Ile waży Internet? My już wiemy!

3 200 000 000 000 000 000 000 bajtów. Nie, nie zacięło mi się zero na klawiaturze. Taka jest zbliżona wartość Big Data w Sieci. Tyle danych wygenerowaliśmy od początku istnienia Internetu. Większość z nich powstała w ciągu ostatnich 3 lat. Gdyby te ponad 3 ZB (Zettabajty) czystych danych jakoś zważyć, to wyszłoby nam, że gdy Internet staje na wadze wskazówka pokazuje blisko 4 kg. Mniej więcej tyle, ile torba proszku do prania lub tornister drugoklasisty. A jeszcze w 2011 roku dyrektor wykonawczy Google, Eric Schmitt, oszacował wagę Sieci na raptem 50 gramów. Tyle waży dojrzała truskawka. Dlaczego i od czego Internet tak utył? I jaka jest jego prawdziwa waga?

Ile waży Internet? My już wiemy!
Źródło zdjęć: © Fotolia / red150770

25.03.2015 | aktual.: 25.03.2015 15:06

Zważyć elektron

Dane mają swoją wagę. Tę dosłowną i tę metaforyczną. Zanim przejdziemy do konkretnych liczb, wszyscy z pewnością zachodzą w głowę –. jak w ogóle można zważyć Internet? Jak przedstawia się metodologia ważenia Sieci?

Kluczem do rozwiązania dla wielu wydaje się być uchwycenie wagi wszystkich elektronów, które są nośnikami wszelkich informacji w Sieci i wytwarzają internetowy ruch. Energia elektronu ma swoją masę, w przybliżeniu: 10-3. kg. Gdybyśmy, jak przekonywał jeszcze kilka lat temu Eric Schmitt, przeliczyli wagę wszystkich elektronów krążących w Sieci, to wyszłoby nam nieco ponad 50 gramów. Od tego czasu Internet jednak sporo utył i dzisiaj waży znacznie więcej: blisko 4 kg. To jednak tylko jedna z metod obliczania wagi Internetu.

Innym sposobem jest zważenie wszystkich urządzeń, które pozwalają na istnienie globalnej Sieci. Oznacza to zsumowanie komponentów generujących ruch danych: komputerów i urządzeń, kabli, satelitów komunikacyjnych, a w końcu i samych elektrowni, z których Internet czerpie swoje cyfrowe soki. Chyba nietrudno odgadnąć, że póki co nikt tego nie dokonał. Wątpliwe zresztą, by kiedykolwiek to się udało. Wszelkie kalkulacje dezaktualizują się już w momencie sumowania pierwszych cyfr. Dziennie powstają przecież tony nowych urządzeń elektronicznych. I dziennie generujemy też tony elektrośmieci.

Mimo to wielu naukowców nie ustaje w tym syzyfowym wysiłku. Russel Seitz, fizyk pracujący na Uniwersytecie Harvarda i główny mózg operacyjny Microbubbles LLC, obliczył niedawno, że Internet zasysa porcje energii z blisko 10. milionów serwerów, z siłą równą 50 milionom koni mechanicznych. Taka wielkość ma już jakąś wagę. Z obliczeń dokonanych przez Seitza wynika, że Internet waży… 2 uncje, czyli jakieś 56,5 gramów. Mniej więcej tyle, ile jedno jajko albo mały rogalik.

Chyba jednak nikt do tej pory nie zadał sobie pytania: ile właściwie waży Big Data?

Digital age (Era cyfrowa)

Wiek XXXX określa się już niekiedy „wiekiem wojen”. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że wiek XXI zyska miano „epoki cyfrowej”. Życie, nasze życie, digitalizuje się na naszych oczach. Żyjemy jako dane: ćwierki na Twitterze, posty na forach i Facebooku, fotki na Instagramie, wyniki wyszukiwarek, oznaczenia na zdjęciach, ulubione zakładki, playlisty na YouTube... Internet tyje od Big Data i staje się księgą pamiątkową naszego życia. Jesteśmy częścią cyfrowej biblioteki, takiej jak ta z poezji Borgesa, której półki sięgają aż pod samo niebo i nie widać ich kresu. Wciąż wątpisz, że żyjesz w epoce danych?

Niemal 3. lat temu, w 1986 roku, zanim jeszcze Internet stał się ogólnodostępnym dobrem cywilizacyjnym (i gdy nikt jeszcze nie słyszał o czymś takim jak „Big Data”), jedynie 6 proc. materiałów było zdigitalizowanych. Dzisiaj już niemal 99 proc. całej naszej kultury i naszego życia ma (również) postać cyfrową. W USA już średnio co trzecie dziecko, zanim jeszcze pojawi się na świecie, będzie miało swój mini-profil w sieci. Informacje w postaci zdjęć czy filmików z USG wrzucą o nim jego przyszli rodzice, dziadkowie, wujkowie, chrzestni itd.

Skrajny przypadek digitalizacji życia opisywał francuski filozof nowych mediów i jednocześnie zażarty ich krytyk, Paul Virilio. W książce „Bomba informacyjna”. przywołał przykład June Houston, która – w obawie przed duchami – zainstalowała kamery w każdym zakątku swojego domu. W ten sposób chciała zapewnić sobie poczucie psychicznego komfortu, że w pustym mieszkaniu mimo wszystko ma kogoś przy sobie, że ktoś jest przy niej obecny („tele-obecny”, jak pisze Virilio), choćby wirtualnie, po tej drugiej stronie kabla, jak internauta. Jane streamowała swoje życie (nomen omen „na żywo”) do internetu. Robiła to na własne życzenie. Internauci zaś pełnili funkcję watch-ghostów, ostrzegających ją przed potencjalnym zagrożeniem zza światów. Z perspektywy moralnej ocena zachowania Amerykanki może być skrajnie różna. Ale nie nam tu oceniać. Chodzi tu jedynie o jaskrawy przykład wpływu, jaki Sieć ma na nas wszystkich.

