Obojętność dobrych ludzi: tolerujemy ogrom cierpienia, byle kupić nowego smartfona

Skąd się biorą smartfony? W idealnym świecie byłyby rezultatem radosnych uniesień pana smartfona i pani smartfonowej. W tym naszym wyłaniają się z piekielnego kotła śmierci, przemocy i niewoli. Aby powstał telefon, ludzie są zabijani, gwałceni i okaleczani. A ponieważ jesteśmy zakłamanymi hipokrytami, nikomu to nie przeszkadza.

Obojętność dobrych ludzi: tolerujemy ogrom cierpienia, byle kupić nowego smartfona
Źródło zdjęć: © Smithsonian, SI.edu
Łukasz Michalik

06.12.2017 02:13

Rycerz Zakonu Ortalionu wygląda, jakby właśnie wyskoczył z literackiego debiutu Doroty Masłowskiej. Jest łysy, napakowany i nadrukiem na koszulce ogłasza światu, że pomści Wołyń. Dla ciebie jest na razie uprzejmy – jako jedyna osoba stojąca wieczorową porą na przystanku jesteś potencjalnym kontrahentem. Rycerz proponuje transakcję – parę stów za iPhone'a prawie nówkę. Bez pudełka, papierów i z zablokowanym ekranem, ale to przecież i tak okazja. Bierzesz?

Nie weźmiesz, prawda? Już nawet nie chodzi o tę nieszczęsną blokadę, co o świadomość, że słuchawka jest jeszcze ciepła od policzka poprzedniego właściciela. Pewnych rzeczy się po prostu nie robi.

Chcesz przytaknąć? Daruj sobie, bo nie jesteś lepszy. Dres wyklęty skroił jakiegoś dzieciaka. Ty, kupując smartfona w sklepie, sfinansowałeś wojnę na odległym kontynencie. Choć nie biegasz po dżungli z kałasznikowem (wiecie, że Mozambik ma go nawet na swojej fladze?), to płacisz innym, by robili to za ciebie. Ręce masz czyste, ale cuchniesz trupem.

Aby poznać początek tej historii, musimy jednak cofnąć się w czasie i przenieść na inny kontynent.

Belgowie – rzeźnicy Konga

Trafiamy do roku 1904 i lądujemy w Kongu. Siedzący przed nami mężczyzna nazywa się Nsala. Wpatruje się w leżące przed nim przedmioty - to dłoń i stopa jego 5-letnij córki. Odcięli je Belgowie albo zatrudnieni przez nich tubylcy, bo Nsala nie wyrobił dziennej normy zbioru kauczuku. Oprawcy zamordowali następnie żonę Nsali, a także jego okaleczoną wcześniej córkę. Dziewczynka miała na imię Boali.

Obraz
© Alice Seeley Harris

Uwieczniony na zdjęciu mężczyzna jest wyjątkowy – fotografka Alice Seeley Harris utrwaliła jego cierpienie tak, że dotrwało do naszych czasów wraz z imionami najbliższych. Pozostałe 8 milionów zamordowanych przez Belgów Kongijczyków nie mogło liczyć nawet na to.

Co więcej, ponad wiek po tamtych wydarzeniach w Kongo ludzie wciąż cierpią z powodu eksploatacji bogactw naturalnych.

Bogactwo, które niesie cierpienie

Przekleństwem tego afrykańskiego kraju jest bowiem jego bogactwo. Kiedyś był nim kauczuk. Dzisiaj to rudy metali ziem rzadkich. Ich rozmieszczenie doskonale ilustruje słowa, że los nie jest sprawiedliwy, bo uzależnił naszą technologiczną cywilizację od zaledwie kilku surowców. Jak przed laty podstawą przemysłu była stal i węgiel, tak obecnie bez metali ziem rzadkich nie jesteśmy w stanie wyprodukować elektroniki.

Obraz
© United States Geological Survey

Choć co pewien czas pojawiają się sensacyjne doniesienia o odkryciu bogatych złóż a to na Grenlandii, a to pod Suwałkami, to w praktyce za większość światowej produkcji odpowiadają Chiny. Państwo Środka, gdyby tylko miało w tym jakiś interes, może niemal z dnia na dzień zatrzymać np. globalną produkcję akumulatorów. Przykro nam, Elon, Tesla dalej nie pojedzie.

Chiny są wprawdzie największym producentem, ale ponieważ złoża nie są rozmieszczone równomiernie, to na przykład 70 proc. globalnych zasobów koltanu znajduje się na terenie Konga. A bez koltanu (mieszanka kolumbitu i rud tantalu) nie ma kondensatorów.

Kopalnie w krainie bezprawia

Producenci koltanu nie muszą martwić się o zbyt – co wygrzebią z ziemi, zostanie wykupione na pniu. Problemem nie jest rynek, ale konkurencja, bo chętnych do zarabiania na cennych surowcach nie brakuje. Co więcej, większość zasobów koltanu znajduje się w kongijskich prowincjach Północne i Południowe Kiwu. Są to tereny niemal zupełnie pozbawione dróg, nad którymi kongijska władza centralna nie ma kontroli.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Zamiast niej sprawują ją różne uzbrojone bandy, rebelianci dorabiający do rozboju jakąś ideologię albo – jak przed laty – rwandyjskie wojska, które do eksploatacji surowców sprowadziły sobie własnych niewolników. . Przysłowie o dwóch bijących się i trzecim, który na tym korzysta, nie ma tu żadnego zastosowania, bo "trzecim" jest cierpiąca z powodu przemocy ludność cywilna.

Co dziesiątej zgwałconej kobiecie strzelono w waginę. Próbujemy rekonstruować waginy, odbyty, wnętrzności ofiar. To bardzo długi proces.
Dr Denis Mukwege, Bukavu, Demokratyczna Republika Konga

Gdyby Joseph Conrad żył w naszych czasach, pisząc "Jądro ciemności" lajkowałby wieści z Konga bez chwili wytchnienia.

Krwawe diamenty

Gdy lata temu podobna sytuacja dotyczyła diamentów, społeczność międzynarodowa potrafiła porozumieć się, podpisując tzw. pakt Kimberly – dokument ograniczający obrót cennymi świecidełkami wyłącznie do tych, pochodzących z legalnych źródeł.

Chcemy mieć pewność, że diament, który wkładamy na palec ukochanej osoby, nie był powodem odcięcia palca lub dłoni dziecku.
Peter Hain, brytyjski polityk

Z diamentami poszło łatwo – kojarzą się z dużymi pieniędzmi, ale tak naprawdę dla większości ludzi nie mają realnego znaczenia. Co więcej, tzw. "krwawe diamenty" to zaledwie około 4 proc. rynku. Z rudami metali ziem rzadkich jest inaczej.

Taniej u złodzieja

Pochodzenie surowców, z których produkowane są nasze elektroniczne gadżety, nie jest tajemnicą. Problem polega na tym, że nikt nie ma interesu w tym, aby zmieniać obecną sytuację, a firmy handlujące koltanem i dostarczające go do fabryk na całym świecie, umywają ręce, twierdząc, że kupują go w legalnych, kongijskich kantorach.

Obraz
© The Outsiders Club

To prawda. Wszystko odbywa się bowiem przy akceptacji lokalnych władz, które nawet, gdy nie kontrolują samego wydobycia, zarabiają na handlu surowcami. Szacuje się, że utrzymuje się z niego około jedna piąta mieszkańców kraju, w którym cena koltanu sięga 3 dolarów za kilogram. Ten sam koltan w Europie czy Stanach Zjednoczonych kosztuje 400 – 600 dolarów za kilogram.

Drobni przestępcy tysiące kilometrów dalej przemykają pod okiem dronów przełęczami Hindukuszu, przemycając na rynki Pierwszego Świata towar pierwszej potrzeby – heroinę. Ci, którzy zarabiają prawdziwe pieniądze, nie muszą tak ryzykować. Po co szmuglować heroinę, gdy można legalnie sprzedawać koltan?

Znane marki mają krew na rękach

Co więcej, nieliczne pozakongijskie źródła tego surowca – jak np. australijska kopalnia Wodinga – przestają istnieć. Zamknięto ją z powodów ekonomicznych. Mimo znacznie większej efektywności pracy, firma wydobywająca legalnie surowce nie ma szans, by konkurować z bandytami, dla których pracuje armia niewolników.

A przecież koltan to tylko jeden z kluczowych surowców. Nawet, jeśli udział wydobycia z kontrowersyjnych źródeł jest mniejszy, niż alarmują organizacje humanitarne (co zgłaszają niektórzy eksperci), to w kolejce czekają choćby kasyteryt, tantal czy wolfram. Albo nawet pospolita cyna, której legalni dostawcy nie nadążają za lokalnymi potrzebami rynku.

W znacznej mierze jest to naszą winą. Producenci elektroniki robią to, czego oczekują ich udziałowcy: w imię maksymalizacji zysku wyjaławiają całe połacie naszej planety, eksterminują gatunki, zabijają ludzi. Oczywiście działy PR słodką nowomową odwracają kota ogonem, ale fakty są miażdżące: trzymając w ręce smartfon prawie na pewno trzymamy przedmiot, którego powstanie zostało okupione cierpieniem ludzi.

Obojętność dobrych ludzi

Czy jest szansa, by to zmienić? Nasze – konsumenckie naciski sprawiają, że coraz więcej firm zaczyna zwracać uwagę, by unikać skojarzeń z krwawymi surowcami. Niektóre — jak choćby Apple — korzystają z zewnętrznych audytów, mających potwierdzić, że w łańcuchu dostaw nie ma wątpliwego etycznie ogniwa.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Pojawiają się również ograniczenia prawne, jak m.in. amerykańska ustawa Dodda-Franka, która wymusza na producentach sprzętu dokumentowanie, skąd pochodzą używane w produkcji surowce. Jej losy są jednak, po kilku latach od wprowadzenia, bardzo niepewne, bo licząca setki stron ustawa dotyczy głównie innych dziedzin gospodarki i jest uważana za hamulec amerykańskiego rozwoju. Prezydent Donald Trump wprost nazywa je katastrofą.

Dla triumfu zła potrzeba tylko, żeby dobrzy ludzie nic nie robili.
Irlandzki filozof, Edmund Burke

Sądząc po rezultatach, nic nie robiliśmy przez bardzo długi czas. A przecież to nie Trump, lobbyści czy nieudolni politycy kształtują nasz świat. To my wybieramy, jak ma wyglądać. Jak przystało na wzorowych konsumentów XXI wieku, kształtujemy go naszym portfelem.

To potężna broń. Warto używać jej świadomie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (126)