NASA: Australia płonie, ale skutki odczuje cały świat. Te zdjęcia to potwierdzają [Wideo]
Satelity NASA analizują dym i chmury będące następstwem pożarów w Australii. Naukowcy podejrzewają, że konsekwencje tej klęski odczujemy na całym świecie.
13.01.2020 | aktual.: 13.01.2020 09:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pożary w Australii powodują nie tylko lokalne zniszczenia. Niespotykane wcześniej warunki, w tym palące ciepło w połączeniu z historyczną suchością, doprowadziły do powstania niezwykle dużej liczby zdarzeń pirokumulonimbusowych (pyrCbs).
PyroCbs to zasadniczo burze z piorunami, jednak ich powstawanie ma związek z szalejącym ogniem w Australii. Powstają w wyniku unoszenia się popiołu, dymu i płonącego materiału przez gorące powietrze. Gdy te materiały się ochładzają, powstają chmury, które zachowują się jak tradycyjne burze z piorunami, ale bez towarzyszących opadów.
Te specyficzne burze doprowadzają do powstania kolejnych pożarów, ale jednocześnie PyroCbs przenoszą dym i popiół na wysokość ok. 16 km, do stratosfery. Będąc w stratosferze, dym może przemieszczać się tysiące kilometrów od swojego źródła, wpływając na warunki atmosferyczne na całym świecie.
- Skutki tych zdarzeń, niezależnie od tego, czy dym zapewnia ochłodzenie, czy ocieplenie, jest obecnie przedmiotem intensywnych badań - komentują specjaliści NASA. Przemieszczanie się chmur i dymu możecie zobaczyć na wideo przygotowanym przez agencję.
NASA wykorzystuje satelity, by śledzić dym z australijskich pożarów. Na razie największe problemy zauważono w Nowej Zelandii, gdzie zaobserwowano wyraźne pogorszenie się jakości powietrza, a lodowce zmieniły kolor.
8 stycznia poza Nową Zelandią dym wędrował dookoła Ziemi, przemierzając Amerykę Południową, zamieniając kolor nieba i powodując kolorowe wschody i zachody słońca. Naukowcy NASA podejrzewają, że dym obiegnie cały świat i powróci na niebo nad Australią.