Kto kogo szpieguje? Nie tylko Chiny muszą być zagrożeniem
Huawei jest oskarżany o szpiegowanie na rzecz Chin. Na razie nie ma na to dowodów, ale współpraca firmy z wywiadem nie byłaby w tym przypadku precedensem. USA i amerykańskie spółki robią to od lat.
07.02.2019 | aktual.: 07.02.2019 19:19
Czy Chiny wykorzystują rodzime firmy technologiczne do szpiegowania w zachodnich państwach? Odpowiedź na to pytanie może przesądzić o być albo nie być firmy Huawei na europejskich rynkach. Nikt jeszcze na tym Huaweia nie przyłapał. Oskarżenia opierają się głównie na przepisach przyjętych w 2017 roku.
- Ustawa z 27.06.2017 przyjęta przez fasadowy parlament Chin mówi wprost o tym, że agencje wywiadu mogą żądać od obywateli Chin i chińskich przedsiębiorstw współpracy wywiadowczej – mówi w rozmowie z WP Tech Michał Bogusz, analityk w Ośrodku Studiów Wschodnich ds. polityki zagranicznej Chin. – W świetle chińskiego prawa obywatele i przedsiębiorstwa nie mogą odmówić współpracy ani nawet poinformować o tym fakcie opinię publiczną.
Również w Polsce było ostatnio głośno o podejrzeniu szpiegowania przez pracowników chińskiej firmy. Tony Bao, prezes Huawei Polska, szybko tym pogłoskom zaprzeczył: - Nigdy nie otrzymaliśmy od chińskiego rządu nakazu dostarczania danych. Nigdy nie szpiegowaliśmy na rzecz żadnego rządu i nigdy nie będziemy tego robić. Naszym pierwszym i najważniejszym celem jest służenie naszym użytkownikom i nie zawiedziemy ich zaufania.
Wszyscy szpiegują wszystkich
Trudno dziwić się takim podejrzeniom, zwłaszcza że rządy państw chętnie wykorzystują swoje firmy technologiczne do działań wywiadowczych. Najlepszym na to przykładem są Stany Zjednoczone, których przemysł nowych technologii i telekomunikacji wyrósł w dużej mierze dzięki finansowaniu z armii i agencji wywiadu. O tym, jak chętnie amerykański wywiad wykorzystuje osiągnięcia firm technologicznych, przekonaliśmy się dzięki Edwardowi Snowdenowi.
W 2013 Snowden, były pracownik CIA, upublicznił wrażliwe dokumenty dotyczące programów inwigilacji. Pokazał opinii publicznej, jak organizacja wywiadowcza NSA i "Sojusz pięciorga oczu" (Five Eyes zrzeszający USA, Kanadę, Wlk. Brytanię, Australię i Nową Zelandię) prowadzą program globalnej inwigilacji.
W ich arsenale znalazło się m.in. narzędzie PRISM, które mogło zbierać takie dane jak: e-maile, czaty, transmisje wideo i dźwiękowe, magazynowane dane, pliki, aktywność w mediach społecznościowych i inne. Zgodnie z ustawą amerykańskiego kongresu agencja NSA mogła w ten sposób zbierać "wszystkie informacje przechodzące przez infrastrukturę znajdująca się na terenie Stanów Zjednoczonych". Praktycznie amerykanie mogli szpiegować większość ludzi na świecie, bo znaczna część danych przechodzi przez amerykańskie serwery.
PRISM w 90 proc. korzystał z danych pochodzących z usług: Google, Microsoftu, Facebooka, Yahoo i innych amerykańskich spółek. Powyższe firmy oczywiście zaprzeczyły, że dały nieograniczony dostęp do swoich baz danych rządowym agencjom. Rzecznicy firm tłumaczyli, ze udostępniają dane jedynie w przypadku wydaniu nakazu sądowego. Jednak zdaniem Marka Rumold z Electronic Frontier Foundation (organizacji na rzecz praw cyfrowych) jeśli amerykańskie firmy zostały zobligowane przez NSA do współpracy, to prawnie nie mogą tego ogłosić.
Podsłuch na życzenie
Innym przykładem współpracy spółki technologicznej z amerykańskim wywiadem jest tzw. "Pokój 641A". Był to program przechwytywania rozmów telekomunikacyjnych utworzony dla NSA przez operatora telekomórkowego AT&T. Electronic Frontier Foundation oskarżyła operatora o łamanie prawa i naruszenie prywatności jego klientów. Sprawa została odrzucona przez sąd, który powołał na poprawkę do ustawy FISA z 2008 roku, która zwalniała z odpowiedzialności firmy telekomunikacyjne współpracujące z rządem.
Zupełnie innymi przypadkami są kwestie, gdy państwo prowadzi działania wywiadowcze włamując się do usług i programów internetowych bez wiedzy i zgody właściciela. Takim programem był np. MUSCULAR (prowadzony również przez NSA), który zbierał informacje z serwerów Google i Yahoo poza granicami USA.
Jeszcze innym są przypadki uzyskania przez służby jednorazowego dostępu do danych osoby podejrzanej czy to na podstawie wyroku sądu czy odpowiednich przepisów. Takie prawa mają służby wszystkich krajów (w Polsce głośno krytykowana była tzw. ustawa inwigilacyjna, która dała służbom dostęp do danych internetowych w każdym momencie). Według sinologa Marcina Jacoby z Uniwersytetu SWPS właśnie z takim przepisem mamy do czynienia w przypadku Chin i firmy Huawei.
- W chińskim prawie nie ma mowy o tym, że firmy technologiczne są zobowiązane do pomagania w szpiegowaniu na rzecz służb wywiadowczych Chin – mówi w rozmowie z WP Tech sinolog Marcin Jacoby z Uniwersytetu SWPS. – Ponadto, w przypadku firmy Huawei, nie pojawiły się dowody na to żeby firma faktycznie kogoś szpiegowała. Co nie znaczy, że tego nie robią, ale póki co wszelkie zarzuty są oparte na domysłach.
Zdaniem eksperta w dyskusji o Chinach i Huawei mamy do czynienia nie tyle ze szpiegowaniem, co przede wszystkim z emocjami i domniemaniami z technologiczno-ekonomiczną rywalizacją USA i Chin w tle.