NATO zwiększy wydatki na obronność? Duda zaapelował do sojuszników

NATO zwiększy wydatki na obronność? Duda zaapelował do sojuszników

Ćwiczenia NATO w Polsce; zdjęcie ilustracyjne
Ćwiczenia NATO w Polsce; zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © GETTY | Sean Gallup
Karolina Modzelewska
13.03.2024 10:09, aktualizacja: 13.03.2024 13:10

Andrzej Duda chce, aby państwa NATO wydawały 3 proc. rocznego PKB na obronność. Namawia do tego sojuszników ze Stanów Zjednoczonych i Europy. Obecnie niewiele państw osiąga określony przez NATO pułap 2 proc., na co w rozmowie z WP Tech zwraca uwagę prof. Władimir Ponomariow, rosyjski opozycjonista i były minister w rządzie Federacji Rosyjskiej odpowiedzialny za gospodarkę. Dodaje też, że Rosja w 2023 r. na obronność wydała aż 7,1 proc. swojego PKB.

Andrzej Duda w artykule opublikowanym na łamach "The Washington Post" zwrócił uwagę, że "imperialistyczne ambicje Rosji i jej agresywny rewizjonizm popychają ten kraj w kierunku bezpośredniej konfrontacji z NATO z Zachodem, a ostatecznie całym wolnym światem". Przypomniał też, że Rosja przestawiła się na tory gospodarki wojennej, a "Władimir Putin stanowi największe zagrożenie dla pokoju na świecie od zakończenia zimnej wojny".

Prof. Władimir Ponomariow, rosyjski opozycjonista i były minister w rządzie Federacji Rosyjskiej odpowiedzialny za gospodarkę, w podobny sposób postrzega postać prezydenta Rosji. Jak przyznaje w rozmowie z WP Tech, w przypadku Putina "mamy do czynienia z bandytą i agresorem, który obecnie nie ma żadnych hamulców wewnętrznych, więc może chcieć iść dalej, zwłaszcza gdy nie będzie odczuwał hamulca ze strony NATO".

Ekspert podkreśla, że Putin negatywnie odnosi się nie tylko do uczestnictwa Polski, która świętowała niedawno 25-lecie dołączenia do NATO, ale i wszystkich krajów Europy Wschodniej w Sojuszu Północnoatlantyckim. - Wynika to z tego, że [red. Putin] patrzy na świat z perspektywy imperialnej. Jak sam powiedział, nie wie, gdzie kończy się Rosja, co znaczy, że nie widzi jej granic. Warto pamiętać, że rosyjscy imperialiści tradycyjnie patrzą na Europę Wschodnią jak na plac swoich wpływów - wyjaśnia prof. Ponomariow.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zwiększenie wydatków na obronność przez państwa NATO

Prezydent Polski na łamach amerykańskiego dziennika zaapelował do sojuszników z Ameryki i Europy, aby w obliczu narastających zagrożeń zwiększyć wydatki na obronność z ustalonego na szczycie NATO w Newport w 2014 r. poziomu wynoszącego co najmniej 2 proc. rocznego PKB do poziomu 3 proc. rocznego PKB. Wydaje się, że taki cel może być trudny do zrealizowania. Obecnie wiele państw NATO nie wywiązuje się z tego zobowiązania.

Kraje NATO w ostatnich dziesięcioleciach zapomniały, że świat jest zbudowany w znacznie bardziej skomplikowany sposób, niż mogło się to wydawać po upadku Związku Radzieckiego. Zaledwie dwa, czy trzy z nich wywiązywały się z planu wydawania 2 proc. swojego rocznego PKB na obronność, a w tym gronie była Polska.

prof. Władimir PonomariowInstytut Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego

Prof. Ponomariow podkreśla, że wciąż trwa intensywna dyskusja odnośnie tego, że poziom finansowania przemysłu zbrojeniowego w krajach NATO nie jest wystarczający, aby bronić się przed ewentualnym atakiem Rosji. - Kreml w 2023 r. wydał na obronność 7,1 proc. PKB (...). To pokazuje znaczną przewagę Rosji nad krajami NATO w tym zakresie - mówi.

Jego zdaniem Rosja po dwóch latach wojny z Ukrainą okazała się nawet silniejsza niż ta Rosja, która zaczynała wojnę. - Na jej [red. wojny] finansowanie przeznacza sto mld dolarów rocznie, a wszystkie kraje, które wchodzą w skład Grupy Ramstein razem z Ukrainą przeznaczają na ten cel 25 mld dolarów rocznie. Do tego dochodzi jeszcze ok. 20 mld dolarów na pomoc gospodarczą dla Ukrainy, ale i tak te dysproporcje są widoczne - argumentuje ekspert.

Rozmówca WP Tech jako przykład wciąż istniejących różnic między NATO i Rosją podaje produkcję pocisków artyleryjskich. Tych w 2023 r. sama Moskwa wyprodukowała ponad dwa miliony. - Do tego dochodzą dostawy rzędu 1,5 mln pocisków artyleryjskich z Korei Północnej, co daje blisko cztery miliony sztuk rocznie. Na Zachodzie nikt tyle nie produkuje. Oczywiście za kilka lat może się to zmienić, ale obecnie jest to spory problem. Dlatego państwa NATO powinny zmobilizować środki i ludzi, żeby produkować jak najwięcej amunicji i umacniać swój potencjał militarny - mówi prof. Ponomariow.

Kluczowa produkcja amunicji

Wojna w Ukrainie, która zdaniem sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberg "stała się bitwą na amunicję" obrazuje ogromne potrzeby w tym zakresie. Kijów regularnie apeluje do Zachodu o dostawy pocisków artyleryjskich kalibru 155mm. Są one wykorzystywane w precyzyjnej artylerii dalekiego zasięgu, w tym w polskich armatohaubicach Krab. Państwa NATO mają jednak ograniczone zapasy, które trzeba uzupełniać, tak samo jak i ograniczone moce produkcyjne. Do tworzenia nowych pocisków potrzeba nie tylko czasu, ale i znacznych inwestycji, na co zwrócił już uwagę europejski komisarz ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton.

Komisarz podczas swojej styczniowej wizyty w Estonii zapowiedział, że do końca 2024 r. Unia Europejska najprawdopodobniej będzie w stanie wyprodukować ponad 1,3 mln pocisków artyleryjskich, a w 2025 r. moce produkcyjne zostaną znacznie zwiększone. Większość tej amunicji ma trafić do Ukrainy. Serwis Defence One donosi natomiast, że Stany Zjednoczone planują zwiększyć produkcję pocisków artyleryjskich kal. 155mm z 28 tys. miesięcznie (dane za październik 2023 r.) do 37 tys. w kwietniu 2024 r. i 60 tys. w październiku 2024 r. W analogicznych okresach 2025 r. produkcja ma wynosić kolejno  ok. 75 tys. pocisków w kwietniu i 100 tys. pocisków w październiku.

Wyniszczający, konwencjonalny konflikt powoduje jednak, że Kijów zużywa amunicję szybciej, niż państwa Zachodu są w stanie ją wyprodukować. Jeśli potencjalny konflikt rozlałby się na inne kraje, problem z dostępnością amunicji byłby jeszcze bardziej dotkliwy. Zwłaszcza że gospodarka Rosji działa we wspomnianym wcześniej trybie wojennym, a Kreml nie szczędzi wydatków na produkcję uzbrojenia.

Karolina Modzelewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie