YouTube 2.0 po polsku czyli patostreamerzy tłuką się w klatce
Weekend spędziłem na gali MMA patostreamerów. To ludzie którzy swoją wątpliwą sławę zawdzięczają transmisjom maratonów alkoholowych, a społeczność budują za pomocą bluzgów. W Koszalinie spotkali się na ringu.
Kiedy w sobotni wieczór miałem do wyboru protest w obronie wolnych sądów lub oglądanie na Instagramie relacji znajomych z koncertu Beyonce, ucieszyłem się, że moja naczelna wysłała mnie do Koszalina na galę Fame MMA. Choć prym w Polsce wiedzie KSW (konfrontacja sztuk walk) to takich gal, mniejszych lub większych przybywa w Polsce jak grzybów po deszczu. Są to wydarzenia raczej lokalne, z widownią zależną od liczby mieszkańców miasta, w którym się odbywają.
Gala Fame MMA jest wydarzeniem typu freak fight, czyli w oktagonie (ośmiokątnej klatce okalającej ring) zobaczymy bijących się celebrytów. Nie ma tu podziału na kategorie wagowe, a tym bardziej nie można liczyć na doświadczenie zawodników. Wydarzenie w Koszalinie skupiło się na gwiazdach YouTube’a, a dokładniej na tzw. patostremarach.
Ich sława to pochodna pitego podczas internetowych transmisji alkoholu, wzajemnego poniżania, bicia i obrażania na żywo w internecie. Jak się okazuje, ta nisza YouTube’a w Polsce ma wielu fanów, a ludzie są gotowi swoim ulubieńcom przesyłać pieniądze, aby imprezy w ich domach trwały w najlepsze.
Walką wieczoru miało być starcie Daniela "Magicala" Zwierzyńskiego (280 tys. subskrybentów na YouTube) z Adrianem "Polakiem" Polańskim (45 tys. subskrybentów). "Magical" jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich patostreamerów. Na temat jego fenomenu powstają już doktoraty, licencjaty i magisterki na rodzimych uniwersytetach. Tę walkę organizator zachował na sam koniec, jako wisienkę na torcie. Ja tego tortu musiałem posmakować i – przyznaję - nie był to najlepszy tort.
Właściwy człowiek w niewłaściwym miejscu
Sama gala od początku wyglądała bardzo skromnie. Choć Koszalin doczekał się hali sportowo – widowiskowej z prawdziwego zdarzenia, to trybuny świeciły pustkami, nawet w trakcie walk wieczoru. Pełny był za to sektor VIP, gdzie zasiedli YouTuberzy ze swoją świtą. Gwiazdy programów takich jak "Warsaw Shore" czy też "EX na plaży". Co chwila ktoś robił sobie z kimś zdjęcie, a ja zachodziłem w głowę, kim jest ten człowiek i dlaczego go nie znam? Wszak staram się być na bieżąco.
Momentami emocje na gali przypominały te ze zlotu hodowców gołębi, jednak kubatura niektórych gości imprezy wskazywała na fanów używek sportowych, kreatyny, białka i aminokwasów. Z racji mojej lichej muskulatury, oraz niewygolonych boków głowy ludzie spoglądali na mnie dość podejrzliwie, a moje najnowsze oprawki Hermesa nie robiły na nikim wrażenia. Jedynie organizatorzy docenili obecność mojej osoby. Bez podawania im szczegółowych danych otrzymałem opaskę: all access.
Zabiłbym za taką opaskę na koncercie Beyonce albo w trakcie manifestacji KOD-u. Niestety, na gali Fame MMA nawet backstage świecił pustkami i w niczym nie przypominał tego, co dzieje się podczas gal KSW.
Wszystko dla beki
Ale coś tych ludzi, tę garstkę musiało tu ściągnąć. Przy stoisku z piwem zagaduję do dwóch chłopaków w koszulkach "Team Magical". Jako wnikliwy obserwator od razu zmieniam taktykę i nie pytam komu kibicują. Rozmowa zaczyna się od pytania: czy jestem od Michnika? I czy wiem jaki kapitał reprezentuje Wirtualna Polska? Na szczęście dzięki mojemu urokowi osobistemu mogę oddalić te pytania i wrócić do meritum.
Chłopaki oglądają Magicala dla beki, przelewają mu co jakiś czas pieniądze dla beki, koszulki też sobie zrobili dla beki, przyjechali z Łodzi do Koszalina również dla beki.
Czmycham w kierunku sektora VIP. Pytam się jednego ze znanych YouTuberów (1,7 mln subskrybentów), co go tu przywiodło, bo wiem, że akurat on jednak sławę zyskuje tworząc mniej lub bardziej wartościowy kontent. - Wiesz, to jest vox populi, ludzie chcą to oglądać bo dzięki temu, czują się lepsi, że sami nie są aż taką patolą, że ktoś jest gorszy. Ja tu jestem, bo jest to wydarzenie branżowe, trochę dla beki, trochę dla fejmu. Ludzie zawsze lubią oglądać, jak inni się biją, a co dopiero jak jeszcze ich znają i czują z nimi jakąś więź.
