Lodowce Grenlandii szybko topnieją. Woda zagraża wielu miastom
Lodowce Grenlandii topią się w niebezpiecznym tempie. Uwolniona z nich woda już znacząco podniosła poziom wody, a proces przyspiesza. Morza i oceany zagrażają wielu miastom.
23.04.2019 | aktual.: 23.04.2019 18:11
Naukowcy z amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk przeanalizowali masę grenlandzkiego lodu na przestrzeni 46 lat. Nie mają dobrych wiadomości dla mieszkańców wielu dużych miast. Mowa o Nowym Jorku, Los Angeles, Bombaju, Miami i Tokio, ale nie są to jedynie miasta, które mogą znaleźć się pod wodą z powodu ocieplającego się klimatu.
Lód topi się coraz szybciej
Analizie podlegały szacowane ilości roztapiającego się lodu i opady śniegu w basenach zasilających lodowce. Od lat osiemdziesiątych tempo topnienia lodu znacząco wzrosło. Lodowca ubywa szybciej, niż przewidywali nawet najbardziej pesymistyczni naukowcy. Obecnie lód topi się o połowę szybciej niż przed rewolucją przemysłową i 33 proc. szybciej niż w XX wieku.
Jedną z przyczyn jest to, że fragmenty lodowców dryfują szybciej i rozłamują się na góry lodowe, które fale poniosą w głąb oceanu. Skoro dzieje się to na Grenlandii, nie ma powodu sądzić, że podobne zjawiska nie zachodzą wszędzie. Woda z lodowców Grenlandii może podnieść poziom mórz i oceanów o 7 metrów. Musimy być przygotowani na katastrofę.
Ziemia bez lodowców
7 metrów to bardzo dużo – wystarczy na zalanie dwóch lub trzech pięter budynków. Najpierw pod wodą znajdą się na pewno tereny bardzo bliskie poziomu morza i niektóre wyspy, ale co dalej?
W 2015 roku odpowiedział na to pytanie Business Insider. Postęp zalewania każdego z kontynentów przez wodę z lodowców został przedstawiony na świetnej animacji.
W niebezpieczeństwie jest nie tylko miasto Miami, ale cały półwysep. Pod wodą znajdzie się Szanghaj, spora część Chin, zachodnie Indie i najważniejsze miasta Brazylii. Wspomniana wyżej Grenlandia zaś znów będzie mogła nosić nazwę, którą nadali jej przed X wiekiem żeglarze ze Skandynawii – "Zielona Wyspa". W Polsce ucierpi Półwysep Helski, okolice Zatoki Gdańskiej, delta Wisły… mapa nie jest dostatecznie precyzyjna, by to stwierdzić, ale jeśli tak dalej pójdzie, nad Bałtyk będziemy jeździć do Łodzi.
Zagrożony jest nawet internet
Jeśli myślicie, że nie odczujecie tych zmian, bo mieszkacie daleko od linii brzegowej, jesteście w błędzie. Zalane zostaną nie tylko miejsca zamieszkania ludzi żyjących na innych kontynentach, ale też zakłady produkcyjne i cała tamtejsza infrastruktura. Przerwana zostanie produkcja i dostawy towarów, być może nawet kluczowych dla naszego stylu życia.
Ucierpieć mogą także media. Topniejące lodowce mogą zniszczyć internet. Jeśli poziom wody sięgnie terenów, gdzie położone są kluczowe łącza i węzły, niezabezpieczone przed długotrwałym działaniem słonej wody, komputery i telefony do niczego nie będą nam potrzebne.
Na szczęście zmiany zachodzą dość powoli i stopniowo. Jeśli tylko na czas przygotujemy się do obrony przed wodą, zachodnia cywilizacja sobie poradzi. Być może nawet znajdziemy sposób na ochłodzenie planety.