Elon nie sprzątaj po sobie. Creotech pozamiata – polska technologia pomoże oczyścić kosmos [WYWIAD]
Ludzkość wysyła w kosmos coraz więcej satelitów i co za tym idzie, coraz więcej śmieci - taka nasza paskudna natura. O tym, że jeśli tego nie posprzątamy, może dojść do katastrofy, oraz jak w kosmicznym sprzątaniu może pomóc polska technologia, opowiedział dr hab. Grzegorz Brona z firmy Creotech.
12.12.2019 | aktual.: 26.01.2020 18:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Creotech to polska firma działająca w sektorze kosmicznym. Jej nowa technologia, która powstaje we współpracy z Instytutem Technicznym Wojsk Lotniczych, ma pozwolić na wykrywanie maleńkich śmieci w przestrzeni kosmicznej, w celu ich późniejszego usunięcia. Sprawa jest poważna - takie śmieci mimo maleńkich rozmiarów są nie tylko śmiertelnie groźne dla astronautów, ale także dla... ziemskiej ekonomii.
Mateusz Czerniak, WP Tech: "Kosmiczne śmieci" to brzmi dosyć abstrakcyjnie. W jaki sposób oczyszcza się z nich kosmos i czym one właściwie są?
Dr hab. Grzegorzwo Brona, dyrektor ds. Rozju Biznesu CTI firmy Creotech, były prezes Polskiej Agencji Kosmicznej: Żeby posprzątać śmieci kosmiczne trzeba je najpierw wykryć. W tej chwili na Ziemi powstaje sieć teleskopów, zarówno optycznych, jak i olbrzymich systemów radarowych, które są w stanie śledzić znaczną część śmieci przekraczających rozmiarem kilka centymetrów.
Jednak na razie nie jesteśmy w stanie wykryć z Ziemi większości obiektów małych, mierzących jeden centymetr i mniej.
Stanowią one zagrożenie dla innych obiektów kosmicznych?
Takie śmieci są wielkości pocisku wystrzelonego z pistoletu i poruszają się nawet kilkukrotnie szybciej niż taki pocisk. Mowa tu o prędkości kilku kilometrów na sekundę!
Teraz astronauci przed lotem w kosmos mogą co najwyżej liczyć na odpowiednio grube ściany statku kosmicznego i oddać się opiece ulubionego świętego, żeby nie trafić na taki obiekt. Nie mamy bowiem pojęcia, ile jest śmieci tej wielkości w przestrzeni kosmicznej i w jakim miejscu się znajdują, ani jak się poruszają.
Pojawia się więc potrzeba skonstruowania systemu, który byłby w stanie je wykryć i umieszczenia go w kosmosie - z Ziemi zlokalizowanie tak małych obiektów jest niemożliwe.
Co prawda przestrzeń kosmiczna jest ogromna i nawet ta szacowana przez nas obecnie liczba śmieci, czyli kilkadziesiąt tysięcy, nie stanowi bardzo dużego zagrożenia dla misji kosmicznych, ale przyszłość nie jest już tak kolorowa. Liczba kosmicznych odpadów bardzo szybko rośnie.
Dlaczego?
W tej chwili ilość satelitów umieszczonych przez nas na orbicie wynosi około czterech tysięcy, z czego połowa tego to satelity aktywne. Za dziesięć lat tych obiektów będzie już od dziesięciu do aż trzydziestu tysięcy, ponieważ pojawiają się wielkie konstelacje satelitarne, na przykład za sprawą działalności firmy Elona Muska.
A wystarczy tylko jedno zderzenie satelitów i w konsekwencji podział ich na mniejsze części, żeby pojawiły się tysiące nowych niewielkich śmieci kosmicznych, stanowiących zagrożenie dla pozostałych satelitów. Ryzyko takich zdarzeń zwiększa się diametralnie.
Do tego dochodzi jeszcze sprawa wykrywania śmieci lecących w stronę konkretnego satelity i natychmiastowego powiadamiania jego operatora o nadciągającym zagrożeniu. O takich funkcjach dopiero zaczyna się myśleć. Zdecydowanie za późno.
