W Polsce nie da się zarabiać na nauce? Jedna uczelnia tylko w zeszłym roku zarobiła na licencjach 10 mln zł
W Polsce panuje przekonanie, że nie zarabia się na nauce. Studenci mają zakuwać i zdawać egzaminy, doktoranci mają publikować, a profesorowie dbać o prestiż. Komercjalizacja osiągnięć naukowych to domena zachodnich uniwersytetów, a nie polskich, skostniałych uczelni.
15.02.2018 | aktual.: 16.02.2018 11:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
To prawda, że do poziomu Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych brakuje nam jeszcze sporo. Tam uczelnie (często prywatne) ściśle współpracują z biznesem od dziesiątek lat, naukowcy i przedsiębiorcy mówią wspólnym językiem, a rządy zdają sobie sprawę, że jedno bez drugiego nie może istnieć.
- W Polsce zaczyna się to zmieniać – mówi w rozmowie z WP Tech Jacek Sztolcman, kierownik Inkubatora Uniwersytetu Warszawskiego działającego przy Uniwersyteckim Ośrodku Transferu Technologii UW, - w aspekcie współpracy nauki i biznesu, nie jesteśmy może jeszcze na tym samym poziomie co kraje zachodnie, ale zmiany są widoczne. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w pełni rozwijać możemy się dopiero od 1989.
Zachód na nas nie poczeka
Oczywiście, jeśli wziąć pod uwagę zmiany jakie zaszły w Polsce od obalenia komunizmu, to jesteśmy jednym z najszybciej rozwijających się krajów na świecie. Z tym, że reszta świata, a zwłaszcza jej naukowa cześć, idzie własnym tempem i na nas nie czeka. Jeśli studenci i młodzi ludzie, którzy mogliby u nas zakładać innowacyjne firmy nie znajdą takiej możliwości, to zrobią to na Zachodzie. My za to przeczytamy, że kolejny Polak opatentował genialny wynalazek tylko, że zrobi to w ramach niemieckiej czy amerykańskiej firmy.
Młodzi ludzie, którzy żyją w wolnej Polsce z nieograniczonym dostęp do zagranicznych mediów chcą mieć takie same szanse i możliwości jak ich rówieśnicy na Zachodzie. Mało ich interesuje, że 10 lat przed ich narodzinami skończył się w Polsce komunizm. Oni żyją przyszłością.
Inkubator Uniwersytetu Warszawskiego
Właśnie dla nich powstał Inkubator Uniwersytetu Warszawskiego. To unikalne miejsce w skali kraju postawiło sobie ambitny cel wychowania studentów w duchu przedsiębiorczości i odwagi do podejmowania wyzwań. A tym, którzy mają naprawdę wyjątkowe i obiecujące pomysły Uniwersytet pomoże opatentować wynalazek i rozkręcić firmę i jeszcze uwiarygodni go swoim symbolem. I chce za to tylko 10 proc. od przyszłych zysków.
- Inkubator UW to miejsce dla studentów, którzy mają pomysły, ale nie wiedzą jak je zrealizować – tłumaczy szef Inkubatora. – Mało tego, to miejsce nawet dla tych którzy nie mają pomysłów ale po prostu chcą coś robić. Oferujemy im miejsce do pracy, bazę ekspertów, kontakty, szkolenia, granty i ścieżkę rozwoju. Z tego co wiem to jedyne tak duże miejsce tego typu w naszym kraju.
- Ale co wy z tego będziecie mieć – pytali podobno z niedowierzaniem studenci gdy dowiedzieli się, że jest miejsce w którym mogą za darmo zdobywać praktyczne umiejętności i otrzymać wsparcie ekspertów. Widać, że nieufność wobec instytucji państwowych jest silna nawet w najmłodszym pokoleniu. Ale właściwie, to co taki Inkubator UW będzie z tego mieć? Odpowiedź brzmi: nic. Przynajmniej nic wymiernego, bo to nie wymiernych skutków oczekuje. Inkubator jest częścią procesu dydaktycznego uczelni, więc której celem jest kompleksowe kształcenie młodych ludzi.
Inkubator Uniwersytetu Warszawskiego różni się od ogólnie znanych inkubatorów przedsiębiorczości. Nie skupia się bowiem na biznesie i start-upach. Skupia się na ludziach.
- Jeśli student, który przyjdzie do nas z pomysłem zmieni go kilkukrotnie albo całkowicie go porzuci, to nasze zadanie jest wykonane – mówi Jacek Sztolcman. – My chcemy zachęcić studentów do działania, do otwartego i przedsiębiorczego myślenia.
Powstają tu bardziej i mniej poważne projekty
W tym celu w Inkubatorze UW studenci mogą uczyć się nowych umiejętności takich jak programowanie czy budowa robotów, praca w zespołach, prezentacja, negocjacje, marketing. Jednym słowem pełen komplet umiejętności potrzebnych, aby pewnie wejść w świat biznesu. Mogą rozwijać projekty nie tylko związane stricte z nauką i technologią, ale wszystkie jakie przyjdą im do głowy. Tak powstały takie projekty jak Exquisite - wzorzyste podszewki do marynarek czy PassWorld – centrum tanich podróży po Świecie.
Dla naukowych projektów przygotowana jest natomiast ścieżka rozwoju, która prowadzi od pomysłu do jego komercjalizacji. Tym etapem nie zajmuje się już Inkubator UW, aleUniwersytecki Ośrodek Transferu Technologii. To właśnie tu powstały takie firmy jak Warsaw Genomics, której nowatorskie testy genetyczne, badające ryzyko zachorowania na raka, kosztują 400 zł zamiast 2000 euro (8355 zł), czy RDLS oferująca nowatorskie rozwiązania w oczyszczaniu gleb przy wykorzystaniu mikroorganizmów. Natomiast jednym z najsłynniejszych przykładów skutecznego transferu technologii do świata biznesu jest opracowana na UW metoda przedłużenia trwałości mRNA. Stosowana jest ona w terapiach onkologicznych, a umowy licencyjne z firmami farmaceutycznymi na jej wykorzystanie opiewają już na 670 mln dolarów,
- Zgodnie z naszym założeniem nauka nie ma służyć wyłącznie publikacji prac naukowych, a pchaniu gospodarki i cywilizacji naprzód – mówi szef Inkubatora UW. – Robimy to na różne sposoby. Z jednej strony zachęcając niezdecydowanych, z drugiej przyciągając zagraniczne firmy do współpracy. W idealnej sytuacji nauka i biznes będą pracować ze sobą ręka w rękę, ale w tym celu musimy jeszcze zmienić sposób myślenia o nauce w Polsce. Za nami dopiero rok działalności, ale nasze sukcesy pokazują, że jesteśmy na najlepszej drodze do tego.