Amatorzy w klatce
Trudno się nie zgodzić, wszak już starożytni uwielbiali oglądać rzeź niewolników i pojedynki gladiatorów. Ci współcześni są po prostu trochę mniej spektakularni, bo większość pojedynków Fame MMA to walki przypominające te pod nocnym sklepem.
Walki są do tego stopnia amatorskie, że w pewnym momencie w ringu pojawia się dwóch zawodników, których różnica wagowa wynosi ponad 40kg (sic!). W profesjonalnym sporcie taka różnica jest nie do pomyślenia. Jednak młody Dawid długo się broni przed Goliatem i wytrzymuje do drugiej rundy, co publiczność nagradza ogromnym aplauzem. “Wiewiór, Wiewiór, Wiewiór!” niesie się po sali i pierwszy raz można poczuć namiastkę sportowej atmosfery.
Widownia na trybunach to głównie bardzo młodzi ludzie, gimnazjaliści i licealiści. Mocno to kontrastuje z sektorem VIP, gdzie można uświadczyć sporych rozmiarów dżentelmenów w towarzystwie pań w szpilkach i kusych spódniczkach. Całość przypomina mi szkolne przedstawienie z nieco większym budżetem i lekką dawką brutalności.
W połowie gali w oktagonie pojawiają się rycerze, przygotowania do ich walki trwają dobrych kilka minut. W tym czasie cała hala zamiera w ciszy, tak jakby zaraz miało się wydarzyć coś niebywałego. Walka się rozpoczyna, niestety rycerze nie mogą się wzajemnie pozabijać, więc tę mękę publiczności i wojów kończą ograniczenia czasowe pojedynków.
Dużo emocji, mało sportu
Przerwy między pojedynkami uświetniają artyści: Malik Montana i Letni Chamski Podryw. Jeśli ktoś nie zna ich twórczości, ale ma w rodzinie ucznia gimnazjum warto się jego podpytać. Występy nie cieszą się jednak popularnością, większość gości traktuje je jako przerwę na papierosa.
Po długich oczekiwaniach w Oktagonie pojawia się Daniel Magical, wchodzi w rytm piosenki z czołówki Gumisiów. Daniel w trakcie streamingów swoich libacji, często przyrządzał tzw. gumisiowy sok, czyli wlewał do wiadra wszelkie rodzaje alkoholu i energetyki, po wypiciu których poniżał swoją matkę i jej konkubenta. Na tym wszak polega patostream, coś się dziać musi, nie można tylko pić w nieskończoność alkoholu.
W końcu na gali zaczyna panować lekkie poruszenie, to ewidentnie Magical jest ulubieńcem publiczności, tej spragnionej krwi, potu, łez i walki. Niestety doczekałem się wyłącznie potu. Zawodnicy w trzeciej rundzie słaniają się już na nogach. Daniela ewidentnie pokonał niehigieniczny tryb życia i maratony alkoholowe. Walkę wygrywa więc Adrian "Polak" Polański.
Organizatorami gali byli Wojtek Gola, znany z Warsaw Shore oraz patostreamer Michał "Boxdel" Baron (1,3 mln subskrybentów). Boxdel również pojawił się w klatce i pokonał Jakuba “Guzika” Szymańskiego w ostatniej walce wieczoru. Uświetnieniem imprezy było after party w klubie Kosmos, ale tej przyjemności postanowiłem sobie oszczędzić.
Już po wszystkim?
Po gali zamieniam kilka słów z Boxdelem, jednym z organizatorów wydarzenia. Na pytanie dlaczego patostreming, jest takim fenomenem, uzyskuje prawie zawsze tę samą odpowiedź. - Ludzie to traktują trochę jak zoo, jak "Trudne sprawy" w TVN-ie, chcą się poczuć lepiej, że u kogoś jest większa patologia.
Boxdel dodaje też, że lubimy podglądać, a skoro jest popyt jest i podaż. Na pomysł organizacji gali wpadli z Wojtkiem Golą, chcieli spieniężyć popularność patostreamerów. W ich środowisku często dochodzi do spięć i wzajemnych bluzgów. Dlaczego by nie dać szansy chłopakom, aby wyjaśnili nieporozumienia w realu?
Na samej gali pojawiło się około 1500 osób. Jeśli chodzi o widzów w internecie, Boxdel nie chciał mi zdradzić ile osób oglądało galę, jednak dodał, że w trakcie jej trwania musieli dokupić dodatkowe serwery. Nie ukrywał też, że dla niego gala okazała się bardzo opłacalna, a kiedy powiedziałem mu, ile ja zarobię za swój tekst, zaprosił mnie na jajko na twardo.
Następna gala ma się odbyć w Warszawie. A ja muszę przyznać, że Boxdel zrobił na mnie pozytywne wrażenie i wcale nie stoi mi za plecami ze swoimi kolegami kiedy to piszę. Cała gala to jednak bomba, która okazała się niewypałem - zamiast sportowego święta obejrzałem niezbyt porywającą imprezę z dużymi aspiracjami.