Za bardzo już zasypaliśmy orbitę satelitami?
Tak. Jak już wcześniej wspominałem, w kosmosie umieszczono już wielką ilość satelitów, a w najbliższych latach będzie ich znacznie więcej między innymi dzięki działalności kosmicznych miliarderów. Teraz nagle okazało się, że takie systemy, jak konstruowany przez nas, są niezbędne.
My, jako Creotech, wspólnie z Instytutem Technicznym Wojsk Lotniczych, jesteśmy chyba jednym z pierwszych podmiotów, który wystartuje z takim projektem. Europejska Agencja Kosmiczna dosłownie miesiąc po złożeniu naszej propozycji również ogłosiła konkurs na podobne rozwiązanie, tylko opierające się na radarach. W naszym przypadku będzie to system laserowy.
Być może zadam naiwne pytanie, ale… jaki właściwie wpływ mają kosmiczne śmieci na naszą ziemską egzystencję?
Dużo większy niż jesteśmy w stanie sobie na co dzień uświadomić.
Oczywiście nic z tych małych obiektów do nas nie spadnie, bo spalają się one w atmosferze.
Natomiast jeśli spojrzeć pod względem tego, na czym nasze ekonomia bazuje na Ziemi, to w znacznej mierze wysuwają się trzy czynniki. Pierwszy to telekomunikacja, mamy ją zapewnioną dzięki satelitom. Drugi to nawigacja. Nie zastanawiamy się nad tym na co dzień, ale działa ona dzięki danym satelitarnym. Trzeci obszar to obrazowania satelitarne, związane na przykład z prognozami pogody albo szacowaniem zagrożeń powodziowych.
Amerykanie jakiś czas temu przeprowadzili badanie, w którym pokazali, że w ciągu dnia przeciętny obywatel USA używa danych satelitarnych średnio osiemdziesiąt razy. Przez cały dzień korzysta albo z łączności satelitarnej, albo z nawigacji.
Proszę sobie wyobrazić, że takie kosmiczne śmieci zagrażające satelitom, mogą wyłączyć znaczną część usług dostarczanych nam przez satelity. W najgorszym przypadku może nastąpić proces lawinowy, tak zwana reakcja Kesslera.
Zobacz także
To znaczy?
Jeden śmieć kosmiczny powoduje uszkodzenie jednego satelity, ale ten satelita rozpada się na przykład na dziesięć tysięcy śmieci. Te dziesięć tysięcy zagraża kolejnym satelitom. Naukowcy pokazali, że takie zderzenia przy większym zagęszczeniu obiektów na orbicie będą się zdarzały i mogą doprowadzić do całej lawiny kolejnych zdarzeń. Jeśli takiej lawiny nie udałoby się opanować to… nawet wszystkie satelity na orbicie mogłyby zostać zniszczone.
Przez jeden centymetrowy obiekt.
To jest coś, co przeraża w tej chwili Amerykanów. Wystarczy tylko jeden taki incydent i może on spowodować wyłączenie całej sieci satelitów na orbicie. Stracilibyśmy wtedy dostęp do wszystkich usług, o których mówiłem wcześniej.
Mało tego - orbita ziemska stałaby się wtedy wyłączona na kilkadziesiąt lat z jakiejkolwiek użyteczności, bo tych śmieci w wyniku takiej superreakcji łańcuchowej byłoby tak dużo.
O lotach w kosmos trzeba byłoby zapomnieć być może nawet na pięćdziesiąt lat.
Porażające i chyba nie ma w takim razie co zwlekać. Czy została już podjęta współpraca z jakimś międzynarodowym podmiotem w celu wdrożenia waszego systemu?
Na pewno sama technologia w ramach tego projektu, który realizujemy z Instytutem Technicznym Wojsk Lotnicznych, nie jest na tyle dojrzała, żeby ją zaimplementować jeden do jednego w przyszłości w ramach jakichś polskich systemów.
To, w co celujemy, to nawiązanie współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną i wypróbowanie samej technologii na jej satelitach. Stanie się to możliwe w okolicach 2025-2028 roku, gdy projekt będzie na odpowiednim poziomie zaawansowania.