Kosmos nie dla Rosji. Roskosmos jest cieniem dawnej potęgi
Przez długie dziesięciolecia Rosja była w dziedzinie eksploracji kosmosu światowym liderem. W drugiej dekadzie XXI wieku z dawnej potęgi kosmicznej niewiele zostało, a pozycja Rosji na światowym rynku usług kosmicznych z roku na rok słabnie. W takich warunkach Roskosmos ogłasza ucieczkę do przodu – chce samodzielnie zbudować rosyjską stację kosmiczną.
03.11.2024 | aktual.: 03.11.2024 15:49
Lista rosyjskich sukcesów kosmicznych jest imponująca. Pierwszy sztuczny satelita Ziemi, pierwszy człowiek w kosmosie, pierwsze zdjęcia ciemnej strony księżyca, lądowania na Księżycu czy Wenus, spacer kosmiczny czy budowa pierwszej stacji orbitalnej Salut/Zaria.
Lista rosyjskich sukcesów w kosmosie to dowód potęgi, wizjonerstwa i sprawnego działania rosyjskiego programu kosmicznego. Nawet prowadzony w latach 80. program wahadłowców Buran – choć poza jednym, bezzałogowym lotem nie doprowadzono go do szczęśliwego finału – pokazywał rosyjski potencjał i możliwość dotrzymywania kroku Stanom Zjednoczonym, a później także innym krajom z kosmicznymi ambicjami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dzisiaj, w trzeciej dekadzie XXI wieku, rosyjski program kosmiczny jest cieniem samego siebie. Zamiast dawnego pasma sukcesów towarzyszy mu seria katastrof. Pełne powodzenie kolejnych misji, zwłaszcza prostych lotów na orbitę – niegdyś niemal oczywiste – należy dziś do rzadkości, a opracowany w zamierzchłych czasach sprzęt, pomimo modernizacji, coraz bardziej odstaje od światowej czołówki.
Zobacz także: Rozpoznasz te myśliwce i bombowce?
Światowa konkurencja ucieka także w kwestii obniżania kosztów. Gdy niektórzy – jak SpaceX – standardowo korzystają już z modułów startowych wielokrotnego użytku, a inni takie rozwiązania rozwijają i testują, Rosja nadal – jak w czasach ZSRR i pionierów kosmonautyki – traktuje cenne rakiety jak sprzęt jednorazowy, przez co na tle konkurentów traci atut w postaci konkurencyjnej ceny.
Przyszłość rosyjskiego programu kosmicznego
Światełkiem w tunelu wydaje się nowa rodzina rakiet nośnych Angara, pozwalająca – dzięki modułowej budowie – optymalnie dobierać udźwig rakiet, wahający się od 3,8 do ponad 24 ton. Program Angara jest jednak mocno opóźniony i – mimo kilku udanych startów – technicznie wciąż niepewny. Na dodatek "nowe" rosyjskie rakiety są – podobnie jak debiutująca w połowie 2024 roku europejska rakieta Ariane 6 – pod względem koncepcyjnym już od samego początku przestarzałe.
Jednocześnie rosyjski program kosmiczny czeka prawdziwa rewolucja związana z rezygnacją ze statków Sojuz/Progress (odpowiednio: wersja załogowa i bezzałogowa). To prawdziwi kosmiczni weterani rozwijani, testowani i udoskonalani od lat 60.
Tak długi czas eksploatacji i rozwoju sprawił, że wszystko, co kiedykolwiek mogło w nich zawieść, zostało wielokrotnie zweryfikowane i poprawione, a tandem Sojuz/Progress stał się synonimem kosmicznej solidności.
Potencjał modernizacyjny wiekowej konstrukcji jest jednak ograniczony, a w niedalekiej przyszłości (pierwotnie miało to nastąpić w 2024 roku) Sojuzy mają być zastąpione przez zupełnie nowy, 6-osobowy statek kosmiczny Orzeł, którym w przyszłości Rosjanie chcą latać nie tylko na ziemską orbitę, ale także na Księżyc i Marsa.
