Kim Dotcom - kim naprawdę jest "król piratów"?

Kim Dotcom - kim naprawdę jest "król piratów"?

Kim Dotcom - kim naprawdę jest "król piratów"?
Źródło zdjęć: © Gizmodo.pl
25.01.2013 13:21, aktualizacja: 25.01.2013 14:56

Czy Kim Dotcom rzeczywiście jest takim bohaterem, jakim chcą go widzieć internauci?

Mierzący 2 metry wzrostu i ważący ponad 13. kg Kim Dotcom wcześniej nazywał się Kim Schmitz. Urodził się w 1974 roku w Kiel w Niemczech, ale posiada również obywatelstwo fińskie - jego matka była Finką. Jest ojcem 5 dzieci i obecnie mieszka w Nowej Zelandii, wynajmując najdroższą rezydencję w tym kraju. Jest milionerem i mimo zarzutów stawianych przez FBI wydaje się, że majątku nie straci, gdyż trafił na żyłę złota - hosting plików, a że są to w większości pliki nielegalne, to tylko drobna niedogodność na drodze do sukcesu "króla piratów". Jak posiadając średnie wykształcenie dojść do pozycji, w której ma się miliony dolarów i funduje z własnej kieszeni noworoczny pokaz fajerwerków w największym mieście Nowej Zelandii?

Najbardziej znany haker w Niemczech

Obserwując początki "kariery" Kima Schmitza rysuje się obraz nastolatka, który wiedział co nieco o komputerach i konsekwentnie budował wizerunek, który sobie zaplanował. Nie od razu był jednak milionerem i biznesmenem - zaczął jako haker. Początek lat 90. to był czas, gdy komputery zaczynały masowo wkraczać do naszych domów i instytucji. Przeciętny obywatel niewiele wiedział o tym jak te całe komputery dokładnie działają, a hakerzy to byli w powszechnym mniemaniu ubrani na czarno młodzi ludzie, którzy znali nowe technologie jak własną kieszeń i w czarnych rękawiczkach, pisali jakiś tekst, który pozwalał im przez internet włamać się do dowolnego systemu na świecie. Filmy i książki utwierdzały ten wizerunek pokazując, że zazwyczaj celem były Pentagon albo NASA. Takim właśnie hakerem - postacią na granicy świata rzeczywistego i popkultury - chciał zostać Kim Schmitz.

W 1992 roku Schmitz udzielił wywiadu magazynowi Forbes, gdzie w artykule o hakerach cytowany był jako ekspert działający pod ksywą Kimble. 19-letni Kim przedstawił się jako lider grupy Dope i jeden z najbardziej znanych niemieckich hakerów. Forbes wybrał go dlatego, że dopiero co wystąpił w przebraniu w niemieckiej telewizji i magazynie biznesowym Capital, gdzie anonimowo opowiadał o tym jak włamywał się do amerykańskich systemów telefonicznych PBX i kradł płatne numery, które potem sprzedawał innym hakerom lub przestępcom. "Każdy system PBX to dla mnie otwarte drzwi" - przechwalał się Kimble. Według jego własnych słów, miał dysponować 50. kodami PBX, po 200 dolarów za każdy. Jakby tego było mało, Schmitz przechwalał się, że sam zaprojektował i sprzedał 100 szyfrowanych telefonów, których nie da się podsłuchać. Takie były początki tworzenia wizerunku hakera żywcem wyjętego z hollywoodzkich produkcji.

W 199. roku przechwałki Schmitza niemal się na nim zemściły. Młody haker został aresztowany przez niemiecką policję za handel kradzionymi numerami telefonów. Spędził miesiąc w areszcie, po czym został wypuszczony na wolność. Krótko potem Schmitza aresztowano ponownie, lecz znów zabrakło twardych dowodów i został wypuszczony. W międzyczasie młody Niemiec postanowił wprowadzić w życie drugą część swojego planu. Założył Data Protect - firmę konsultingową, która miała doradzać innym przedsiębiorstwom jak zabezpieczyć się przed... atakami hakerów. Dzięki wykryciu luki bezpieczeństwa w systemach Lufthansa, firmie udało się podpisać lukratywny kontrakt z tymi liniami lotniczymi. To był pierwszy duży sukces finansowy Schmitza, jak się miało później okazać osiągnięty w co najmniej dyskusyjny sposób - dzięki zdolnościom komputerowym wspólnika i posiadaniu informatora wewnątrz Lufthansy.

