"Polski Blitzkrieg". We wrześniu nasi wkroczyli do III Rzeszy

Mieszkający w okolicy Niemcy wyszli z domów, aby przywitać nacierające z zachodu oddziały Wehrmachtu. Nie wiedzieli, że w rzeczywistości mają do czynienia z polskimi ułanami wracającymi z terytorium III Rzeszy.

Defilada 55 Pułku Piechoty, 1929 r. Za dziesięć lat żołnierze tej jednostki przeprowadzą wypad rozpoznawczy na terytorium wroga
Defilada 55 Pułku Piechoty, 1929 r. Za dziesięć lat żołnierze tej jednostki przeprowadzą wypad rozpoznawczy na terytorium wroga
Źródło zdjęć: © Domena publiczna | Narodowe Archiwum Cyfrowe
Adam Gaafar

31.08.2021 17:46

Wbrew powszechnej opinii kampania wrześniowa nie była wyłącznie wojną obronną. Już na początku września 1939 r. nasze wojsko przeszło z defensywy do ataku, wkraczając na terytorium wroga. I chociaż nie bombardowaliśmy Berlina, jak sugerowały nagłówki ówczesnych polskich gazet, polskie samoloty rzeczywiście pojawiły się nad III Rzeszą.

W tym kontekście w annałach zapisał się szczególnie gen. Roman Abraham – niezwykle uzdolniony dowódca, który nie przegrał ani jednej bitwy w trakcie kampanii wrześniowej. Nic dziwnego, że to właśnie jemu powierzono obronę Leszna, które znajdowało się w pasie działań podlegającej mu Wielkopolskiej Brygady Kawalerii.

Polacy wkraczają do III Rzeszy

Niemcy przystąpili do ostrzału miasta już 1 września o świcie. Atak był prowadzony m.in. przez artylerię rozmieszczoną w rejonie Fraustadt (obecnie Wschowa). W pewnym momencie gen. Abraham wpadł na śmiały i ryzykowny pomysł: postanowił przekroczyć granicę polsko-niemiecką, aby ocenić, jakimi siłami dysponuje nieprzyjaciel.

Po godzinie 14.00 dowódca Wielkopolskiej Brygady Kawalerii wydał rozkaz przeprowadzenia akcji wypadowej na Fraustadt. Odrzucić oddziały nieprzyjaciela i ostrzelać tę miejscowość ogniem artyleryjskim – brzmiały słowa, które usłyszał z ust gen. Abrahama płk Władysław Wiecierzyński, dowódca 55 Poznańskiego Pułku Piechoty. Na czele grupy wypadowej stanął kpt. Edmund Lesisz, który miał pod sobą 2 kompanię w sile 3 plutonów. Łącznie w akcji wzięło udział 300 żołnierzy i 7 oficerów.

Polacy szybko dotarli do przygranicznej wsi Geyersdorf (dziś Dębowa Łęka), gdzie zaatakowali tamtejszą strażnicę. Po krótkiej wymianie ognia Niemcy opuścili placówkę. Gen. Abraham wspominał potem: W następnych kilkunastu minutach czołgi, a za nimi motocykle i kolarze wjeżdżają do wsi. Po krótkiej wymianie strzałów zajmujemy pierwszą niemiecką miejscowość. Geyersdorf wita nas milczeniem.

Po godzinie 18.00 okoliczna ludność pochowała się w domach, nie licząc tych, którzy gasili w tym czasie płonące stodoły. Polacy szli dalej, zbliżając się do rogatek Fraustadt. W ten sposób nasi żołnierze dotarli kilka kilometrów w głąb III Rzeszy. Ostrzelali przedmieścia, po czym gen. Abraham wydał rozkaz do odwrotu.

W wyniku akcji wypadowej odnotowano kilkunastu zabitych i rannych po stronie niemieckiej. Tymczasem Polacy opuszczali terytorium III Rzeszy, nie ponosząc żadnych strat. Co najważniejsze, śmiały plan gen. Abrahama odniósł oczekiwany efekt – wracając do domu Polacy wiedzieli, że na tym odcinku wróg nie posiada przytłaczającej przewagi w sprzęcie i ludziach.