Kosmiczne niepowodzenia Rosji
Problem w tym, że Orzeł to konstrukcja obciążona bardzo dużym ryzykiem, które – choćby jak w przypadku amerykańskiego Starlinera – może znacząco opóźnić wszystkie związane z nim przedsięwzięcia.
Zwłaszcza, że ostatnie lata to dla Roskosmosu czas nieudanych misji i kosmicznych katastrof. Wcześniejsze eksplozje rakiet Proton-M sprzed dekady, problemy ze startem Angary, niepowodzenia misji wojskowych satelitów Kosmos-2555 (z dumnie wymalowanym symbolem "Z") czy Kosmos-2560 albo katastrofa księżycowej sondy Łuna-25 – wszystko to składa się na obraz zapaści, w jakiej znalazł się rosyjski przemysł kosmiczny.
Tym bardziej, że w całym 2023 roku Rosjanie zdołali przeprowadzić 19 udanych startów, gdy Chińczycy mieli ich 66, a Amerykanie – aż 110.
Nowa stacja orbitalna ROSS
W takich warunkach w połowie 2024 roku szef Roskosmosu Jurij Borysow ogłosił karkołomną decyzję. Rosyjskim sposobem na ucieczkę do przodu ma być rezygnacja z międzynarodowej współpracy realizowanej poprzez Międzynarodową Stację Kosmiczną i samodzielna budowa rosyjskiej stacji orbitalnej ROSS.
Plan jest ambitny: pod koniec 2027 roku na orbitę ma zostać wysłany moduł NEM (planowany początkowo dla ISS Moduł Naukowo-Energetyczny). W 2028 roku dołączy do niego moduł węzłowy – pozwalający na doczepienia kolejnych elementów i rozbudowę bazy – a także śluza umożliwiająca dokowanie statków kosmicznych i kolejny, zmodyfikowany moduł NEM.
Na tym etapie stacja kosmiczna – choć niewielka – będzie oferować swoje podstawowe funkcje: możliwość umieszczenia załogi, dokowania statków kosmicznych i dalszej rozbudowy. Rozbudowa stacji ma potrwać do 2035 roku.
Docelowo ROSS ma składać się z pięciu dodatkowych modułów, w tym opcjonalnego, modułu komercyjnego, przeznaczonego dla czwórki kosmicznych turystów.
W przeciwieństwie do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, stale obsadzonej załoga, ROSS ma być stacją opcjonalnie bezzałogową: przez większość czasu ma działać automatycznie, a kosmonauci będą wysyłani na nią w celu modernizacji, obsługi, prowadzenia badań czy w ramach misji komercyjnych.
Propaganda sukcesu
Czy ten ambitny – choć w zestawieniu z ISS dość ograniczony – plan ma szanse powodzenia? W 2024 roku trudno traktować go jak serię propagandowych życzeń. Los rodziny rakiet Angara wciąż jest niepewny – zwłaszcza, że do wyniesienia modułów NEM konieczne będzie użycie "ciężkich" rakiet Angara A5 zdolnych do wyniesienia 24 ton ładunku.
Czy Rosja będzie w stanie odbudować swoją pozycję w kosmosie? Gdy odłożymy na bok propagandowe deklaracje i spojrzymy na fakty, wydaje się to niemożliwe. Jeśli nawet na skutek mało prawdopodobnego pasma samych sukcesów stacja kosmiczna powstanie, statek Orzeł okaże się sukcesem, a rakiety Angara będą zaliczać wyłącznie udane starty, dystans do globalnych konkurentów będzie się tylko zwiększać.
USA i Chiny, ale także Indie czy Japonia – ze statkami wielokrotnego użytku, rozbudowaną infrastrukturą, a także efektownie rozwijającym się prywatnym sektorem kosmicznym testującym innowacyjne rozwiązania – zostawiają Rosjan coraz bardziej z tyłu. Pełne chwały czasy Gagarina, Tierieszkowej, programów Zond, Łuna czy Salut należą do odległej przeszłości i nic nie wskazuje na to, by miały kiedykolwiek wrócić.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski