Ośmiolatek zarabia miliony na YouTubie. To dla mnie naprawdę niepokojące
Świat obiegła informacja, że ośmiolatek zarobił na YouTube 22 miliony dolarów w ciągu roku. To imponująca suma, zważywszy na wiek i tematykę kanału, opierającego się na recenzowaniu zabawek. Budzi to jednak pewne moje wątpliwości.
06.12.2018 | aktual.: 07.12.2018 16:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeżeli media społecznościowe dały ludziom zestaw nowych możliwości, to najbardziej eksploatowanym jest możliwość niemal całodobowej transmisji ze swojego życia. Coś jak "Truman Show", z tą różnicą, że bohaterowie wiedzą, nawet zabiegają o to, by stale pozostawać na świeczniku. W końcu jeśli nie ma cię w sieci, to nie istniejesz.
Ponieważ kapitalizm nie znosi próżni, a hobby to ładne określenie na czynność, którą wykonujemy za darmo, do wszelkiej maści vlogerów i youtuberów zaczęły spływać kontrakty reklamowe, a wraz z nimi, strumień pieniędzy. Nie na darmo oglądają cię miliony, żebyś robił to za nic.
Spójrzmy na drugie miejsce rankingu "Forbes" – zajął je Jake Paul. Vloger, osoba znana z ekscentrycznych wybryków oraz ulubieniec dzieciaków. Jego filmy mają status kultowych wśród nastolatków, co wprawnie wykorzystuje, reklamując swoje gadżety w każdym z filmów. Jake ma jednak 21 lat, a co za tym idzie - zdolność prawną. Jest dorosły i jeśli trzeba, mógłby w jakiś sposób pokierować swoją karierą. Niezależnie, ilu inwestorów i menadżerów znajduje się za jego plecami.
Zobacz też: Walki w klatkach patostreamerów
Czy to samo może zrobić ośmioletnie dziecko? Nie sądzę. Może być za to postrzegane jako lep na pieniądze – w końcu cukier, słodkości i różne śliczności są jednymi z tych rzeczy, które zawsze są popularne w sieci. I taki właśnie jest Ryan – to urocze dziecko, którego radość z zabawek jest jak balsam na styranych życiem i pracą ludzi.
Pierwsze filmy z nim w roli głównej pojawiły się już trzy lata temu. Widać, że w 2015 roku był to świeży format, bo z tamtego okresu mają po 55 milionów wyświetleń. Nowsze materiały mają od kilkuset tysięcy do kilku milionów. Za to wszystkie mają ponad 25 miliardów. Zebranie takiej liczby nie powinno dziwić, bo Ryan rozpakowywał zabawki na kilkuset filmach.
Czy to jednak nie jest już praca?
I to taka, która powinna być regulowana? Posunę się dalej i stwierdzę, że nawet zabroniona poniżej pewnego wieku.
Jasne, dzieci często dostają prezenty, a ich radość potrafi być euforyczna. Przepuśćmy go jednak przez youtube'ową logikę. Algorytm serwisu musi być karmiony materiałami regularnie, najlepiej o odpowiedniej długości, żeby można było też ustawić reklamy. Do tego dochodzą walory techniczne, udźwiękowienie, oświetlenie czy montaż. Wszystko to składa się na spory nakład zarówno dla taty Ryana, jak i dla niego samego. Zebranie 17 milionów subskrybujących to nie zabawa i wrzucanie materiałów kiedy się chce. W 2018 roku to zwyczajna praca, w którą zaangażowanych jest kilka osób - nie tylko bohater i operator.
Nie twierdzę, że ojciec-producent nie zainwestuje w przyszłość syna. Bardziej niepokoi mnie inny fakt – kanał ośmiolatka jest symptomem czegoś, co określam mianem monetyzacji dzieciństwa. Termin ten nie tyczy się tylko i wyłącznie tego kanału, ale każdego rodzica, który zarabia na swoich pociechach, pisząc o ich wychowaniu na blogu, dzieląc się parentingowymi radami. Satyryczny serwis Clickhole najlepiej przedstawił ten mechanizm w swoim artykule o wiele mówiącym tytule "Nie mogłam zaakceptować autyzmu mojego syna, dopóki nie zaczęłam zarabiać na nim przez blogowanie". Przekucie rodzicielstwa w biznes - to dopiero przedsiębiorczość.
To oczywiście nie jest jedyny przykład. Jednym z hitowych trendów tego gatunku jest aranżowanie scen, w których pociechy wydają pieniądze swoich rodziców na np. V-bucksy, waluty z gry "Fortnite". Szydło szybko jednak wychodzi z worka, na końcu wszystko się wyjaśnia, a rodzina znowu jest w komplecie, kochająca się i zgrana. Zupełnie jak w rodzinnym sitcomie, gdzie problemy rozwiązują się w przeciągu jednego odcinka.
Wszystko jest ukartowane do granic możliwości. Po dzieciach często widać, że są w jakiś sposób "prowadzone" przez rodziców. Zresztą nagrywanie, jak podbiera się pieniądze z konta opiekuna, również wygląda nie do końca szczerze. By nie powiedzieć absurdalnie. Ludzie jednak to kupują, bo wyświetlenia potrafią przyprawić o zawrót głowy. Cynizm rodziców nie przebija się spod pancerza uroku ich pociech. A póki trwa, trzeba wrzucać co kilka dni kolejne wideo, w których drętwo oskryptowane sytuacje ratują rzecz jasna dzieci ze swoim urokiem. W końcu to one są cały czas na świeczniku regularnie wydawanych materiałów.
Zobacz Też: Brzydka strona YouTube'a
W Polsce również możemy spotkać się z youtuberami, którzy tworzą vlogi z "codziennego" życia. Mało w tym jednak spontaniczności, a więcej mówienia o sobie, recenzowania jedzenia i tworzenia jakiegoś dziwnego wizerunku dobrego opiekuna, który każdy swoją myśl i krok musi nagrać, a potem opublikować.
Rozumiem, dlaczego ludzie decydują się na postawienie swoich dzieci przed kamerą. Wyświetlenia udowadniają, że to bardzo intratny biznes. Co się stanie, kiedy bohaterowie wyrosną ze swojego głównego atutu? Będą znani w szkole jako ci, którzy rozpakowywali zabawki przez kilka lat przed kamerą? Albo brali udział w nieśmiesznych, ustawionych sytuacjach, które są jakąś koszmarną karykaturą zwykłego życia? Zapytano kiedyś jednego rodzica, który zbija kapitał na swojej córce, czy nie boi się, że kiedyś przyjdzie jej sporo zapłacić za obecny "fejm".
"Przyjdź do mnie i Emilii za 10 lat. Zapiszę sobie w kalendarzu i wtedy zobaczymy" – odpowiedział dziennikarzowi. Sprytnie ale nijak się ma do odpowiedzialności, o której piszę.
Mozart też zaczął wcześnie swoją karierę. Podobnie jak Britney Spears czy Justin Timberlake. Ostatniej dwójce jakoś udało się wyjść na prostą, choć w przypadku Britney nie obyło się bez perturbacji. Gorzej było z Jakem Lloydem, który wcielił się w małego Anakina Skywalkera w "Mrocznym widmie". Nie wytrzymał stresu sławy i ciągłego tłamszenia przez rówieśników. W wieku 12 lat porzucił aktorstwo, w 2016 roku leczył się w oddziale zamkniętym. Nie wszyscy wychodzą na prostą po zostaniu bożyszczem tłumów w wieku kilku lat.