Niemcy witają polskich żołnierzy

Do kuriozalnej sytuacji doszło, gdy jedna z grup wypadowych – oddział ułanów i cyklistów pod dowództwem ppor. Tadeusza Stryi – wracała do Leszna przez położoną w Polsce wieś Święciechowa. Mieszkający w okolicy Niemcy wyszli im na przywitanie, niosąc transparenty i flagi ze swastykami. Byli przekonani, że z terytorium III Rzeszy może iść tylko Wehrmacht. Gdy zorientowali się, że mają do czynienia z Polakami, wybuchło zamieszanie, podczas którego padło nawet kilka strzałów. Żołnierze ppor. Stryi aresztowali paru "nadgorliwych" Niemców i odstawili ich do Leszna.

Wypad na Fraustadt wpłynął rzecz jasna na morale żołnierzy. Nasza kontrakcja, poza rozpoznaniem sytuacji, przyczyniła się do wytworzenia bojowego nastroju, który udzielił się wszystkim oddziałom Wielkopolskiej Brygady Kawalerii; nastrój ten utrzymał się do końca walk wrześniowych – wspominał gen. Abraham.

Jego śmiała akcja nie była przy tym jedyna. Drugiego dnia wojny broniący Rawicza oddział kpt. Stefana Otworowskiego wyparł Niemców z miasta, a następnie przystąpił do kontrataku. Jak wspominał gen. Abraham, nasi żołnierze przekroczyli wówczas granicę, po czym zajęli miejscowość Königsdorf, gdzie zniszczyli niemiecką kolumnę samochodową, złożoną z około 80 pojazdów.

Kolejne operacje na terenie wroga miały miejsce w dniach 3 i 4 września. Kawalerzyści pod dowództwem gen. Ludwika Kmicica-Skrzyńskiego kilka razy pojawili się wówczas w Prusach Wschodnich, przeprowadzając m.in. natarcia na Białą Piską i Pisz. Udało im się zająć wsie Sokalen, Kowalen i Klarheim.

We wrześniu 1939 r. Polacy przekraczali też granice ze Słowacją. Władze tego marionetkowego państwa wspierały Niemców, wysyłając do ataku na II RP ponad 50 tys. żołnierzy. Nasze oddziały zajęły tymczasowo słowackie wsie Nižny Komarnik i Vyžny Komarnik.

 Ataki polskiego lotnictwa

2 września Polacy zbombardowali o świcie pierwszy obiekt przemysłowy na terytorium III Rzeszy. Dokonał tego lekki bombowiec PZL.23 Karaś z 21 Eskadry Bombowej. Łącznie zrzucił osiem bomb na fabrykę chemiczną w Ohlau (obecnie Oława). Samolot był pilotowany przez Wacława Buczyłko. Oprócz niego na pokładzie znajdowali się obserwator Stefan Gębicki oraz strzelec Teofil Gara. Udało im się przedrzeć przez niemiecką obronę przeciwlotniczą, mimo że wróg ostrzeliwał ich przez około 20 minut.

Lot utrzymywaliśmy na niewielkiej wysokości. Lecieliśmy nad lasami, ale nic szczególnego dla naszego balastu nie zauważyliśmy, choć znajdowaliśmy się już nad terytorium III Rzeszy – wspominał Teofil Gara. Wydarzenie to – co nie powinno dziwić – zostało przemilczane przez niemiecką prasę.

Dwa dni później nad Białą Piską pojawił się Karaś z 51 Eskadry Rozpoznawczej. Samolot przeleciał nad dworcem, zrzucając bomby na pociąg przewożący sprzęt i uzbrojenie. Według powojennych relacji, w transporcie znajdowały się m.in. czołgi i samochody. Podczas tej akcji Karaś został uszkodzony, ale załodze udało się powrócić do bazy.

W obliczu przytłaczającej przewagi wroga Polacy nie zdołali ostatecznie zatrzymać błyskawicznego pochodu niemieckich oddziałów, które już po tygodniu od inwazji przystąpiły do szturmu na stolicę II RP. Niemniej akcje wypadowe naszego wojska – choć stanowiły epizody, mające podnieść żołnierzy na duchu – pokazały, że byliśmy w stanie zaatakować armię III Rzeszy na jej własnym terenie.

Podczas pisania korzystałem m.in. z książek "Armia Poznań w wojnie obronnej 1939" Piotra Bauera i Bogusława Polaka oraz "Bitwy polskiego września" Apoloniusza Zawilskiego.

Źródło artykułu:WP Tech
Zobacz także
Komentarze (363)