Kimble kontra Bill Gates

Zarobione przez Data Protect pieniądze pozwoliły zrobić kolejny krok w tworzeniu wizerunku Kima - superbohatera. Schmitz opłacił stworzenie filmu animowanego "Kimble, Special Agent", w którym prowadzi samochód Megacar i łódź Megaboat, a potem wpada do siedziby Billa Gatesa i zostawia na ścianie napis Linux utworzony z pocisków wystrzelonych przez bohatera. Ten materiał pokazał po raz pierwszy dwie rzeczy - fascynację Schmitza określeniem "Mega", którego do dzisiaj używa w nazywaniu swoich przedsięwzięć oraz dziwną obsesję na punkcie Billa Gatesa. Choć to drugie można tłumaczyć faktem, że w tamtych czasach, prezes Microsoftu wyrastał na złego, korporacyjnego władcę, który jako monopolista kontroluje nasze komputery - idealny przeciwnik dla hakera-superbohatera.

Data Protect nie była jedynym biznesowym przedsięwzięciem Schmitza w latach 90. Założył on również firmę, która hostowała pirackie gry i programy. Ludzie pobierali je z serwerów firmy za pieniądze - model działalności, który przyniósł później Schmitzowi miliony przy Megaupload. Jak ujawnia haker Andreas Bogk, członek Chaos Computer Club w wywiadzie dla Wall Street Journal - Schmitz sam zdemaskował własny przekręt. Firma została dzięki temu zamknięta przy udziale Deutsche Telekom, a młody haker znowu pokazał się jako działający po stronie dobra bohater.

Pierwszy wyrok w zawieszeniu

W 199. roku szczęście opuściło Schmitza. Został ponownie aresztowany, ale tym razem postawiono mu 11 zarzutów oszustwa komputerowego, 10 zarzutów kradzieży danych i kilka innych. Zapadł wyrok - haker został jednak skazany tylko na 2 lata więzienia w zawieszeniu, ponieważ w momencie popełnienia przestępstw był niepełnoletni. Przy okazji wyszło na jaw, że Schmitz kupował kradzione informacje o kontach abonenckich w płatnych usługach telefonicznych, założył płatne czaty telefoniczne w Hong-Kongu i na Karaibach, a potem używał specjalnych programów - dialerów, by dzwonić na te linie i zarabiać na własnych połączeniach z kradzionych numerów. W ten sposób zarobił podobno 61 000 euro, ale sąd potraktował to jako "błędy młodości".

Uniknąwszy więzienia, Schmitz niezrażony "błędami młodości" kontynuował realizację swojego planu. Jak czytamy w nowozelandzkim Investigate Magazine, w 1999 roku Schmitza przyłapano na włamaniu na teren lotniska w Monachium, gdzie robił sobie zdjęcia na tle i wewnątrz luksusowych samolotów, by potem pozować na ich właściciela. Niemiec rozwijał również dalej swoje biznesowe przedsięwzięcia. W 2000 roku sprzedał 80 proc. udziałów w Data Protect niemieckiemu konglomeratowi TUV Rheinland. Kontrolę nad pozostałymi 2. proc. akcji Kim zachował przez swoją nową firmę inwestycyjną - Kimvestor.

