Minęło 10 lat. Świadkowie widzieli, jak z nieba spadają ciała
Dokładnie 10 lat temu, 17 lipca 2014 r., rosyjscy separatyści zestrzelili nad Donbasem należącego do linii lotniczych Malaysia Airlines Boeinga 777. Z powodu pomyłki i uznania pasażerskiego odrzutowca za maszynę wojskową zginęło 298 osób na pokładzie.
Jest 17 lipca 2014 r. Lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur Boeing malezyjskich linii lotniczych wkracza w przestrzeń powietrzną Ukrainy ogarniętej wówczas konfliktem. Na pokładzie przewozi 283 pasażerów i 15 członków załogi. Niedługo później dochodzi do tragedii. Około godziny 16:21 czasu lokalnego odrzutowiec znika z radarów.
Świadkowie będą później opisywać ten incydent, zwracając uwagę na opadające z powietrza szczątki Boeinga, a wraz z nimi spadające ciała pasażerów. Okoliczni mieszkańcy odczuwali wstrząsy ziemi po uderzeniach spadającego wraku.
Piloci nie mieli pojęcia, że w ich stronę zmierza rakieta
Lot z Amsterdamu przebiegał sprawnie do momentu wkroczenia w przestrzeń powietrzną nad Donieckiem. To właśnie w tym miejscu (w mieście Sniżne) znajdował się system rakietowy Buk M1, który należał do 53. Brygady Przeciwlotniczej Rosji. W pobliżu miejsca, gdzie toczyły się walki, operatorzy Buka zidentyfikowali na niebie samolot, uznając, że to maszyna wojskowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Reakcja była natychmiastowa. Separatyści postanowili wystrzelić kierowany pocisk ziemia-powietrze w kierunku północno-zachodnim, a piloci – razem z pasażerami lotu MH17 – nie mieli pojęcia, że w stronę samolotu zmierza długa na 5,5 m i ważąca niemal 700 kg rakieta systemu przeciwlotniczego.
Pocisk wystrzelony w stronę Boeinga eksplodował tuż obok samolotu – nieco powyżej kokpitu, po jego lewej stronie. Na skutek eksplozji kadłub został zasypany gradem odłamków, co spowodowało natychmiastową śmierć pilotów oraz nagłą dekompresję kabiny. Uszkodzone po eksplozji poszycie odrzutowca rozpadło się w mgnienia oka. W kilka sekund od kokpitu oderwał się ogon oraz przód z kabiną pilotów. Trzy płonące części Boeinga zaczęły spadać, rozbijając się na powierzchni ponad 50 km kwadratowych na południowy zachód od wsi Hrabowe.
Separatyści uznali, że zestrzelili maszynę wojskową
"W rejonie Torez właśnie zestrzeliliśmy samolot An-26, jest porozrzucany gdzieś przy kopalni węgla Progress. Ostrzegaliśmy ich – nie latajcie po naszym niebie. (...) Cywile nie zostali ranni. Są też informacje o drugim zestrzelonym samolocie" – brzmiał komunikat na portalu społecznościowym VKontakte, który pojawił się na profilu powiązanym z Igorem Striełkowem, ministrem obrony Donieckiej Republiki Ludowej, niedługo po zestrzeleniu maszyny.
Szybko jednak zweryfikowano, że to nie wojskowy An-26 został zestrzelony. Na nagraniach z miejsca katastrofy sami separatyści zauważali, że "rozwalili samolot pasażerski Malaysia".
Katastrofa Boeinga 777 malezyjskich linii lotniczych (MH17) jest dziś jedną z najbardziej śmiertelnych w historii lotnictwa i najbardziej śmiertelnym zestrzeleniem. Zginęło w niej niemal 200 obywateli Holandii, co oznacza, że wydarzenie z 17 lipca 2014 r. jest zaraz obok katastrofy na Teneryfie z 1977 r. największą tragedią lotniczą w dziejach Niderlandów.
Separatyści użyli broni, przed którą trudno się bronić
Z ustaleń śledczych (przygotowanych m.in. na podstawie charakterystycznych odłamków znalezionych we wraku) wynika, że rosyjscy separatyści zestrzelili Boeinga 777 wspomnianym systemem Buk-M1. To kompleks przeciwlotniczy, który wystrzeliwuje rakiety wyposażone w głowicę bojową o masie 70 kg.
Za jego skuteczność odpowiada radarowy zapalnik zbliżeniowy, który detonuje pocisk w pobliżu celu. Dzięki temu broń charakteryzuje się wysokim prawdopodobieństwem zniszczenia danego obiektu – nawet podczas zbliżania się do niego z prędkością sięgającą 3 tys. km/h. W przypadku samolotów określa się, że prawdopodobieństwo skutecznego ataku sięga do 90 proc. Jest natomiast o wiele mniejsze podczas rażenia pocisków manewrujących – wynosi wówczas ok. 40 proc.
Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski