu w smole miały szansę przetrwać kilkadziesiąt lat.

We wcześniejszej epoce ciało upadłego wroga zwykło się traktować jako trofeum. Po bitwie pod Evesham (1265) siepacze władcy Anglii Henryka III nie poprzestali na zmasakrowaniu zwłok przywódcy antykrólewskiej opozycji, Szymona z Montfort. Jego genitalia ułożone na odciętej głowie niezwłocznie wysłano w prezencie żonie Rogera Mortimera, głównego stronnika korony.

Decyzja o zbezczeszczeniu zwłok wywoływała niekiedy prawdziwe kontrowersje. Gdy Ryszard II dowiedział się, iż pobliscy augustianie pochowali Lorda Arundel w całości, posłał swych ludzi, aby dokonali ekshumacji i ponownie odcięli przytwierdzoną przez zakonników głowę zdrajcy.

Podobnie w 1381 roku mieszkańcy St. Alban, którzy zdjęli z szafotu i pogrzebali zwłoki uczestników powstania Wata Tylera, zostali zmuszeni do własnoręcznego rozwieszenia rozkładających się ciał. Ostatecznie wszakże celem każdej egzekucji było unicestwienie zdrajcy, a tylko od władz zależało, kiedy to nastąpi.

W przypadku Hugh Despensera Starszego już po trzech dniach wiszenia na stryczku jego ciało zostało poćwiartowane i rzucone psom na pożarcie. Typowe było także rozrzucanie prochów na wietrze, czasem, jak w przypadku Urlicha Zwingliego, wymieszanych ze szczątkami świni. Dla pełniejszego zrozumienia celowości wszystkich tych zabiegów wypada wspomnieć, że wśród ówczesnych panowało przekonanie, że zmarły odczuwa ból jeszcze długie miesiące po śmierci…

Gniew ludu

Nie wszystkie egzekucje przebiegały w sposób zaplanowany przez legalne władze. Uderzające jest jednak, że zbliżona do pospolitego linczu sprawiedliwość tłumu starała się odtworzyć symbolikę "oficjalnych" egzekucji.

Dla przykładu w roku 1476 ciało spiskowca knującego przeciwko księciu Mediolanu było włóczone ulicami miasta przez okoliczną młodzież, zawieszone za jedną nogę na szafocie, wreszcie pocięte na kawałki i rzucone świniom na pożarcie. Nie obyło się przy tym bez małego kanibalizmu, jak bowiem przyznał zszokowany kronikarz część mieszkańców nie omieszkała zanurzyć zębów w sercu zdrajcy.

Obraz
© Domena publiczna

Zatrzymajmy się na chwilę nad tym charakterystycznym zjawiskiem. Jeśli wierzyć przekazom kronikarzy, mieszkańcy włoskiego miasta Todi po prostu zjedli obalonego w 1500 roku tyrana, Altobello di Chiaravalle. Nie oceniajmy jednak owych Umbryjczyków zbyt surowo. Wedle badań Richarda Sugga spożywanie mięsa, krwi i innych płynów ustrojowych z ciała skazańca stanowiło w XVI wieku uznany środek medyczny…

Najpełniejszy opis ceremonii pozbawienia życia tyrana i zdrajcy odnajdujemy w przypadku Concini Conciniego, szarej eminencji dworu małoletniego króla Francji Ludwika XIII. Zwłoki zamordowanego ministra nie na długo zagrzały miejsca w bogatym sarkofagu. Nazajutrz po pogrzebie zostały wyciągnięte przez bandę wyrostków i tradycyjnie już włóczone ulicami Paryża.

W pewnym momencie osobliwa procesja zatrzymała się przed pomnikiem Henryka IV, gdzie ułożono byłego ministra w pozycji klęczącej, odtwarzając zwyczaj błagania przez skazańców o królewskie przebaczenie. Zaraz po tym ciało poddano okaleczeniom z kastracją włącznie, aby jeszcze raz obnieść szczątki w wesołym pochodzie.

Niejedno trafiło wówczas do ust paryskiego plebsu i stada bezpańskich psów, z tym że szczególnie cenione serce przyrządzono na rozżarzonych węglach. Całość wygląda na staranne wymierzenie zaległej egzekucji. Historycy dopatrują się w tym symbolicznego rytuału detronizacji, będącego odwróceniem triumfalnego pochodu nowo wybranego władcy.

Zakończenie

Ktoś powie: wszystko to stare dzieje. Podobne bestialstwa w majestacie prawa wydadzą się jednak mniej odlegle, gdy uzmysłowimy sobie, że jeszcze w 1822 roku w Hiszpanii dokonywano kary dekalwacji, czyli zdarcia z głowy skóry wraz z włosami…

Obraz
© Jonathan J. Morc

O tym jak w ciągu wieków dokonywano egzekucji przeczytacie w książce Jonathana J. Moore’a pt. „Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować”. Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy. Lektura tylko dla dorosłych.

Autor:
Łukasz Kowalczyk - Historyk, absolwent KUL-u (specjalizacja: mediewistyka). Zainteresowania: starożytny Rzym, historia Kościoła, reformacja, rewolucje, historia społeczna, antropologia historyczna.

Źródło artykułu:ciekawostkihistoryczne.pl
wiadomościegzekucjaśmierć
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)