Obraz
© (fot. Fotolia / Dreaming Andy)

Huge Data

Viktor Mayer-Schönberger oraz K. Cukier w książce „Big Data. Rewolucja, która zmieni nasze myślenie, pracę i życie”. każdego dnia Google przetwarza już ponad 24 Petabajty danych. Twitter z roku na rok powiększa swoją objętość blisko trzykrotnie. W każdej sekundzie na YouTube 800 mln użytkowników dodaje godzinę nowych filmów. Na Facebooka co godzinę przesyłanych jest blisko 10 mln nowych fotografii, a każdego dnia jego użytkownicy dokonują blisko 3 miliardów rozmaitych aktywności: od komentarzy po udostępnienia i kliknięcia „lubię to”. To nie koniec.

Pustynia danych rośnie w zadziwiająco szybkim tempie. Z roku na rok Big Data rozrasta się o 4. proc. Oracle podaje wymowne dane: do 2020 roku wygenerujemy w Sieci już ponad 45 Zettabajtów danych – to aż o 44 razy więcej niż w 2009 roku. IDC przelicza, że na jednego mieszkańca ziemi przypadnie tym samym ponad 5,2 GB danych, a 33 proc. z nich będzie przedstawiało sobą dużą wartość, jeśli zostaną skrupulatnie otagowane i przeanalizowane przez badaczy danych. Prawdziwe wyzwania dopiero zatem przed nami. Przyszłość to Huge Data.

Załóżmy, że przeczytanie tego tekstu ze zrozumieniem zajmie Ci kwadrans. W tym czasie Internet rozrośnie się o jakieś 2. biliardów bitów danych. Analogową równowartością tej liczby byłyby wszystkie dzieła składające się na kanon światowej literatury. Krach Internetu jako światowego archiwum i bazy danych, być może oznaczałby dla naszej kultury śmiertelny cios. Cofnęlibyśmy się w rozwoju o kilkadziesiąt lat, a być może nie potrafilibyśmy już „normalnie” żyć. Cyfrowa apokalipsa okazałaby się prawdziwą apokalipsą.

Nie licząc kilogramów

Wszyscy, którzy z takim zacięciem chcą mierzyć Internet w wartościach fizycznych, zdają się chyba popełniać ten sam kardynalny błąd. Wszelkie odważniki z liczbą gramów czy kilogramów po prostu nie nadają się do mierzenia „wagi Internetu”. Próbujemy przenosić wodę ze studni używając sita. Choćbyśmy nawet zaangażowali do ważenia sieci wszystkie wartości fizyczne szczerze wątpię, byśmy uzyskali jej wartościowy obraz. Wydaje się, że „waga Internetu”. tkwi gdzie indziej. Poza systemem metrycznym.

Danych, które tworzą Internet nie widać. Możemy się licytować i spierać: czy ważą tyle ile ziarnko soli? Jajko? Truskawka? Tornister drugoklasisty? Nawet jeśli zgodzimy się na którąś z opcji –. nadal nie odpowiadamy na podstawowe pytanie: jaka jest ich waga dla naszego, codziennego życia?

Dla niektórych Big Data to „big problem”. czy „big brother”, synonim inwigilacji. Daleko mi do takiej optyki. W Big Data widzę raczej „big opportunity”. Anglosaski dziennikarz zajmujący się problematyką naukową, Robert Krulwich, w kultowym już artykule „Zważmy Internet (albo i nie)”, wydaje się zajmować taką właśnie pozycję: „Możesz ważyć Internet aż zzieleniejesz na twarzy, ale żadne gramy nie powiedzą ci niczego znaczącego. Internet łączy ludzi. To, czym jest – jest bez znaczenia. Liczy się to, co przenosi. Idee nie są jak krzesła czy stoły. Mają swoją własną fizykę. Tworzą swoją własną wagę. Mówisz, że Internet waży mniej więcej tyle co truskawka? I co z tego, skoro wciąż może zatrzymywać czołgi”.

Dane są jednak niczym bez ich analizy. Możemy wpatrywać się w muzyczną partyturę całymi dniami, ale bez wykształcenia muzycznego nie ujrzymy w niej nic poza ciągiem milczących nut i znaków. Nie usłyszymy muzyki. Podobnie rzecz ma się z danymi. Nawet gdybyśmy mieli dostęp do komputerów, w których zapisane byłyby wszystkie dane świata, to i tak bez żmudnej, analitycznej pracy, nie przedstawiałyby one sobą jakiejś większej wartości. To prawda, że ilość danych jest istotna, lecz o wiele bardziej kluczowa jest kwestia tego, co potrafimy z nimi zrobić. Czy potrafimy przekuć Big Data w Smart Data? Czy –. jak w przykładzie Krulwicha – potrafimy zmusić niekończące się ciągi liczb do tego, aby powstrzymały światowe kryzysy albo przynajmniej usprawniły nasze codzienne życie? Bo dopiero wówczas możemy mówić o wadze całego Internetu. Nawet gdyby dane nie ważyły nic, to i tak owo „nic” znaczyłoby dziś dla nas więcej, niż choćby największa wielkość fizyczna.

_ Piotr Prajsnar, _ CEO Cloud Technologies

Źródło artykułu:WP Tech
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)