Najwyraźniej 3 lata po aresztowaniu, Schmitz stwierdził, że pora przypomnieć światu hakera - superbohatera. W wywiadzie dla Telegraph z 200. roku twierdzi, że jeszcze w latach 90. włamał się do Citibanku i przelał 20 mln dolarów na konta Greenpeace. Dodatkowo Schmitz zdradził, że włamał się również do NASA i Pentagonu, skąd ukradł tajne informacje na temat Saddama Hussaina i wojny w Zatoce Perskiej. Niestety nie udało nam się zweryfikować prawdziwości twierdzeń o włamaniach na serwery Pentagonu i NASA. Wiadomo natomiast, że w połowie lat 90. rzeczywiście dokonano ataku na konta klientów Citibanku. Dokonała tego jednak rosyjska grupa hakerów i ani pół centa nie trafiło do żadnej organizacji pokroju Greenpeace. Co więcej, sam Greenpeace miał w tamtym czasie budżet rzędu 40 mln dolarów, więc dobroduszny Kim musiałby zasilić konta organizacji połową ich rocznego budżetu. Jednak w 2001 roku nikt nie
zweryfikował informacji niemieckiego hakera, który ponownie zdobył rozgłos, pomagający dalej budować wymyślony wizerunek i napędzający działalność biznesową Schmitza.

Obraz
© (fot. AFP / Michael Bradley)

Idąc za ciosem, w tym samym roku Schmitz i Data Protect stworzyły prawdziwy Megacar - luksusowe auto z dostępem do internetu i systemem komputerowym wyposażonym w system Windows NT i procesory Pentium III, router, system wideokonferencji i 17-calowy wyświetlacz. Samochód mieli kupować milionerzy, a kosztował on 9. 000 dolarów, jednak klienci jakoś się w kolejce nie ustawiali. Tymczasem Guardian opublikował raport, w którym Schmitz twierdził, że wartość spółki Kimvestor wynosi 200 mln euro. Jednocześnie wiadomo, że Niemiec posiadał już własny odrzutowiec Challenger, helikopter, kilka samochodów sportowych i jacht. W maju 2001 wydał milion dolarów na wynajęcie luksusowego jachtu i rejs do Monte Carlo na Grand Prix F1. Zorganizował tam imprezę na jachcie z udziałem samego księcia Monako. Przy okazji tej wyprawy Schmitz nagrał amatorski film "Kimble Goes Monaco", na którym otacza się luksusowymi pojazdami i wynajętymi aktorkami.
Scenariusz tego filmu obejmuje też śledzenie Kima przez Billa Gatesa.

Największy przekręt Schmitza

Rok 200. to oprócz ogromnego rozmachu w umacnianiu wizerunku Schmitza, również moment największego przekrętu Niemca, który przyniósł mu bardzo szybko ogromny zysk. Kim za 375 tys. dolarów wykupił akcje stojącej na skraju bankructwa spółki LetsBuyIt.com. Zaraz po wykupie Schmitz ogłosił, że zainwestuje w firmę kolejne 50 mln euro. Po tej deklaracji wartość akcji LetsBuyIt.com poszybowała w górę. Niemiec wykorzystał to i szybko pozbył się kupionych udziałów, zarabiając na tej spekulacyjnej transakcji 1,5 mln euro. W późniejszych wypowiedziach Schmitz utrzymywał, że nie był świadomy popełnienia przestępstwa. Tymczasem zarobione pieniądze wydał szybko - między innymi na kupno Mercedesa Brabus EV12 - swojego nowego Megasamochodu, w którym wygrał w kwietniu 2001 wyścig uliczny Gumball 3000.

Tego nie dało się uniknąć – po podejrzanej transakcji i błyskawicznym wzbogaceniu Schmitza, rozpoczęto śledztwo. Tymczasem nasz bohater zakłada kolejną firmę - Monkey AG, obsługującą elektroniczne płatności pod szyldem Monkeybank. 35 proc. udziałów w tej spółce miał niemiecki fundusz private equity BMP. Większość pracowników Monkey AG to byli ludzie zatrudnieni jednocześnie w Data Protect - należącej już w większości do TUV. W czerwcu 2001 zarówno TUV, jak i BMP zaczęły przyglądać się dużo bliżej swoim inwestycjom i ograniczyły decyzyjność Kima w tych spółkach. Schmitz zdążył jednak zaciągnąć niezabezpieczoną pożyczkę na 280 000 euro dla swojej spółki Kimvestor. Później twierdził, że w całym zamieszaniu wokół jego inwestycji, nie wiedział w tamtym czasie, że nie będzie w stanie spłacić tej pożyczki. Choć jeszcze we wrześniu Schmitz twierdził, że jego inwestycje warte są łącznie ponad 100 mln dolarów, w listopadzie 2001 Washington Post podał, że Niemiec jest bankrutem.

