Parada wojskowa w Pekinie. Pokaz chińskiej siły i aspiracji
80. rocznica kapitulacji Japonii i zakończenia II wojny światowej na Dalekim Wschodzie stała się dla Chin okazją do demonstracji siły i aspiracji. Defiladę z udziałem 12 tys. żołnierzy i pokazem sprzętu Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej oglądali goście z 26 krajów, w tym Władimir Putin. Jaki przekaz niesie dla świata pokaz chińskiej broni i wojskowej potęgi?
Chińska defilada wojskowa, strój prezydenta Xi Jinpinga, nawiązujący do stylizowanego na wojskowy mundur ubioru przewodniczącego Mao Zedonga, głoszone przez chińskiego prezydenta hasła czy lista zagranicznych gości to jasny sygnał, że wraca stare – czyli podział świata według reguł pamiętających zimną wojnę.
– Naród chiński stoi po właściwej stronie historii – stwierdził podczas wystąpienia Xi Jinping. Nie były to puste słowa: stała za nimi demonstracja militarnej potęgi, nowych rodzajów broni, a zarazem dowód na długą drogę, jaką przebyła Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza.
Stereotyp licznych, ale mało nowoczesnych sił zbrojnych wyposażonych w licencyjne wersje radzieckiej broni czy kopie starszego sprzętu z Zachodu nie odpowiada dziś rzeczywistości. Chiny nie tylko samodzielnie opracowują nowoczesną broń, ale – częściowo kosztem Rosji – stały się jej ważnym eksporterem, a niektóre wzory uzbrojenia stawiają Pekin w gronie producentów najbardziej zaawansowanej broni świata.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Doświadczanie wydarzeń muzycznych w XXI w. | Historie Jutra
Mobilne lasery
Za jej przykład można uznać bojowe lasery, jak – najbardziej okazały z pokazanych w czasie defilady – LY-1. Umieszczony na ośmiokołowym podwoziu system przypominał laser widziany już wcześniej na chińskich okrętach, jak jednostka desantowa typu 071.
Przeniesienie lasera z pokładu okrętu na mobilne, kołowe podwozie wymagało rozwiązania szeregu problemów, związanych choćby z wydajnym źródłem zasilania dla takiej broni. Jak poradzili sobie z tym Chińczycy? Na razie nie wiadomo, bo możliwości LY-1 pozostają w sferze domysłów i spekulacji.
Pociski międzykontynentalne
Obok futurystycznych laserów czy pokazanej podczas defilady broni hipersonicznej, jak pociski YJ-19, Chiny pokazały także część swojego arsenału jądrowego. Tworzą go m.in. najnowsze pociski DF-61 i opracowane wcześniej, ujawnione w 2017 r., DF-41.
To broń umieszczona na podwoziach TEL (transporter erector launcher) typu HTF5980 – 16-kołowych pojazdach o masie szacowanej na nawet 150 ton. Sam pocisk DF-41 ma 22 metry długości, waży ok. 80 ton i może przenieść 10-głowicowy ładunek (MIRV) na odległość nawet 15 tys. km.
Postęp, jaki stał się udziałem Państwa Środka w dziedzinie pocisków międzykontynentalnych, idzie w parze z gwałtownym rozwojem chińskiego arsenału jądrowego. Przez dziesięciolecia Pekin utrzymywał go na najniższym możliwym poziomie kilkudziesięciu głowic, który gwarantował Chinom zdolność do atomowego odstraszania, ale nie rzucał wyzwania atomowym mocarstwom.
Podejście Pekinu zmieniło się diametralnie – w ciągu zaledwie kilku ostatnich lat zbudował setki silosów (nawet do 500), budując nowe pola silosów Hami, Yumen i Hanggin Qi. W rezultacie chiński arsenał jądrowy bazujący na lądzie może już przewyższać amerykański – Pentagon ma do dyspozycji ok. 450 silosów, w których znajdują się stare pociski Minuteman III.
Choć większość amerykańskich głowic znajduje się na okrętach podwodnych, również i w tej dziedzinie Chiny szybko nadrabiają zaległości, budując m.in. boomery (okręty podwodne z napędem jądrowym, przenoszące pociski z głowicami atomowymi) typu 094 i projektując już ich następców – okręty typu 096.
Chiny nie muszą już kopiować
Także w przypadku broni konwencjonalnej Pekin nie szczędzi środków na rozwój. Siły powietrzne przechodzą generacyjną wymianę sprzętu – stare samoloty są zastępowane produkowanymi seryjnie maszynami 5. generacji, a ich przyszłością wydają się konstrukcje takie, jak choćby pokazany podczas defilady J-20S czy nowy, morski AWACS KJ-600.
Liczebnie i jakościowo rozwija się również chińska marynarka wojenna. Uwagę świata zwracają przede wszystkim oddawane do służby spektakularne okręty, jak lotniskowce, jednak eksperci – jak choćby Paweł Behrendt z Klubu Jagiellońskiego – zwracają uwagę, że Chiny nie muszą kopiować amerykańskiej koncepcji, stawiającej lotniskowiec w roli głównej siły uderzeniowej, osłanianej przez pozostałe typy jednostek.
Pogląd ten podziela brytyjski think tank IISS (The International Institute for Strategic Studies), według którego trzonem chińskich sił uderzeniowych na morzu mogą stać się nie lotniskowce, ale największe na świecie w swojej klasie niszczyciele rakietowe. Okręty typu 055 o wyporności 13 tys. ton, mające na pokładach 112 uniwersalnych wyrzutni pionowego startu, mogą przenosić w nich m.in. pociski balistyczne YJ-21.
To hipersoniczna broń, którą z dystansu 1,5 tys. km można zaatakować zarówno amerykańską flotę, jak również infrastrukturę i bazy wojskowe, w tym kluczowe instalacje na wyspie Guam. Okręty lotnicze zostałyby w takim przypadku sprowadzone do roli jednostek zapewniających powietrzną ochronę.
Tajwan w niebezpieczeństwie?
Uwagę zwracają także nowe wzory sprzętu dla sił lądowych. W ich przypadku znamienny jest rozwój sprzętu, który wydaje się optymalizowany do ataku na Tajwan, jak choćby pływający bojowy wóz piechoty czy nowy czołg ZTZ-20.
Choć jest on słabiej uzbrojony od współczesnych czołgów podstawowych, jego ważną zaletą jest niska masa, szacowana na 35-40 ton. To cecha istotna podczas operacji desantowych, co zauważyli również Amerykanie, "odchudzając" z ciężkich czołgów Abrams swój korpus piechoty morskiej, na czym – kupując wycofany sprzęt – skorzystała Polska.
Potęgę wyrażoną przez pokaz nowych broni zawsze można zakwestionować, wskazując, że jest to sprzęt niesprawdzony w walce. Tę kwestię Pekin również ma już za sobą. Starcia pomiędzy Indiami i uzbrojonym w chińską broń Pakistanem pokazały, że techniczna przewaga w dziedzinie wojskowości, którą przez dekady cieszył się Zachód, należy już do przeszłości.