Polska nie będzie naukową potęgą, o ile nie zmienią się trzy podstawowe kwestie
Sztuczna inteligencja lecząca zerwane Achillesy, antybakteryjne implanty dentystyczne i tańsze panele słoneczne. Polskie osiągnięcia naukowe mają szanse na komercjalizację. Jeśli tylko pokonają kilka przeszkód stawianych przez polską rzeczywistość.
30.01.2020 17:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Inwestujemy w młodych ludzi, bo chcą działać, zmieniać otaczającą ich rzeczywistość i mają masę pomysłów, o których moje pokolenie nawet nie pomyśli – mówi mi prof. dr hab. Marek Godlewski, kierownik Centrum transferu Technologii w Instytucie Fizyki PAN.
Instytut ten stawia dziś na młodych badaczy i naukowców. Mają oni szansę w realny sposób zmieniać choćby medycynę. Pod warunkiem, że ktoś ich pomysły kupi…
Z prof. Godlewskim rozmawiam w trakcie konferencji Inno Thinking poświęconej naukowym startupom prawcowników IF PAN. Od pierwszej minuty na tej imprezie widzę, że polscy naukowcy nie odstają od kolegów i koleżanek z zachodu pod względem pomysłowości.
W ramach projektu "Green House" naukowcy IF PAN zaprezentowali metodę produkcji ogniw fotowoltaicznych, która obniża ich cenę o 10 procent. Grupa pracowników IF PAN i SGGW pokazała kolejne zastosowania ich nowatorskiej, antybakteryjnej powłoki, która może być stosowana w implantach medycznych i zmniejszać ryzyko powikłań, odrzuceń i stanów zapalnych. Z kolei spin-off pracowników IF PAN i UW zaprezentował narzędzie, które w oparciu o sztuczną inteligencję pomoże radiologom w interpretowaniu i opisywaniu zdjęć zerwanych ścięgien Achillesa. Szczególnie to ostatnie zrobiło na mnie wrażenie w praktyce pokazując, jak sztuczna inteligencja może pomóc ludziom w ogarnięciu nawału informacji.
Niestety pod innymi względami dzieli ich przepaść
Naukę w Polsce i na Zachodzie (oraz w dalekiej Azji) dzieli przede wszystkim dostęp do funduszy. Polska przeznacza na rozwój nauki (nowatorskie badania i patenty) około osiem razy mniej niż wynosi średnia Unii Europejskiej. Pod względem liczby patentów zgłoszonych do Europejskiego Biura Patentowego (534) byliśmy w 2018 na 25. miejscu. Za rok 2019 nie ma jeszcze danych.
Od Polski niewiele mniej zgłoszonych patentów do EPO (European Patent Office) mają m.in.: Singapur (523), Luxemburg (455), Lichtenstein (455), Kajmany (367), Puerto Rico (365) czy Barbados (332). Kraje jak Niemcy, Francja, Szwajcaria czy Holandia zgłosiły w 2018 kila lub kilkanaście tysięcy wniosków patentowych. Możemy się jedynie pocieszać, że jesteśmy "liderem regionu", bo mniej od Polski wniosków złożyły: Czechy (242), Węgry (120) czy Słowacja (50).
Naukowcy jak na targowisku…
Problemów, jakie napotyka polska nauka na drodze do stania się realną potęgą, jest kilka. Pierwszym i najważniejszym są pieniądze. Powtarzają mi to zarówno młodzi naukowcy stawiający swoje pierwsze kroki w poważnych projektach, jak i doświadczeni profesorowie z kilkudziesięcioletnim stażem. Naukę "robią" bowiem ludzie i pieniądze. Ludzie bez pieniędzy zrobią najwyżej dobre wrażenie na konferencjach. Z kolei kraje, które decydują się przeznaczać poważne kwoty na innowacje, ale nie mają ludzi, po prostu ich sobie "kupują" np. z Polski.
Zobacz także
Drugim problemem na który zwracają mi uwagę rozmówcy jest ograniczona możliwość współpracy pomiędzy nauką, a biznesem. Jest ona niezbędna do tego, aby osiągnięcia naukowe urealniać. Polski biznes z polską nauką nie dogadują się z kilku powodów. Inwestycje w badania rozwojowe to dla firm dodatkowe wydatki. Polskich przedsiębiorców często na to nie stać, zwłaszcza, że nie mamy dużych, prywatnych przedsiębiorstw energetycznych czy zaawansowanych technologii.
Trudność sprawia też przyjmowanie standardów Unii Europejskiej.
- W ostatnich latach UE stawia na małe i średnie firmy – mówi mi prof. Godlewski. – To do nich skierowane są europejskie projekty i granty. Warunkiem jest wyłożenie przez firmy wkładu własnego np. w wysokości 30 proc. To może być kwota nawet kilku milionów euro. Wykluczenie dużych firm, zatrudniających powyżej 300 pracowników sprawia, że w Polsce nie ma komu korzystać z tych europejskich programów. Małych i średnich firm nie stać, a duże nie mogą.
…i w korporacji
Trzeci problem dotyczy przede wszystkim młodych naukowców, którzy mają ogromne chęci, ale nie mają doświadczenia i obycia w naukowym świecie. W rozmowach ze mną powtarzają, że brakuje im czysto organizacyjnego wsparcia, a także kontaktów. Okazuje się, że świat polskiej nauki jest podzielony na małe grupki "okopane" na swoich uczelniach, uniwersytetach i w instytutach. Dlatego, gdy młody naukowiec uzyska już np. europejski grant na swój projekt, to musi troszczyć się od niego od A do Z.
W praktyce oznacza to, że z naukowca staje się z dnia na dzień: dyrektorem finansowym, specjalistą HR, księgowym, administratorem IT i obsługą techniczną, handlowcem itp. itd. Czas na faktyczne badania naukowe pozostaje mu po godzinach i w weekendy. Dlatego uczelnie i instytuty powinny zainwestować w osoby, które pełniłby rolę menadżerów projektów i pomagały naukowcom w ich pracy. Oczywiście tylko wtedy, jeśli chcą, aby badania prowadzone przez ich pracowników kilkukrotnie przyspieszyły.
Zobacz także
Naukę też trzeba sprzedać
Ostatni problem, o którym nikt mi nie mówił, ale który jest widoczny jak na dłoni, to brak umiejętności PR-owych, marketingowych i sprzedażowych polskich badaczy. Można pomyśleć, że naukowiec nie jest od sprzedawania, tylko od "robienia" nauki. Rzeczywistość jednak pokazuje, że do skutecznego promowania swoich osiągnięć potrzebne są umiejętności łatwego nawiązywania kontaktów i interesującego opowiadania o swojej pracy, choćby po to, żeby zdobyć prywatnego inwestora.
Światełkiem w tunelu są osoby pokroju profesora Godlewskiego, który inwestuje w młodych naukowców i centra transferu technologii. Jednak bez diametralnej zmiany podejścia do finansowania badań naukowych na poziomie krajowym i bez zmiany podejścia do organizacji pracy i dzielenia się wiedza na poziomie jednostek naukowych nic się w Polsce nie zmieni.