Budowanie wizerunku Schmitza zahaczyło również o tragiczne wydarzenia z 1. września. Po atakach terrorystycznych na World Trade Center, Kim założył grupę hakerów YIHAT (Young Intelligent Hackers Against Terrorism) i chwalił się włamaniem do kont Osamy Binladena w sudańskim banku. Zaoferował też 10 mln dolarów nagrody za informacje, które doprowadzą do złapania Osamy. Tego jednak było za wiele dla „kolegów” z branży. Środowisko hakerów zwróciło się przeciw Schmitzowi, atakując jego stronę kimble.org oraz stronę YIHAT i dając wyraźnie do zrozumienia, że nie będą tolerować robienia z Kima najlepszego hakera świata.

Schmitz ucieka z kraju

W styczniu 200. roku, wyklęty przez hakerów i prześwietlany przez wymiar sprawiedliwości, Schmitz postanowił się ulotnić i wyleciał do Tajlandii. Tam jednak został szybko aresztowany i deportowany do Niemiec pod zarzutem defraudacji pieniędzy w LetsBuyIt.com. Fortuna znowu się jednak uśmiechnęła do Kima – zasądzono mu jedynie karę więzienia w zawieszeniu i 100 tys. euro grzywny, którą Schmitz opłacił i pozostał na wolności. Pomimo kłopotów z prawem, Niemiec nadal nie ustawał w upartym realizowaniu swojej wizji. Chciał wynająć rosyjski lodołamacz o napędzie atomowym, by zabrać grupę przyjaciół na biegun północny – czytamy w Sydney Morning Herald. Szukał również wioski iglo do urządzenia w niej imprezy i wyścigów psów. Przedsięwzięcie nie doszło jednak do skutku z powodu podejrzeń o nieprawidłowości w firmach Schmitza.

W grudniu 200. roku Schmitz ponownie wyjechał z Niemiec – tym razem skutecznie. Założył kolejną firmę - Kimpire Limited i przeniósł się do Hong-Kongu. Kimpire Limited to kolejny fundusz, który miał inwestować w nowe firmy. Pierwszym jego "dzieckiem" był Trendax - fundusz hedgingowy opierający się rzekomo na metodach sztucznej inteligencji, który miał gwarantować gigantyczne zyski inwestorom. Za włożenie w fundusz 50 tys. dolarów obiecywano co najmniej 25 proc. zwrotu już po roku.

Nowe życie w Hong-Kongu

Niewiele czasu było potrzeba, by Niemiec wrócił na utarte szlaki. W 200. roku, nadal w Hong Kongu na nowo powołał do życia swoje poprzednie spółki. Razem z Trendax założył Data Protect Limited, które później zmieniło się w słynne Megaupload. Niedługo później zarejestrował również Kimvestor i Monkey. Jak się później okazało adresem Data Protect była skrzynka pocztowa, a Trendex i Monkey dzieliły jedno, wirtualne biuro. Co więcej, Trendax nigdy nie miała prawa legalnie inwestować zdobywanych pieniędzy. Nie przeszkadzało to jednak Schmitzowi informować o rewelacyjnych wynikach spółki - oczywiście niczym nie popartych. Sam Schmitz zainwestował w Trendex ok. 250 tys. dolarów. Większość z tego poszła na przeładowaną elementami w technologii Flash stronę internetową, która miała być efektywna i przyciągać atrakcyjnością kolejnych inwestorów.

Obraz

Cały czas Schitz dbał o swój wizerunek. Zrezygnował jednak z pozowania na hakera –. superbohatera na rzecz bycia milionerem – celebrytą. Pokazał się między innymi w azjatyckiej MTV w lokalnym odpowiedniku programu "Jackass", gdzie przerwał zajęcia jogi, krzycząc do megafonu "happy birthday!". Ponownie wystartował też w Gumball 3000, po czym chwalił się przekupieniem marokańskiej policji, która pomogła mu w trakcie wyścigu. Jednocześnie na stronie kimble.org zachęcał do współpracy przy tworzeniu swojego "Kimperium", którego mianował się "Kimperatorem".

W 200. roku Schmitz zmienił nazwisko na Dotcom oraz wyrobił nowy paszport na nazwisko Kim Tim Jim Vestor i adres krewnego w Finlandii. Pod nazwiskiem Vestor założył kolejną firmę - Vestor Limited. Schmitz zmienił też nazwę Data Protect na Megaupload, której nowym właścicielem została niedawno powołana spółka Vestor Limited. Megaupload zaczął zajmować się hostingiem plików, przynosząc z roku na rok coraz większe zyski. Stworzona przez zmianę nazwiska i nowe firmy „zasłona dymna” sprawiła, że aż do 2007 roku nikt nie wiązał nazwiska Kima Dotcoma z Megaupload, a dopiero w 2011 ujawniono, że był on założycielem firmy. Schmitz posiadał 68 proc. udziałów w Megaupload, które przyniosły mu prawdziwy majątek.

Pora na rajską Nową Zelandię

Po rozkręceniu biznesu w Hong-Kongu, przyszła pora na kolejną przeprowadzkę. Nowo zdobyty majątek pozwolił Dotcomowi na wynajęcie najdroższej posiadłości w Nowej Zelandii, gdzie dostał pozwolenie na stały pobyt. Żeby pokazać jak bardzo Kim Dotcom lubi swój nowy dom, zainwersotał 1. milionów dolarów nowozelandzkich w obligacje rządowe, dotował fundusz dla ofiar trzęsień ziemi, a nawet opłacił pokaz fajerwerków w sylwestra 2011 w Auckland.

Życie milionera zostało brutalnie przerwane w 201. roku przez FBI, które aresztowało Dotcoma i zamknęło serwis Megaupload pod zarzutem łamania praw autorskich i majątkowych. Dość szybko udało się jednak udowodnić, że aresztowanie było niezgodne z prawem obowiązującym w Nowej Zelandii – Dotcom na wolności oczekuje na proces. „Król piratów” nie spoczął jednak na laurach i 19 stycznia 2013 - dokładnie rok po zamknięciu Megaupload - otworzył nowy serwis Mega, którego właścicielem jest jego żona. Ponieważ nie zabija się kury znoszącej złote jajka, nowy produkt to nadal hosting plików, tyle że tym razem wszystkie dane są szyfrowane, dzięki czemu tylko użytkownicy znają zawartość swoich kont – administracja umywa ręce od tego, czym ludzie się wymieniają.

Inny człowiek, ten sam biznes

Dotcom twierdzi, że jest innym człowiekiem niż 1. czy nawet 15 lat temu i teraz wszystko co robi jest legalne. Całe zamieszanie wokół Kima najwyraźniej jednak nie obchodzi tłumu internautów, którzy chcą mieć tylko dostęp do darmowych filmów i muzyki, bez względu na to kto im ten dostęp zapewni. A tłum jest spory - Megaupload miał 800 mln użytkowników - to niemal 50 razy więcej niż jest wszystkich osób z dostępem do internetu w Polsce. Nie ma się też co łudzić, że ktoś zrezygnuje z korzystania z serwisu dlatego, że prowadzi go człowiek, który nie dorobił się milionów, będąc całe życie uczciwym. Ciekawe jest tylko pytanie ile jeszcze działa dookoła nas "Amber Goldów" i "Mega-serwisów"?

_ Grzegorz Barnik, tech.wp.pl _

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (64)